[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przecież jeszcze wydostać się na zewnątrz i przejść przez nadburcie.
Jeszcze jeden papieros.
Trochę koniaku.
Ciepła fala ostatniego upojenia zaczęła się rozchodzić po całym
ciele. Oparła głowę o ścianę i zamknęła oczy. Zaczęła się wsłuchiwać
w ciężkie drgania okrętowego silnika. Niemal je czuła, przenikały
przez kości czaszki niczym odległa i bezsensowna próba nawiązania
kontaktu. Nic poza tym. Tylko alkohol i dym. I te drgania.
Jeszcze godzina, pomyślała. Za godzinę będzie po wszystkim.
Zaledwie za godzinę.
Wiatr porwał ją i omal nie rzucił na plecy. Przez chwilę się bała,
że zle oceniła sytuację, ale chwyciła poręcz i odzyskała równowagę.
Wyprostowała się i pchnęła drzwi. Wokół rozciągała się czarna noc,
dął silny wiatr. Powoli przedzierała się naprzód w mocnych
podmuchach po wąskim, mokrym pokładzie.
Cały czas naprzód. Poręcz znajdowała się mniej więcej na
wysokości klatki piersiowej. Do tego pod spodem umieszczone były
barierki, których mogła się złapać. Czego chcieć więcej.
Wystarczyło jedynie wybrać odpowiednie miejsce. Przeszła
jeszcze kawałek i dotarła do schodów zagrodzonych łańcuchem.
Tabliczka z zakazem wstępu grzechotała miotana na wietrze,
wyraznie dając do zrozumienia, że pasażerom nie wolno wchodzić na
górę.
Rozejrzała się. Wszędzie było pusto. Na ciemnym i niespokojnym
morzu od czasu do czasu pojawiało się jakieś jaśniejsze pasmo.
Czarna, matowa otchłań. Kiedy się wychyliła, ledwo mogła ją
dostrzec. Ciemność, wszędzie panowała ciemność.
Silniki okrętu wibrowały. Porywisty wiatr burzył słoną pianę.
Zruby okrętowe rozbijały fale.
I ona, całkiem sama. Mimo rozgrzewającego koniaku odczuwała
zimno.
Nikt inny nie odważył się wyjść o tej porze na pokład. Nie przy
takiej pogodzie. Wszyscy byli w środku, w jednym z barów, w
pomalowanej na czerwono restauracji, na dyskotece lub w swoich
ciepłych kajutach.
W środku.
Wdrapała się na barierkę. Siedziała jeszcze przez sekundę, a
następnie odbiła się z całych sił i rzuciła w dół.
Skulona jak płód rozdarła powierzchnię wody, a wcześniejszy
niepokój, że wciągną ją śruby okrętowe, zniknął natychmiast, kiedy
błyskawicznie  dużo szybciej, niż myślała  pochłonęły ją głębiny.
45
Czekając na tę najważniejszą rozmowę, odebrali jeszcze dwa inne
połączenia.
Pierwsze od oficera dyżurującego w Maardam. Heinemann kazał
przekazać, że chyba znalazł kolejną wskazówkę w wyciągach
bankowych. Oczywiście nie można było mieć pewności, jednak
istniały przesłanki, by sądzić, że niejaki Werner Biedersen dokonał
zagadkowego przelewu ze swojej firmy na prywatne konto (z którego
ktoś następnie wybrał pieniądze) na początku czerwca 1976. Tak czy
owak, Heinemann nie mógł znalezć powodu przelania kwoty o takiej
wysokości.
Chociaż równie dobrze mogło chodzić o spłatę karcianego
długu czy też o zapłatę za futra dla żony lub kochanki albo cholera
wie o co. W każdym razie Heinemann prosił, żeby wrócić do tej
sprawy za kilka dni.
 Niezły timing  stwierdził Reinhart kolejny raz tego wieczoru,
ale komisarz nawet nie westchnął.
 Powiedziałbyś coś sensownego  odparł po kilku minutach
ciszy, siedząc w ciemności.
Reinhart wyjął zapałki i w skupieniu zaczął zapalać fajkę, po
czym powiedział:
 Chyba postaramy się o dziecko.
 Dziecko?  zapytał komisarz.
 Tak.
 Ale kto?
 Ja. I moja znajoma.
 Ile ty masz w ogóle lat?
 A jakie to ma znaczenie  odparł Reinhart.  Ale ona zbliża się
do czterdziestki, więc już najwyższy czas.
 Tak sądzę  odpowiedział komisarz.
Minęła minuta.
 Chyba powinienem pogratulować  odparł w końcu komisarz. 
Nawet nie wiedziałem, że kogoś masz.
 Dziękuję  odpowiedział Reinhart.
Następny telefon był od Munckla, który przekazał wyniki
wstępnych oględzin lekarskich. Werner Biedersen został zastrzelony z
berengera 75; trzy strzały oddane z odległości około metra przebiły
klatkę piersiową. Dodatkowe dwa strzały w krocze oddano z
odległości około dziesięciu centymetrów. Zmierć była prawie
natychmiastowa i nastąpiła prawdopodobnie dziesięć po dziewiątej.
Van Veeteren podziękował za wiadomość i odłożył słuchawkę.
 To dziwna zbrodnia  powiedział po chwili.
Wiklinowy fotel Reinharta zaskrzypiał w ciemności.
 Wiem. Też się nad tym zastanawiałem.
Komisarz rozmyślał w milczeniu. Zegar ścienny wiszący między
jasnymi framugami okien próbował wybić godzinę, ale jakby
brakowało mu sił. Van Veeteren spojrzał na swój zegarek. Wpół do
drugiej. Statek już od pół godziny powinien być w porcie w Arnholt.
Pewnie wkrótce zadzwonią.
 Dziwna zbrodnia  powtórzył.
Reinhart po raz dwudziesty odpalił fajkę.
 Te kobiety w gospodzie& Dzień Kobiet  ciągnął komisarz.
 Mężczyzna postrzelony w krocze w toalecie& przez swoją
córkę przebraną za mężczyznę& gwałt sprzed trzydziestu lat& Dzień
Kobiet&
 Wystarczy  przerwał mu Reinhart.  Nie gadajmy już o tym.
 Dobra  powiedział Van Veeteren.  Tak będzie najlepiej. W
każdym razie to było wyreżyserowane.
Reinhart zaciągnął się głęboko kilka razy.
 Zawsze jest&
 Tak?  spytał komisarz.  Co masz na myśli?
 Sam nie wiem  odparł Reinhart.
Ta odpowiedz rozzłościła Van Veeterena.
 Właśnie, że wiesz, nie udawaj! Co ty sobie właściwie myślisz?
Siedzimy w jakiejś pieprzonej ruderze w środku lasu& w środku
nocy, cholera wie gdzie, i czekamy na& no właśnie, czy mógłbyś mi
łaskawie powiedzieć, na co my w ogóle czekamy!
 Na ciąg dalszy  powiedział Reinhart. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •