[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czas.
 Być może, ale zaczną się martwić nie wcześniej niż za tydzień  zauważył Geoff.
Frankie umilkła zaskoczona.
 Nie pomyślałam o tym  powiedziała cicho. Wyglądała na kompletnie zbitą z tropu.
 Gdzie on jest?  niecierpliwiła idę Alex.  Zaczyna przesadzać. Jak dotąd było
całkiem zabawnie, ale teraz to już dziecinada.
 Najprawdopodobniej chce się tylko przekonać, jak zareagujemy  rzucił z nutą
nonszalancji Geoff.  Dałbym głowę, że to część eksperymentu, którą omówimy szczegółowo
na tej, no...
 Na odprawie  przypomniała Alex.  Przynajmniej tak to nazwał.
 Mike zabójczo dziś wygląda  orzekła Frankie.  %7łe też wcześniej nie zauważyłam.
Istny cukiereczek.
 Wielkie dzięki  odparł kpiąco.  Ty to wiesz, jak podnieść na duchu cierpiącego.
 Wszystko w porządku?  spytała Liz tonem, w którym Mike ku swemu zadowoleniu
usłyszał nutę szczerego zaniepokojenia.
 Przesadziłem wczoraj z mieszanką wybuchową Geoffa, ale jakoś przeżyję.
 Mam parę tabletek paracetamolu. Proszę.
Mike uniósł sceptycznie brew, ale wziął od Liz pudełko z lekiem.
 Skąd je wytrzasnęłaś?
 Po prostu pomyślałam, że mogą się przydać.
 A nie masz przypadkiem w tym plecaku drabinki długiej na dwanaście stóp i łomu?
 wtrącił się Geoff.  Jak masz, to nie czekaj, aż zaczniemy skamleć. Moglibyśmy się raz-dwa
wydostać.
Nikt się nie roześmiał. Potem odezwała się Alex:
 Mam!  Reszta grupy spojrzała na nią pytająco.  Wiem, czemu jeszcze go tu nie ma
 wyjaśniła.  To proste. Wszyscy się chyba zgodzą, że kretyńskie zagrania nie są w jego
stylu. Coś takiego mógłby wymyślić sześciolatek: zamyka kolegę w szafie i ani myśli
otworzyć. Dobrze mówię?
 Powiedzmy  zgodził się ostrożnie Geoff.  I co dalej?
 Na początku plan był taki  ciągnęła Alex  że siedzimy tu przez trzy dni, a resztę
tygodnia, póki wycieczka nie wróci, spędzamy u Martyna i omawiamy to, co się działo: jak
udało się nam lepiej poznać i tym podobne historie. A jeśli z jakiegoś powodu Martyn nie
może nas zadekować u siebie? Mogło mu wypaść coś całkiem prozaicznego, na przykład ktoś
do niego przyjechał. Założę się, że tak jest. Po prostu czeka na odpowiedni moment, żeby nas
wypuścić nie budząc podejrzeń.
Geoff zamyślił się na dłuższą chwilę.
 To się trzyma kupy  przyznał.  Prawdopodobnie ma ważny powód. Nie chce mi się
wierzyć, żeby Martyn zostawił nas tu ot tak, dla żartu.
 Jego numery nigdy nie były głupie  przyznała Frankie.
 No to szafa gra  stwierdził Mike.  Trochę tu jeszcze posiedzimy i tyle.
 Nic innego nam chyba nie pozostaje  wtrąciła Alex.  Jestem głodna. Mamy jeszcze
coś do jedzenia?
Złożyli na kupkę resztki wiktuałów.
 Dzięki Bogu, że Mike tyle je  zaszczebiotała Frankie.  Wzięłam przez to sporo
nadprogramowego żarcia.
 Specyficzny komplement. Nie wiadomo, czy dziękować, czy się obrazić  mruknął
Mike. Być może po połknięciu tabletki ulegał autosugestii, lecz ból głowy powoli ustępował,
a on czuł się o niebo lepiej.
 Sorki, ale nie ma tu nic odpowiedniego na śniadanie  skrzywiła się Alex.  Mamy
za to makaron błyskawiczny, jeśli ktoś ma ochotę. Mike?
 Na razie wolę nawet nie myśleć o jedzeniu  otrząsnął się.
 Super, zostanie więcej dla nas.
 Poczekajcie  odezwała się Liz.  A może byśmy odłożyli trochę jedzenia na
pózniej, tak na wszelki wypadek, gdyby Martyn nie zjawił się jednak przed lunchem?
 E tam, jeden posiłek nas nie zbawi  prychnął lekceważąco Geoff.  Będzie można
za to zjeść megakolację.
 Niby tak, ale jeśli nie zjawi się też przed kolacją...  ciągnęła Liz z wyraznym
zakłopotaniem.
 Co ty wygadujesz?
 Przecież nie wiemy, kiedy Martyn przyjdzie. Nie spieszmy się tak. A nuż to jedzenie
będzie musiało nam starczyć na znacznie dłużej, niż się spodziewamy?
Geoff wzruszył ramionami.
 Wyluzuj, kobieto. Niedługo nas wypuści. Patrzcie, mamy jeszcze dwie kiełbaski.
Był sobotni wieczór, dochodziła siódma, lokal zaczynał się powoli zaludniać. Wszyscy
tam byli... no wiesz, ci co zwykle: Jill, Alex, chłopaki z klubu. Na parkiecie było jeszcze
prawie pusto. Stałyśmy przy barze sącząc drinki, co rusz wybuchałyśmy śmiechem. Przyszłam
z Nataszą i kilkorgiem jej znajomych. Natasza ma bzika na punkcie Londynu, ciągle paple o
imprezach, klubach i tym podobnych. Było fajnie... byłam tam nowa, ale dobrze się czułam w
ich towarzystwie. Było mi też miło, bo Natasza mnie polubiła.   Lot anioła dla mnie i Lisy
 rzuciła barmanowi.  Muszę cię przedstawić paru osobom  mówiła.  Wszyscy tu
przychodzą, a już na pewno ci, których warto poznać.
 Którzy to?  dopytywałam się. Wymieniła mnóstwo imion, większość zdążyłam
zapomnieć.  Może przyjdzie Martyn  ciągnęła. Oczywiście wiele o nim słyszałam, ale nigdy
nie miałam okazji go poznać.  Czasem tu wpada, kiedy jest w nastroju  dodała.
Wyobrażałam sobie, jaki jest... wysoki, elegancki, o ciemnych oczach i aroganckim wyrazie
twarzy. Dołączyłyśmy do grupki osób stojącej w pobliżu sceny, gdzie właśnie zaczęła grać
jakaś kapela. Był wśród nich Vernon.
 Hej! A to kto?  zagaił. Natasza przedstawiła mnie jako swoje najnowsze odkrycie.
Chwaliła, że jestem świetna.  Cześć, Lisa.  Vernon powitał mnie wylewnie i błaznując bez
opamiętania, pocałował w rękę.  Gratuluję statusu odkrycia Nataszy.  Powiedziałam
 dzięki czy coś w tym stylu. Nie byłam przyzwyczajona do takiego zachowania. Próbowałam
się śmiać, gdy padał jakiś żart... ale to dość trudne, kiedy tak naprawdę nie wie się, o co
chodzi. Aatwo poznać, gdy ktoś chce na siłę dostosować się do grupy. Zresztą nieważne.
Wtedy pojawił się ten nowy chłopak. Sprawiał wrażenie równie zagubionego jak ja. Postał
trochę z boku, a potem przecisnął się przez grupkę rozgadanych osób i usiadł tuż przy mnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •