[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A pana matka tęskni pewnie za pana śliczną buzią. Wszyscy to
znamy, prawda? - zagadywał Hansen.
Kim Sorensen uśmiechnął się krzywo i podrapał po sterczących na
wszystkie strony włosach.
- Z matkami tak to już jest - kontynuował Hansen, podczas gdy
Wagner sprawiał wrażenie, jakby oglądał mecz. -Zawsze znajdą dla ciebie
jakąś pracę, zwłaszcza gdy w grę wchodzi choroba. Moja mama ma na
przykład problemy z kręgosłupem - wyznał przez nikogo niepytany. -
Dlatego to ja zawsze muszę kosić trawę.
Wagner wstrzymał oddech. Kim Sorensen wpadł, niczego się nie
domyślając, w pułapkę. Przytaknął.
- Ja też. Trawnik, to jest to. Mój ojciec jezdzi na wózku, a mama ma
astmę. Między innymi ma alergię na trawę. I wszystkie kwiatki, więc cały
ogród również należy do mnie.
Hansen pokręcił głową ze zrozumieniem.
- Ale nie będziemy ich mieli wiecznie  powiedział z namaszczeniem.
Wagner musiał ukryć uśmiech.
- Nie - powiedział zdezorientowany Kim Serensen. - Ale po co
właściwie przyszliście?
Wtedy Wagner wstał. Spojrzał na zegarek.
- O do licha, mamy spotkanie za pięć minut. Hansen również wstał.
- Czas szybko leci w dobrym towarzystwie - wymamrotał. - Wkrótce
się z panem skontaktujemy.
Kim Sorensen wyglądał, jakby zupełnie nic z tego nie rozumiał, ale też
wyraznie mu ulżyło.
- Znamy drogę - powiedział Wagner i skierował się w stronę wyjścia.
-Kwiaty - powiedział Hansen przebiegle, kiedy wracali na komendę. -
Na położniczym jest dużo kwiatów.
- Dobra robota - pochwalił go Wagner. - Niezle go załatwiłeś.
Hansen zrobił się czerwony jak burak, a Wagner pomyślał o Idzie
Marie. Było dla niego obojętne, w jaki sposób odnajdą Martina, byle go
tylko odnalezli. Komu przypadnie chwała i jaki wkład w rozwiązanie
zagadki będzie miała przyjaciółka Idy Marie, która - jak się akurat złożyło
- była też dziennikarką, w tym przypadku nie znaczyło dla niego zbyt
wiele.
- Chwali się tego, kto na to zasługuje - powiedział, a Hansen zerknął
na niego z zawstydzeniem.
- Aż takie trudne to nie było. Wystarczyło tylko trochę pociągnąć go za
język i od razu wszystko wypaplał.
Wagner skinął głową nieobecny duchem i stęskniony. Do szpiku kości.
Błękitne oczy bez dna, pofalowane włosy syreny i blada zatroskana twarz
zlały się w jego wyobrazni w jedno i zmieniły w obraz miłości. Seling sind
die, da Leid tragen, derm sie sollen getróstet werden.
Kiedy Hansen wyprzedzał cysternę, Wagner zamknął na chwilę oczy.
49
Po niebie pędziły chmury. Wiało z zachodu i zacienione niebo co
chwilę rozjaśniały promienie słońca tak szybko, że oczy ledwo mogły się
przyzwyczaić. Pola uprawne, przez moment wyglądające jak czarne
dywany, po chwili przypominały już gęstą czekoladę, na której ogromny
widelec zostawił wspaniały, symetryczny wzór pełen bruzd.
Dicte otworzyła okno w czasie jazdy. Powietrze było ciężkie,
pachniało ziemią i gnijącymi liśćmi. Chłód stał się odrobinę ostrzejszy.
Mogła się mylić. Może było to zupełnie bez sensu. Przeszłość mogła
wpływać na nią tak bardzo, że w ogóle nie była w stanie wydawać sądów.
Zwolniła na zakręcie. Było już jednak za pózno na to, żeby zawrócić i za
pózno, żeby mieć wątpliwości. Czuła, że jakaś niewidzialna ręka popycha
ją w tamtym kierunku, jakby dziennikarka od dawna była w drodze i w
końcu zobaczyła cel. Nie mogła się teraz zatrzymać.
Wagner kazał jej zostać tam, gdzie była.
- Pozwól zrobić to nam. W końcu jesteśmy profesjonalistami - poprosił
Dicte, kiedy zadzwonił do niej i opowiedział o spotkaniu z Kimem
Sorensenem.
- Dajcie mi pół godziny - prosiła. - Małą przewagę.
- Nie lubiła niczego wymuszać, ale mimo to dodała:
- Jesteś mi to winien.
Na znak protestu wydał z siebie odgłos, przypominający kichnięcie.
- Ona może być niebezpieczna - powiedział w końcu. - Nie możemy
zagwarantować ci bezpieczeństwa.
- W porządku. Dam sobie radę. - Przez chwilę sama zdziwiła się swoją
pewnością. Czuła, że coś ją do tego popycha. Teraz nie mogła się już
wycofać.
Nagle go oświeciło.
- Robisz to dla artykułu. Dla swojej kioskowej sławy.
W jego głosie słychać było lekką pogardę. Przez moment sama poczuła
zgorszenie. Nagle zwątpiła w swoje pobódki. Jeszcze raz o nich
pomyślała.
- To czysto osobiste - powiedziała w końcu. - Nie ma nic wspólnego z
gazetą.
Widocznie brzmiało to przekonująco, a może ją okłamał, ale
powiedział:
- Pół godziny i ani minuty dłużej!
Pierwsze, co rozpoznała, to smród. Ostry, palący zapach świń,
ściśniętych razem na tak małej powierzchni, jak to tylko możliwe.
Wrzuciła mniejszy bieg i zwolniła. Gruz trzeszczał pod oponami i jakiś
kamień wpadł pod błotnik z głośnym stukotem.
Pomyślała o Svendsenie. To był oczywiście przypadek, że tamtego
dnia bażant przyleciał tak blisko tego gospodarstwa. Przypadkiem było
też, że gnojówka leżała tak blisko miejsca, w którym bażantowi wreszcie
udało się wzbić na swoich ciężkich skrzydłach w powietrze i zniknąć w
lesie. Odjechała trochę na bok i zaparkowała samochód w pobliżu
sąsiedniej posiadłości. Ciągle jeszcze widziała okna oparte o ścianę
głównego budynku. Przypomniało jej się, jak Svendsen zdenerwował się,
kiedy z nim tędy wracała i jak musiała go ciągnąć. To też był przypadek?
Nigdy się tego nie dowie.
Próbowała zastanowić się przez chwilę, ale stwierdziła, że ma w
głowie pustkę. %7ładnej taktyki. %7ładnej strategii, która mogłaby wyciągnąć
z niej te słowa. Tylko ta ciągła presja jak ręka na jej plecach. Dicte
wysiadła z samochodu i poszła w kierunku zabudowań. W całej
posiadłości panowała dziwna cisza. Jakby przed chwilą było tam pełno
ludzi, którzy pracowali i krzątali się wokół budynków, a pózniej zostawili
wszystko i zniknęli. Przerwa obiadowa - pomyślała. - A może czas się tu
po prostu zatrzymał...
Kiedy przechodziła przez podwórze w stronę wybielonego wapnem
domu z muru pruskiego, pod nogami chrzęścił jej żwir. Parę zwiędłych
malw opierało się o ścianę i bujało lekko na wietrze. Przekwitły już i miały
żółtawobrązowy kolor. Okna stały oparte o ścianę. Zauważyła szyld
 Szklarz" wystający zza jednego z budynków gospodarstwa. Pod nim
siedział czarny kot i mył się. Długi podjazd dla wózka inwalidzkiego
prowadził do głównych drzwi. Zadzwoniła. Minęło trochę czasu, zanim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •