[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dopiero...
Nie, przecież przez najbliższe dni, jak powiedział Dominic, będzie zamknięty, co
oznacza, że ma wolne, na razie koniec z pracą. Dzięki uprzejmości Drew Butlera, który
wypłacił jej wynagrodzenie poprzedniego wieczoru, miała trochę pieniędzy, ale jak wy-
pełni czas, skoro została uwięziona w Blackstone House co najmniej na kilka dni?
Caro nie lubiła zwyczajowych zajęć przypisywanych kobietom z jej klasy społecz-
nej. Haftowanie szło jej jeszcze jako tako, ale do rysunku i malowania nie miała za grosz
talentu. Dobrze jezdziła konno, ale miała wątpliwości, czy byłoby jej przyjemnie podczas
przejażdżki po londyńskich parkach. Może Dominic ma przyzwoitą bibliotekę? To by
było już coś, bo uwielbiała czytać.
Co ja robię? - zastanawiała się zdegustowana. Przecież wiedziała doskonale, że nie
jest tu gościem, lecz więzniem. To prawda, w złotej klatce, ale jednak więzniem. Dopóki
Dominic Vaughn nie uzna, że nic jej nie grozi i może bezpiecznie opuścić jego dom, jest
przykuta do tych murów niczym kajdanami.
Odrzuciła nerwowo kołdrę i opuściła nogi na podłogę, a gdy wstała, natychmiast
jej wzrok padł na koszulę, którą miała na sobie. Była biała, sięgała prawie do kolan, za-
pięcie na guziczki zaczynało się w połowie piersi. Takie same guziki widniały przy man-
R
L
T
kietach długich rękawów. Nie miała wątpliwości, że była to po prostu jedna z jedwab-
nych wieczorowych koszul Dominica.
Zmysłowo delikatna i niezwykle szykowna męska koszula z białego jedwabiu. Ko-
szula, która gdy układała się miękko na nagim ciele Caro, budziła niestosowne myśli o
dżentelmenie, do którego należała...
Opadła z powrotem na łóżko, gdy przypomniała sobie, jak bardzo nieprzyzwoite
myśli ją opadły tuż przed zaśnięciem. Wspominała usta i język Dominica na nagich pier-
siach, co sprawiło, że znowu nabrzmiały, a malinowe sutki stały się twarde i przekrwio-
ne. Między udami czuła wilgoć, a kiedy zaciskała uda...
- Nareszcie się pani obudziła, madame. - Młoda pokojówka najpierw wsunęła gło-
wę w uchylone drzwi, potem otworzyła je na całą szerokość i zniknęła na parę sekund w
korytarzu.
Caro wykorzystała tę chwilę i wsunęła się pod kołdrę, podciągając ją pod samą
szyję. Dziewczyna wróciła ze srebrną tacą, co ucieszyło Caro. Miała nadzieję, że przy-
niosła herbatę i tosty, bo już od dłuższego czasu nie miała nic w ustach i strasznie zgłod-
niała. Uśmiechnięta pokojówka rozłożyła małe nóżki umieszczone u spodu tacy i ustawi-
ła ten praktyczny stoliczek na kołdrze na wysokości kolan Caro.
Na tacy były nie tylko herbata i tosty, stwierdziła, patrząc łakomie, lecz również
jajka w koszulkach i parę plasterków cudownie pachnącej szynki.
- Wygląda pysznie - zauważyła.
- Jestem pewna, że będzie pani smakować, madame. - Pokojówka dygnęła. - Jego
Lordowska Mość ma najlepszego kucharza w Londynie.
Niestety apetyt nagle ją opuścił. Gdy pokojówka, zwracając się do niej, użyła
zwrotu  madame", Caro w porę przypomniała sobie, że występuje tu jako uboga owdo-
wiała kuzynka Dominica Vaughna, a takie oszustwo wcale się jej nie podobało. Nie
chciała, żeby w jakikolwiek sposób łączono ją z Dominikiem.
- Proszę jeść, madame - zachęciła ją wesoło dziewczyna, kręcąc się koło łóżka. -
Krawcowa już czeka na dole.
R
L
T
Krawcowa, której nie potrzebowała, co wyraznie oświadczyła hrabiemu. Ale po-
winna była wiedzieć, że zadufany w sobie arystokrata nie będzie się liczył z jej zdaniem.
Tak jak ona nie miała zamiaru liczyć się z jego. Uśmiechnęła się do pokojówki.
- Jak masz na imię? - spytała.
- Mabel, madame.
- Mabel, a zatem bądz tak dobra, zejdz na dół i poinformuj krawcową, że nastąpiła
pomyłka...
- Nie ma mowy o pomyłce.
Nieproszony Dominic wszedł do sypialni, po czym zbliżył się do łóżka i popatrzył
kpiąco na zaczerwienioną twarz Caro. Przez chwilę mierzył ją bezlitośnie wzrokiem, po
czym zwrócił się do zarumienionej służącej:
- To wszystko, dziękuję.
- Milordzie, madame. - Pokojówka dygnęła i pośpiesznie opuściła pokój.
Caro wiele by dała, żeby uciec razem z nią, ale po raz kolejny skupiła się na spoj-
rzeniu błyszczących srebrnych oczu. Hrabia stał przy łóżku. Był taki wysoki i dominują-
cy. Wygląda zdecydowanie za przystojnie, pomyślała z żalem. W płowożółtych obci-
słych spodniach, czarnych butach z cholewami, czarnym żakiecie podkreślającym szero-
kie ramiona, szarej kamizelce i śnieżnobiałej koszuli prezentował się znakomicie.
Koszulki niewątpliwie jedwabnej, podobnej do tej, która zastępowała jej nocną ko-
szulę.
- Zubożała kuzynka czy nie, ale to nie upoważnia jeszcze pana do wchodzenia bez
zaproszenia do mojej sypialni, milordzie - wycedziła przez zęby, gdy w końcu złapała
oddech.
Dominic nie odpowiedział, po prostu podziwiał Caro, która wyglądała po prostu
pięknie. Złote pukle spływały na poduszkę, jędrne piersi okrywał tylko biały jedwab ko-
szuli, przez który prześwitywały zaróżowione twarde sutki.
Zacisnął szczękę, po raz kolejny opanowując chęć rozebrania panny Morton i na-
pawania się widokiem kuszących pagórków.
- Jedz, Caro - odezwał się wreszcie. - Krawcowa czeka, nie możesz bez końca wy-
legiwać się w łóżku.
R
L
T
Policzki Caro zaróżowiły się z gniewu.
- Doskonale pamiętam, co powiedziałam, ale jeszcze raz powtórzę. Nie potrzebuję
usług krawcowej, milordzie - oświadczyła z naciskiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •