[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jak Sylvie tańczy sama. Mówi sobie, że szczęściarz z niego -
ma taką piękną żonę. Wystarczy, że patrzy na nią, jak się
porusza w obcisłej czarnej sukience, a wzbiera w nim
pożądanie.
Isabelle wraca do stołu i siada obok Jeana - Philippe'a,
przez długą chwilę nie odzywa się ani słowem, po czym naraz
nachyla się do niego i pyta półgłosem:
- Mógłby mnie pan poprosić do tańca?
No nie, Jean - Philippe nie posiada się ze zdumienia: ta
nadziana kołtunka, pogardliwa, wyniosła, arogancka, krótko
mówiąc,  ta kretynka Isabelle" prosi go, żeby z nią zatańczył!
Na dodatek niemal błagalnie!
Mógłby się wyzłośliwić: zapytać, czemuż to zawdzięcza
taki zaszczyt, upokorzyć ją jakimś sarkazmem i posłać na
drzewo. Ale nie ma ochoty być złośliwy. Po tej kolacji nie
postrzega jej już tak samo. W gruncie rzeczy żal mu kobiety.
Toteż mimo że nie ma wcale ochoty i mimo że żona może być
na niego wściekła, prosi Isabelle do tańca. Zwłaszcza że w grę
wchodzi coś jeszcze: Jean - Philippe doskonale zdaje sobie
sprawę, że to świetny sposób, by wkurzyć tego pajaca
kardiologa. Isabelle na pewno również jest tego świadoma.
Podczas tańca - rockowy kawałek, Jean - Philippe marnie
prowadzi, nie popisuje się, powtarzając w kółko dwie figury,
które udało mu się opanować - Isabelle się wypogadza. Nie
trwa to jednak długo, nagle bowiem wyrywa jej się okrzyk
bólu.
- Cholera! Nadepnąłem pani na nogę.
- Zauważyłam - odpowiada, krzywiąc się.
- Boli?
- Trochę, ale zostało mi dość zdrowych palców, żeby się
dowlec do stołu, jeśli poda mi pan ramię.
- Kurczę! Naprawdę mi przykro.
- Nic się nie stało, zapewniam. Nie zapomniałam
pańskiego niezwykłego popisu na weselu Laurence. Dobrze
wiedziałam, na co się narażam, tańcząc z panem.
Jean - Philippe śmieje się pod nosem. Nie sądził, że
Isabelle może mieć poczucie humoru.
- Słowo daję, przykro mi bardzo. Faktycznie kiepski ze
mnie tancerz.
- Proszę się nie tłumaczyć. Mimo podeptanej stopy to i
tak pierwsza miła chwila tego wieczoru. Dziękuję, Jean -
Philippe.
- Dziękuję, że mi to pani mówi - mamrocze w
odpowiedzi.
Czuje się stropiony. Zawsze ją uważał za osobę nie do
zniesienia, lecz dzisiaj skrywana zgryzota sprawia, że Isabelle
wydaje mu się prawie sympatyczna. Odchrząkuje i odwracając
się do niej, mówi:
- Wie pani co? Nie powinna pani pozwolić, żeby poza
parkietem też pani deptano po palcach.
Widzi po oczach, że zrozumiała, o co mu chodzi. Isabelle
odpowiada ze smutkiem, za którym czai się coś na kształt
buntu:
- Myśli pan, że człowiek zawsze ma wybór?
W tej chwili w niczym nie przypomina  tej kretynki
Isabelle" - jest kobietą, którą przez całe przyjęcie upokarzano,
która w ciągu dwóch miesięcy schudła dwa kilo, stosując
drakońską dietę, i ze strachem czeka na ślub syna mający się
odbyć za dwa tygodnie.
Jakiś złośliwy głosik cicho mu podszeptuje, że dostała po
prostu za swoje. W pewnym sensie upokorzenie Isabelle
sprawia mu satysfakcję, jest rewanżem za wiele
wcześniejszych zniewag, których on doświadczył. Mimo to
nie może się pohamować - żal mu jej. W gruncie rzeczy Jean -
Philippe jest jak jego żona: nie potrafi chować urazy.
Stoją chwilę na skraju parkietu, nie odzywając się,
obserwują tylko bawiących się gości. W końcu Jean - Philippe
pyta:
- Niech mi pani powie, ale tak szczerze: dlaczego chciała
pani ze mną zatańczyć? Bo miała pani rzeczywiście ochotę
czy żeby wkurwić męża?
Specjalnie powiedział  wkurwić", aby jej przypomnieć -
na wypadek gdyby nie pamiętała - że wciąż jest chamem,
jakiego zna.
Isabelle wzdycha głęboko i po kilku sekundach
odpowiada:
- Jean - Philippe, muszę to panu powiedzieć: tworzycie z
Sylvie piękną parę. Szczęściarze z was... - Przygląda mu się z
natężeniem i powtarza:
- Wielcy szczęściarze.
Po czym dość gwałtownie odwraca się do niego tyłem.
Dumnie wyprostowana, lekko utykając, idzie dołączyć do
męża.
Ha! o czymś takim w życiu by nie pomyślał!
 Szczęściarze z was". To naprawdę ostatnia osoba, od której
spodziewałby się usłyszeć takie słowa. Kiedy powie o tym
Sylvie, na pewno uśmieje się po pachy, no i sprawi jej to
przyjemność, bez dwóch zdań...
Z uśmiechem na ustach rozgląda się za żoną wśród
tancerzy. Nigdzie jej jednak nie widzi. Idzie wzdłuż parkietu,
wyciągając szyję i wytężając wzrok. Nie ma jej. Może poszła
gdzieś usiąść... Bez wątpienia nie na miejsce, które zajmowała
podczas kolacji. Jean - Philippe zaczyna przepatrywać inne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •