[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znalezć!
- Chcę, żeby zostało tak, jak jest.
- Tyler, miej trochÄ™ rozsÄ…dku. Znam siÄ™ na segregowaniu dokumentacji.
Robiłam to dla lorda Vincenta. Pozwól mi zrobić to samo dla ciebie.
Podniósł głowę i spojrzał na nią z irytacją i politowaniem równocześnie.
- Ciekawe, co mają wspólnego moje faktury z aukcji, papiery od weterynarza,
świadectwa inseminacji bydła i inne poważne dokumenty z rachunkami od
fryzjera i krawca jakiegoÅ› angielskiego lorda?
- Nie bądz głupi. W Mornfield była też całkiem spora farma...
- Nic z tego! - Odpowiedz była krótka, stanowcza i wykluczała dalszą dyskusję.
- Erin, nie odezwałem się ani słowem, kiedy robiłaś porządki w kuchni, chociaż
do dzisiaj uważam, że układanie przypraw w porządku alfabetycznym to spora
przesada. Ale trudno, każdy ma jakiegoś fioła.
- Jesteś bardzo miły. Dziękuję. - Erin ledwo powstrzymała się od wyrażenia
swojej opinii na temat mężczyzn wyznających filozofię, że miejsce kobiety jest
w kuchni.
- Nie powiedziałem nic, mimo że do dzisiaj nie mogę znalezć swojego
ulubionego kubka.
- Ulubionego kubka? - Erin uciekła spojrzeniem gdzieś w bok. - Chyba nie
mówisz o tym wyszczerbionym białym kubku z obrazkiem wierzgającego
konia?
- Czyżbyś coś o nim wiedziała? - Tyler zmrużył podejrzliwie oczy.
Erin była tak zajęta polerowaniem przycisku na papiery, że nie usłyszała
pytania.
- Erin!
RS
- Wyrzuciłam go - przyznała odważnie.
- Co zrobiłaś!?
- Skąd mogłam wiedzieć, że to twój ulubiony kubek?
- A nie zastanowiłaś się, dlaczego jest taki zużyty? - Tyler nagle drgnął, jakby
coś mu się przypomniało. -Nie widziałaś przypadkiem mojego brązowego
kapelusza?
- Takiego z dziurami i pogiętym rondem? Z paskudnymi plamami na czubku?
- To plamy od potu. Zwiadectwo ciężkiej, uczciwej pracy.
Erin zamrugała powiekami.
- Niech cię pocieszy fakt, że nie jest sam. W towarzystwie kubka leży sobie
gdzieś na wysypisku śmieci.
- Wyrzuciła mój kapelusz - wyjąkał słabym głosem Tyler i wzniósł oczy do
nieba, jakby stamtąd oczekiwał pocieszenia. - Czy dla ciebie naprawdę nie ma
nic świętego?
- Chyba nie - przyznała Erin.
Była pewna, że stary i brudny kapelusz nie będzie nikomu potrzebny. Nawet
takiemu abnegatowi jak Tyler. Znowu się pomyliła.
- Jaki z ciebie kamerdyner? Zawsze mi mówiono, że dobry kamerdyner robi
tylko to, co poleci mu jego pracodawca, i nic ponadto. Ma go być widać, ale nie
słychać.
- Pomyliło ci się ze staroświeckimi poglądami na wychowanie dzieci -
poprawiła go.
- A w dodatku rezonuje! Nigdy nie widziałem kamerdynera, który by się
ośmielił odpowiadać w ten sposób. Kamerdynerzy w ogóle nie mają własnych
poglądów, jeśli chodzi o ścisłość.
Ona też nigdy przedtem nie okazywała własnych poglądów w podobnych
sytuacjach. Za coś takiego wylatuje się z pracy, dobrze o tym wiedziała.
- Przepraszam - powiedziała, ale nie udało się jej powściągnąć języka i dodała: -
Jak na kowboja, wiesz zadziwiająco dużo o kamerdynerach.
RS
- Szybko się uczę - odparł. - No dobrze. Nie wyrzucaj niczego bez pytania. I
zostaw w spokoju moje biurko.
- Próbowałam ci pomóc.
- Erin - jęknął i usunął się z drogi, dając jej jednoznacznie do zrozumienia, że
ma stąd wyjść. - Czy ty słuchasz, co się do ciebie mówi?
Wyszła więc z wysoko podniesioną głową, żeby nie myślał, iż czuje się
upokorzona. Tyler poszedł za nią.
- Wykonywałam swoją pracę - powiedziała jeszcze raz.
- Twoja praca tutaj nie polega... - zamilkł niespodziewanie. - Co, do diabła?! -
krzyknÄ…Å‚, patrzÄ…c przez okno na podjazd.
RS
ROZDZIAA SIÓDMY
- Co się dzieje? - zapytała Erin.
- Junior coś knuje - odpowiedział Tyler, wskazując brodą chłopca, który z
ożywieniem opowiadał coś kierowcy wielkiej ciężarówki z gazem, stojącej na
końcu drogi prowadzącej do domu.
Raz w miesiącu na ranczo dowożono propan, który służył do gotowania i
ogrzewania wody.
- Nie wyciągaj zbyt pochopnych wniosków. - Erin popatrzyła na Tylera z
naganą. - Może nie robi nic złego.
- Akurat. A tu mi wyrośnie kaktus - Tyler postukał palcem w odwróconą dłoń. -
Pójdę sprawdzić.
Zanim jednak zdążył zejść ze schodów, ciężarówka zawróciła do bocznej drogi
wiodącej na tyły podwórza, gdzie znajdował się zbiornik na propan. Junior
widząc Tylera, podbiegł do niego w podskokach. Zaciekawiona Erin wyszła na
ganek.
- Co robiłeś, Junior? - zapytał Tyler podejrzliwym tonem.
- Nico. - Junior wyglądał jak ucieleśnienie niewinności. - Przyjechał nowy
kierowca. Musiałem chyba wytłumaczyć mu, gdzie jest zbiornik, nie?
- Od kiedy to tak lubisz pomagać?
Chłopak przygryzł dolną wargę i wiercił piętą dziurę w ziemi.
- Zawsze pan mówi, że psocę. No to się teraz staram. I co, znowu zle?
Wyglądał na urażonego. Erin zrobiło się go żal.
- Daj mu spokój, Tyler - mruknęła.
Rzucił jej niezadowolone spojrzenie, ale posłuchał.
- W porządku, Junior. Dzięki za pomoc - powiedział pojednawczo.
RS
- Nie ma sprawy. - Odchodząc, Junior odwrócił się jeszcze. - Aha. Ten kierowca
to chyba zle słyszy. Musiałem wrzeszczeć i machać rękami, żeby zrozumiał, co
do niego mówię.
- Miło z twojej strony, że nas uprzedziłeś. - Erin wysunęła się przed Tylera,
który dalej nie wydawał się przekonany nagłą zmianą w charakterze Juniora.
- %7ładen problem - odpowiedział chłopak i oddalił się z godnością, ale zaraz
przyspieszył i wpadł w krzaki czeremchy.
- Poszedł męczyć jakiegoś królika - zauważył Tyler ponuro.
- Dlaczego tak zle o nim myślisz?
- Bo nigdy nie widziałem, żeby on czy jego brat zrobili coś dobrego.
- Nie mogą być całkiem zli.
- Jakbym słyszał Sarę - parsknął i poszedł do domu. Ponieważ Erin nie mogła
wymyślić żadnej sensownej
odpowiedzi, wzruszyła ramionami i poszła za nim. Kiedy znalezli się na
podwórzu za domem, okazało się, że kierowca skończył właśnie napełniać
zbiornik. Widząc Tylera, pomachał plikiem papierów, które trzymał w ręku.
- Proszę przyjść i podpisać rachunek! - ryknął, machając rękami i pisząc palcem
w powietrzu.
Tyler stanął i wytrzeszczył na niego oczy. Erin omal nie wpadła na niego, bo też
nie spuszczała mężczyzny z oka. Wymienili z Tylerem osłupiałe spojrzenia.
- Podobno głuchym ludziom zawsze wydaje się, że inni też zle słyszą - szepnęła.
- Aha. - Podchodząc do kierowcy, Tyler wykrzyknął na cały głos: - Już idę!
Dodał do tego następny podpis palcem w powietrzu. Kierowca podskoczył,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona pocz±tkowa
- Briggs Patricia Mercedes Thompson 01 Zew księżyca
- 065.Thayer_Patricia_Czyje_to_dziecko
- James Patrick Kelly Monsters
- Thayer Patricia PowrĂłt do domu
- Cykl Indiana Jones Indiana Jones i taniec olbrzymĂłw Rob MacGregor
- Cykl Indiana Jones Indiana Jones i powietrzni piraci Martin Ca
- Capek, Karel Milito kontraux salamandroj esperanto
- Brian Keene Ghoul
- 42 Oakley Natasha Kopciuszek na pustyni
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- atanvarne633.opx.pl