[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wiem, że ciebie to nic nie obchodzi, ale mnie tak. Na tym polega moja praca i zamierzam ją
wykonywać. Spoglądali na siebie w milczeniu oddychając głęboko.
Z drugiej strony przepierzenia dobiegał ostry płacz i dziecięce łkanie.
- Shirl, nie chcę się z tobą spierać. Muszę wyjść. Możemy porozmawiać o tym pózniej, gdy wrócę.
- Jeśli będę tu jeszcze, gdy wrócisz. - Zcisnęła palce jeszcze mocniej, jej twarz była blada.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nie wiem jeszcze. Wiem tylko, że coś musi się zmienić. Proszę, porozmawiajmy o tym teraz.
- Czy nie rozumiesz, że to niemożliwej Zrobimy to, gdy wrócę. - Otworzył drzwi i stanął z ręką na
klamce, by trochę ochłonąć. - Nie spierajmy się teraz. Wrócę za parę godzin, wtedy będziemy się o to
martwić, dobrze?
Nie odpowiedziała. Odczekał jeszcze chwilę i wyszedł zamykając za sobą drzwi. W twarz uderzył
go smrodliwy, gęsty odór.
- Belicher - powiedział, - będzie pan musiał tu posprzątać. Zmierdzi.
- Jak długo nie mam komina, nic nie zrobię z tym dymem. - Belicher pociągnął nosem, przykucając i
przesuwając dłońmi ponad płonącym kawałkiem morskiego węgla. Za palenisko służył im dekiel
samochodowy wypełniony piaskiem; gryzący w oczy, gęsty dym wypełniał pokój. Otwór w ścianie,
który Sol wybił niegdyś dla komina, został starannie przykryty kawałkiem cienkiej folii trzepoczącej
przy każdym uderzeniu wiatru.
- Dym jest tutaj najmilszym z zapachów - powiedział Andy. - Czy pańskie dzieciaki znów używają
tego pokoju jako toalety?
- Przecież nie można kazać dzieciom chodzić po nocy schodami na dół, prawda? - stwierdził
Belicher.
Andy rozejrzał się po pokoju, zwracając uwagę na stos okryć w rogu, gdzie Mrs Belicher i co
młodsze Belichery usiłowały znalezć trochę ciepła. Dwóch chłopców majstrowało coś w drugim
kącie, obaj byli odwróceni plecami do reszty. Mała żarówka rzucała długie cienie na śmieci, które
zaczynały gromadzić się pod ścianami, oświetlała nowe ślady i rysy wykute na tynku.
- Lepiej, żeby pan posprzątał tutaj - powiedział Andy, zatrzaskując drzwi i ucinając piskliwą
odpowiedz Belichera. Shirl miała rację, ci ludzie byli nie do zniesienia i musiał coś z nimi zrobić.
Ale kiedy? Im szybciej, tym lepiej, ona była u kresu wytrzymałości. Był zły na intruzów, zły na nią.
W porządku, układa się zle, ale trzeba przyjmować rzeczy takimi, jakimi są. Wciąż pracował po
dwanaście, czternaście godzin na dobę, co było o wiele gorsze niż po prostu siedzenie w pokoju i
słuchanie krzyków.
Ulica była ciemna, wiatr niósł deszcz ze śniegiem. Na chodniku i pod murami zaczynały tworzyć się
zaspy. Andy brnął z opuszczoną głową, pielęgnując nienawiść do Belicherów i próbując stłumić
złość wobec Shirl.
Mostki i trapy Shiptown były oblodzone i śliskie, więc Andy musiał iść ostrożnie, pamiętając o
ciemnej wodzie poniżej. W mroku wszystkie statki wyglądały podobnie, odszukiwał z latarką
wymalowane na rufach nazwy. Zanim znalazł "Columbia Victory" był zmarznięty i przemoczony, z
ulgą otworzył ciężkie stalowe drzwi prowadzące pod pokład. Gdy zszedł po metalowych stopniach,
w głębi korytarza rozjarzyło się światło. W otwartych drzwiach stał mały chłopak o pajęczych
nogach. Wyglądało, że są to drzwi do mieszkania Chungów.
- Chwileczkę - powiedział Andy wchodząc, zanim dziecko je zatrzasnęło. Chłopiec wpatrywał się w
niego bez słowa, rozszerzonymi oczami.
- To mieszkanie Chungów, prawda? - spytał wchodząc dalej. Rozpoznał stojącą w głębi kobietę.
Była to siostra Billy'ego, spotkał ją już przedtem. Matka siedziała w fotelu pod ścianą i obie miały na
twarzy wyraz odrętwiałego strachu. Obok matki stał blizniak tego chłopca, który otworzył drzwi.
Nikt mu nie odpowiedział.
Ci ludzie naprawdę kochają policję, pomyślał Andy. W tej samej chwili zdał sobie sprawę, że
wszyscy wpatrują się w drzwi w przeciwległej ścianie, bezskutecznie starając się przy tym odwrócić
wzrok i patrzeć gdziekolwiek indziej. Co ich niepokoiło?
Sięgnął za siebie i zamknął drzwi. Wydało się to niemożliwe, ale poprzednia noc, gdy widziano Billy
Chunga, była taka sama - deszczowa, idealnie kryjąca, uciekiniera. Czyżbym wreszcie trafił? Czy
wybrał tę właśnie noc, by do nich przyjść?
Zastanawiał się jeszcze, gdy drzwi w głębi otworzyły się i wszedł Billy Chung. Chciał coś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •