[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystko przyrzekłem ci, że się postaram o złagodzenie waszej kary, jest to dobroć, na którą nie
zasłużyliście i za którą winniście dziękować na kolanach, zamiast mówić o gniewie Allacha,
który spadnie tylko na was, a nie na mnie. Słowa te były jak razy. Jeśli szejk dotąd spodziewał
się, że sprawa przyjmie korzystny obrót, a na pewno tak sądził, to teraz musiał pozbyć się
wszelkiej nadziei. Usiłował jednak zastosowaE jeszcze jeden środek, by ocalić straconą pozycję.
Przybrał żałosną minę i zaczął lamentować.
- Effendi, jeśli zabierzecie nam zwierzęta, jesteśmy zgubieni, bez nich nie możemy żyć.
- Nie opowiadaj mi bajeczek. Możecie wyżyć bez waszych zwie-rząt. Jedyny skutek i to wcale nie
najgorszy, będzie taki, że w przyszło-ści zaniechacie waszych wypraw zbójeckich i będziecie
zmuszeni pro-wadzić spokojne, osiadłe życie. A to byłoby ze wszech miar pożądane.  I~raz
szejk zrozumiał, że wszelkie jego usiłowania są daremne, więc okazał swoją prawdziwą naturę.
Z dziką wściekłością ryknął.
- Niech Allach nasadzi ci kapelusz na głowę! Jesteś okrutny jak wampir, który musi wyssać
ostatnią kroplę krwi. Bądz przeklęty aż do
217 najgłębszego dna piekła. Moje przekleństwo niech ci towarzyszy na wszystkich twoich
drogach, obyś był jak prześladowana hiena na pustyni, która musi żreć ścierwo, póki nie zdechnie z
głodu! Przez cały czas Ghani stał w milczeniu i obojętnie, jak gdyby cała sprawa nic go nie
obchodziła. Ale jak wyglądał!  Iiwdno go było poznać. W ciągu niewielu godzin policzki mu
zapadły, oczy tkwiły głęboko w oczodołach. Postarzał się o dziesięć lat.  I~raz w jego na pozór
obojętną postać wstąpiło życie. Zwrócił do nas twarz, z której tryskało całe piekło nienawiści i
ryknął swym ochrypłym, na wpół zduszonym głosem, jakim mówił w chwilach największego
podniece-nia.
- Bądz tysiąckrotnie przeklęty, psi synu! Mój zięć za mało jeszcze powiedział, a i ja nie jestem w
stanie wyrazić, co do ciebie czuję. Nienawidzę cię tak bardzo, jak jeszcze dotąd nikt nikogo nie
niena-widził, słyszysz, ty przeklęty szatanie! Wiem, że moja rola skończona, ale oddałbym całą
błogość i rozkosz raju, gdybym mógł się na tobie zemścić, ty najparszywszy ze wszystkich
psów. Niech Allach cię prze-klnie!
- A ciebie niech pobłogosławi w swym miłosierdziu i łaskawości
- odparłem spokojnie. - Masz rację, mówiąc, że rola twoja skoń-czona, zresztą najżałośniejsza, jaką
sobie można wyobrazić. Ukazy-wałeś twarz świętego, modlitwy twoje rozbrzmiewały jak
modlitwy człowieka bogobojnego. Udawałeś tu, w Mekce, szarifa, któremu należy okazywać
najwyższe poważanie, a przy tym byłeś przestępcą i zbójem. Nazywano cię Ghanim, bogaczem,
a przecież jesteś uboższy niż najuboższy żebrak. Poznałem wielu godnych pożałowania ludzi,
ale najbardziej godny pożałowania i najuboższy jesteś ty. Nawet nie masz pojęcia, jak
nieopisanie wielkie budzisz współczucie. Niech B6g ma kiedyś choć drobną część tego
współczucia i miłosierdzia, jakie ja dla ciebie teraz odczuwam. Oto odpowiedz, jaką ci daję na
twoje przekleństwa. A teraz kończę z tobą. Niech będzie ci tiane miłosier-dzie Boże!
Wielka procesja pielgrzymów
Wiadomość o wydarzeniach tej nocy rozeszła się lotem błyskawicy po całym mieście i wzbudziła
wielką sensację. Przyjaciele wielkiego szarifa triumfowali, a pewne wysoko postawione
osobistości, które nie miały czystego sumienia, potajemnie szykowały się do wyjazdu. Ale nie
zdążyły, tylko jedna po drugiej znikały w podziemnych kaza-matach cytadeli. To oczywiście
wzmagało przerażenie tych, którzy czuli się winni, toteż spieszyli co rychlej zapewnić wielkiego
szarifa o swojej niezmiennej wierności. Zresztą i on okazał się mądrym mężem stanu, tym bardziej,
że radziłem mu postępować możtiwie łagodnie. Po kilku dniach aresztowanych wypuszczono na
wolność. Strach, którego się tymczasem najedli, i niespodziewana dobroć wielkiego szarifa, po
którym spodziewali się czegoś o wiele gorszego, co naj-mniej utraty maj ątku, przyczyniły się do
tego, że z wrogów szybko stali się przyjaciółmi, na których wierność mógł w przyszłości liczyć.
Nie tak łatwo wywinęli się Beni Sebidowie. Jak już powiedziałem, postanowiłem wpłynąć na
wielkiego szarifa, by trochę złagodził im karę. Pasza co prawda okazał się mniej podatny na moje
perswazje, ale za pośrednictwem emira uzyskałem to, że Beni Sebidowie 219 potraktowani zostali
mniej surowo. Mieli przez miesiąc pozostać uwięzieni, a potem powrócić do swoich namiotów, nie
odzyskując zwierząt. Zrobiłem dla nich, co mogłem, ale nie wątpiłem ani przez chwilę, że będą
mnie traktowali jak śmiertelnego wroga. Biada mi, jeśli kiedykolwiek wpadnę w ich ręce! Ale nie
miałem się czego obawiać, kiedy oni wyjdą na wolność będę już w odległości wielu mil od Mekki.
Ghani został skazany na dożywotnie więzienie i utratę całego majątku. Jeszcze z rana po
uwięzieniu go udałem się do jego domu modlitwy i zbadałem dokładnie czerwone dywany. Istotnie
znalazłem tam to, czego się spodziewałem. Dywany składały się, dokładnie tak jak niebieski, z dwu
sztuk, pomiędzy nimi zaś wszyta była cała masa banknotów, stanowiących pokazny majątek.
Trzymałem w ręku te banknoty i zastanawiałem się, co z nimi począć, gdy wpadła mi pewna myśl
do głowy. Za sprawą Ghaniego dwudziestu askarów Persa po-niosło śmierć, a ich rodziny straciły
swego żywiciela. Więc chyba słusznie zrobię dając te pieniądze Persowi, a on rozdzieli je
pomiędzy rodziny poległych. W każdym razie suma ta będzie lepiej wykorzysta-na, niż gdyby
wpłynęła do bezdennych kieszeni paszy. Byłem jednak na tyle przezorny, że powiadomiłem
wielkiego szarifa o tym znalezi-sku i poprosiłem o wyrażenie zgody na mój plan. W razie gdyby
wjakiś sposób wyszła na jaw sprawa istnienia tych pieniędzy, potrzebna by mi była obrona
wielkiego szarifa wobec paszy. Kiedy więc przedsta-wiłem emirowi swoj ą prośbę, zezwolił mi z
uśmiechem, a ja wręczyłem tę sumę Persowi, który przyjął ją z wielką radością. Mam nadzieję, że
pieniądze te trafiły we właściwe ręce.
Planowany odjazd na razie trzeba było odłożyć, choć Werniłow naglił. Otrzymaliśmy dużo
zaproszeń i nie mogliśmy odmówić. Nie zrobiłbym tego nawet, gdybym chciał, choćby ze względu
na Halefa i jego dzielnych Haddedihnów, którym należały się honory spadające na nich jak deszcz.
Wielki szarif wprost dwoił się i troił w okazywaniu nam wdzięczności, obsypywał nas
zaproszeniami i prezentami.
220
Wychodził widać z założenia, że nie żyłby, gdyby Allach nie sprowa-dził nas na jego ratunek.
Szczególnie spodobał mu się nasz Kara Ben Halef, jego młodzieńcza, a zarazem energiczna siła.
Najchętniej za-trzymałby go przy sobie w Mekce. Chyba zupełnie zrozumiałe, że wyróżnieniem
Kary zyskał sobie wielki szarif szczególną sympatię Halefa, którego radość znalazła odbicie na
obliczu najbardziej uro-czej wśród uroczych w namiocie kobiecym . [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •