[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Claire i konsjerżka wymieniły spojrzenia; znalazły się na
niebezpiecznej granicy szalonego śmiechu.
- Zaraz po nie przyjdę.
Pani Courtois popatrzyła na nią z otwartymi ustami, lek-
ko się chwiejąc.
- Klucze. Zaraz po nie przyjdę - powtórzyła Claire, by
wypełnić lukę w pamięci sąsiadki.
CLAIRE ZADZWONIAA DO MIESZKANIA LOUISE. Nawet przez
chwilę nie sądziła, że nikt nie otworzy. A jednak tak się stało.
Wchodząc po schodach na drugie piętro, zastosowała technikę
oddychania Dietricha, by uspokoić drżenie rąk i odwrócić bieg łez,
które zaczynały przyćmiewać jej wzrok. Lucie była boleśnie do-
tknięta nietaktem matki.
- Możesz zatelefonować do niej do pracy - powiedziała,
wyjmując lalkę z pudła i kładąc ją na dywanie w salonie.
- Tak zrobię.
I zrobiła.
- Louise, jest trzecia. Proszę, żebyś natychmiast za-
dzwoniła. Cześć. - Gwałtownie odłożyła słuchawkę. - Moja
śliczna Lucie, muszę trochę popracować. Zgadzasz się?
- Tak - odparła Lucie, która po raz któryś już tego dnia
rozbierała lalkę - Muszę się nią zająć - dodała, wskazując
zabawkę, która już się trochę zestarzała.
Claire zamknęła się w pokoju i próbowała sztucznie odtwo-
rzyć harmonię odległych dni, gdy na horyzoncie nic nie maja-
czyło, najwyżej kolejna niedziela, wspaniała powieść i może
spotkanie z Dietrichem. Siedziała przy czajniczku pełnym
149
herbaty i poprawionym tekście książki osteopaty, który prze-
czytała kolejny raz dla spokoju sumienia. Z trudem się sku-
piała. Przez jej umysł przepływały krótkie sekwencje obra-
zów: ona i Ishida w ogrodzie przy Muzeum Rodina. Ona i
Rossetti. Ona sama, biegnąca ulicą, a za nią ludzki cień, cień
mężczyzny. Ona na ławce.
Jak zgubić kogoś, skoro nikt nas tego nie nauczył? - za-
stanawiała się. Podczas przerwy w pracy wzięła plan Paryża i
sprawdzała ulice Siódmej Dzielnicy. Trzeba wysiąść na stacji
Varenne. Pomyślała, że lepiej zgubić Rossettiego, zanim
wsiądzie do metra. Wyjść bardzo wcześnie, na przykład oko-
ło szóstej rano. Ale co mogłaby robić w Paryżu między szóstą
a jedenastą? Nie, muszę go posiać już dziś wieczorem, po-
stanowiła. Jest na to sposób, pójdę spać do Christiana. Po-
czuła, że słabnie napięcie brzucha, węzeł gordyjski został
przecięty. Zatelefonowała do Dietricha, który przyjął wiado-
mość ze szczerą radością, potem pobawiła się chwilę z małą
sąsiadką. Claire nie sądziła, że jest aż tak zmęczona - zasnęła
na dywanie, leżąc obok macierzyńsko nastawionej Lucie,
szczęśliwej i bardzo zajętej.
Obudziło ją nagle okropne kłucie w lewym ramieniu. Lu-
cie poukładała zabawki i z wiatraczkiem w ręku oglądała film
animowany w telewizji. Claire usłyszała na podwórku głos
młodego człowieka z pierwszego piętra witającego się z kon-
sjerżką. To znaczyło, że już siódma, a Lucie jest jeszcze u
niej. Nikt po nią nie przyszedł. Claire poderwała się, rozezlo-
na bezczelnością sąsiadki, która przecież regularnie wykręca-
ła jej taki numer.
- Idziemy? - spytała Lucie, zrezygnowana.
- Tak, ślicznotko - odpowiedziała Claire; na policzku
miała dużą krechę odgniecioną w czasie snu.
150
Louise otworzyła, uśmiechając się jak Joker Nicholsona.
Wolała patrzeć tylko na córkę.
- Wszystko dobrze, kochanie? - zamiauczała. - Podzię-
kowałaś Claire, że tak miło się tobą zajęła? - dodała, wbijając
wzrok w oczy Lucie.
- Kupiła mi prezent.
Claire zdawało się, że dokładnie w tej chwili usłyszała ha-
łas dochodzący z mieszkania. Napotkała władcze spojrzenie
Louise, które zdawało się mówić  ależ co ty, chyba maja-
czysz .
- Nie zapraszam cię do środka, właśnie jestem...
Nie zdążyła dokończyć, bo Claire już przeskakiwała po
cztery schodki prowadzące do jej mieszkania.
Stwierdziła, że nikt nie chodzi jej nad głową, zauważyła w
lustrze odgniecioną krechę na policzku, włożyła do teczki
poprawiony egzemplarz Ruszajmy się od 7 do 77 lat! Chri-
stiana Dietricha i wyszła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •