[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Kosztuje sto pesos. Na kiedy je potrzebujecie?
 Zaraz i pieniądze płacę zaraz.
 Tak, to rozumiem. Poczekajcie chwilę. Oddalił się i wrócił po godzinie.
 Oto jest trucizna  rzekł.
Kortejo wziął maleńką puszeczkę objętości naparstka i zapytał:
 Naprawdę? I to kosztuje sto pesos?
 Nie chodzi o ilość, tylko o jakość.
 Dobrze. Zapłacę. Ale za skutki musicie mi poręczyć.
 Sami się przekonacie, że proszek ten ma ogromną siłę. Kortejo zapłacił, starannie
schował truciznę i odjechał. Po drodze spotkał kapitana Landolę, który miał bardzo ważną
sprawę do omówienia. Ze względów bezpieczeństwa postanowili spotkać się dopiero
wieczorem na tym samym miejscu.
Kortejo ruszył do domu. Córka oczekiwała go z niecierpliwością.
 Spotkałeś go? Truciznę dostałeś?
 Dostałem, bardzo droga! Jak możesz być taką nieostrożną i wysyłać naprzeciw mnie
tego kapitana?
 Byłoby jeszcze gorzej, gdyby zaczekał tutaj, co właściwie miał uczynić. To
niesłychanie zuchwały człowiek. Chciał mnie pocałować!
Kortejo nawet się nie rozgniewał słysząc to, tylko zdziwił srodze, gdyż nie znał jeszcze
człowieka, któremu miałby ochotę całować jego córkę.
 Całować chciał?  zapytał.
 Tak, całować mnie, przyszłą hrabinę!  rzekła dumnie.
 No no, to żart z jego strony. Ci żeglarze to bardzo żartobliwi ludzie!  odrzekł zacny
ojczulek ironicznie.  Mówił coś o naszej sprawie?
 Niestety, na wszelkie moje pytania odpowiadał wymijająco.
 O, ten nigdy nie powierza tajemnic kobietom i nie przyjmuje od nich niebezpiecznych
zleceń! Już umówiłem się z nim na spotkanie.
 Gdzie? Chyba nie tutaj! Musiałabym być obecną przy naradzie, a wtedy może by mnie
chciał jeszcze raz pocałować! Mój mąż powinien mnie dostać nie całowaną!
 Jesteś niespotykaną rzadkością  zaśmiał się ojciec ironicznie i zmienił temat
rozmowy  Oto trucizna.
Józefa wzięła do rąk puszkę, nazywając przy tym Indianina drabem, dlatego, że tak drogo
kazał sobie zapłacić.
 W przeciągu jednej nocy osiągniemy swój cel. Popadnie w letarg. Kiedy zaś umrze, bo
jest ranny, wtedy wina nie spadnie na mnie. Trzeba jeszcze jednak środka na to, by wyglądał
jak prawdziwy trup, bo lekarz pozna się na letargu. W naszym klimacie występują na trupach
plamy, które w tym wypadku trzeba będzie sztucznie wywołać. Ale jak?
 Jaki ty jesteś głupi, mój ojcze!
 Dlaczego?
 Benito mógł mieć przecież taki środek!
 Prawda! Nie pomyślałem o tym. Pójdę jeszcze raz do niego. Rozsądna jesteś bardzo
moja dzieweczko.
Wieczorem dostał od Benita środek na plamy&
Na Pazeo spotkał się z kapitanem Landolą. Po krótkiej rozmowie przystąpili do sedna
sprawy.
Kapitan Landola otrzymał list od brata Korteja z Manresy, iż ma otrzymać od jego brata
jakiś fracht. Udał, iż nie wie co to ma być. Fracht, to fracht, może być to nawet człowiek, a
choćby i diabeł on wszystko wezmie. Udawał, iż o niczym nie ma pojęcia, chociaż w głębi
swej zbrodniczej duszy przejrzał plany obu braci i postanowił w stosownej porze skorzystać z
tego.
Po wyczerpującej rozmowie i drobiazgowych ustaleniach obaj łotrzykowie rozeszli się.
Hrabia Ferdynand, leżąc chory na swym łożu nawet nie domyślał się, co radzono o jego
losie&
Diabeł widocznie był z sekretarzem w zmowie, bo sprzyjało mu niewyobrażalne szczęście.
Właśnie gdy wstąpił do pałacu swego pana, spotkał Marię Hermoyes, która szła do studni
niosąc w ręku szklankę wody.
 Jak się ma pan hrabia?  zapytał.
 Dosyć dobrze  rzekła.  Ale pragnienie ma straszne. Co kwadrans muszę mu dawać
wodę do picia.
 Prosto ze studni, jak widzę.
 Tak, chce zimnej.
 Czy był lekarz?
 Już dwa razy.
 Co powiedział?
 %7łe żadne delikatniejsze części nie naruszone i że nie trzeba się obawiać, chyba że co
innego by się przyplątało.
 Musimy modlić się o jego zdrowie, w tak gorącym kraju nawet mała rana jest
niebezpieczna.
 Prawda. Ale ja muszę iść, senior. Dobranoc!
 Dobranoc!
Stali właśnie przed drzwiami hrabiego, Maria musiała się po coś wrócić i postawiła w
niszy muru szklankę z wodą.
Kortejo proszek miał przy sobie. Jednym rzutem oka przekonał się, że go nikt nie widzi,
szybko więc wsypał zawartość do szklanki i błyskawicznie oddalił się. Serce tłukło mu się w
piersiach, że zdawało mu się zagłuszać jego kroki.
Córka jego nie spała, oczekiwała nań. Była to jego doradczyni wtajemniczona we
wszystko, była bardziej wyrafinowana i podstępna niż ojciec.
 Spotkałeś go?  spytała.
 Tak.
Słowa brzmiały dziwnie ponuro. Spojrzała więc na niego uważnie.
 Jesteś blady, cały drżysz, co się stało?
 Nic, przesadzasz?
 Przecież widzę, co ci jest?
 Nic, szedłem trochę za prędko.
 Ach tak! Więc wszystko omówiliście?
 Naturalnie.
 Kiedy ma to się stać?
 Możliwie prędko. Potem będzie pogrzebany. My wyjmiemy trupa z trumny i w koszu
przetransportujemy na wybrzeże, gdzie będzie już czekał kapitan.
 Aatwo do powiedzieć, tylko czy się uda. Dostałeś już ten środek od Indianina?
 Tak to jakiś sok, za który musiałem zapłacić aż dziesięć pesos.
 Ten Benito to wyjątkowy łajdak!
 On uważa, że ja również  zaśmiał się sekretarz.
 Rozmyślałam ojcze, jakby ten proszek podsunąć hrabiemu, ale nic szczególnego nie
wymyśliłam.
 Ja miałem więcej szczęścia i to przez przypadek. Popatrzyła na niego i zauważyła
złowrogi blask oczu i rozgorączkowane policzki.
 Ty coś ukrywasz przede mną, przyznaj się!  rzekła.
 Miałaś słuszność poprzednio!
 W czym?
 %7łe byłem wzruszony. Bo nasz plan już się udał.
 Ach!  rzekła z radością  Naprawdę udało ci się?
 Myślę, że hrabia w tej chwili już zażył proszek.
 Doprawdy?  zawołała.  Jak mu go podsunąłeś?
 W szklance wody.
Opowiedział jej wszystko, a ona słuchała z widoczną radością.
 Bogu dzięki!  zawołała, gdy skończył.  Wygraliśmy, wszelka wątpliwość
skończona, teraz jestem przekonana, że zostanę hrabiną! Kiedy Alfonso może wrócić?
 Jeżeli się spieszył, to może i jutro tu stanąć!
 Nie będę mogła spać tej nocy z radości i niecierpliwości.
 Musisz mimo tego udać się do swej sypialni.  Dlaczego?
 Bo jeżeli hrabia zażył  lekarstwo , obudzą wszystkich. Każdy zjawi się prędko na wpół
ubrany więc mogłoby wpaść w oczy, gdybyś nie była w nocnym stroju. Musimy i w
głupstwach być ostrożni.
 Masz rację. A jeżeli hrabia popadnie w letarg, czy zostawisz Marię w jego pokoju?
 Na pewno nie.
 To dobrze, właśnie chciałam cię przestrzec.
 Dlaczego?
 Hrabia zdaje się miał zmienić testament!
 Do pioruna!  zaklął Kortejo zdziwiony.
 Tak przynajmniej się domyślam.
 Z czego?
 Przed pojedynkiem najczęściej wydaje się ostatnie rozporządzenia.
 To naturalne, masz rację.
 Służący powiedział mi, że coś bardzo długo pisał.
 Ale z tego nie wypływa, żeby miał zmieniać testament.
 Są i inne powody.
 Jakie?
 Dlaczego tak skrzętnie to ukrywa, co napisał?
 To każdy robi.
 Dlaczego nie zamknie do biurka, gdzie podobne rzeczy leżą?
 Schował gdzie indziej?
 Tak.
 Gdzie?
 Dał go tej starej Marii.
 Do diabła!  zakrzyknął Kortejo z przerażeniem  Wiesz to na pewno?
 Naturalnie. Z wielką, pięcioma pieczęciami zalakowaną kopertą, wyszła od niego przed [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •