[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Dziewczęta lubią niezależność i życie na własny rachunek.
 Sarah nie lubi. I nie o to chodzi, czy chce żyć po swojemu, czy nie. Chodzi o to, że
to jest jej dom, Richardzie.
 Cóż. Ja jednak upierałbym się, że to niezły pomysł. Przeznaczymy dla niej przy-
zwoitą sumę, z moim osobistym wkładem, oczywiście. Sarah nie powinna sobie niczego
odmawiać. Zobaczysz, ona będzie szczęśliwa na swoim, a my na swoim. Widzisz w tym
coś niewłaściwego?
 Może tak, a może i nie. Chciałabym jednak wiedzieć, dlaczegóż to jesteś taki pe-
wien, że Sarah będzie szczęśliwa, jak to określasz,  na swoim .
 Dlatego że wszystkie młode panny lubią niezależność.
 Nie wiesz wszystkiego o młodych pannach, Richardzie. A już na pewno nie
o wszystkich. Ty tylko dostosowujesz ich obraz do swoich wyobrażeń.
 Próbuję jedynie podsunąć ci dość rozsądne rozwiązanie tej kłopotliwej sytuacji.
 Posłuchaj mój drogi  zaczęła Ann, dobitnie wymawiając słowo po słowie.
 Przed kolacją powiedziałeś, że stawiam Sarah na pierwszym miejscu. W pewnym
sensie, Richardzie, to prawda... Nie chodzi bowiem o to, które z was bardziej kocham.
Chodzi o to, że kiedy biorę pod uwagę was oboje jednocześnie, wówczas jestem abso-
lutnie przekonana, że twoje interesy powinny ustąpić interesom Sarah. A to dlatego, że
za nią odpowiadam. I nie zrzucę z siebie odpowiedzialności za własną córkę aż do mo-
mentu, w którym stanie się ona w pełni kobietą.
 Matki nigdy nie chcą, by ich dzieci dorosły.
 Owszem, czasami tak bywa, ale ta prawda nie dotyczy mnie i Sarah. Ja widzę to,
czego ty nie potrafisz w swoim zaślepieniu dostrzec. Sarah wciąż jeszcze jest bardzo
młoda i bezbronna.
Richard prychnął lekceważąco.
 Bezbronna! Też mi coś!
 Tak, to właśnie mam na myśli. Jest jeszcze niepewna siebie i niepewna życia.
Kiedy będzie gotowa do wyruszenia na podbój świata, sama zechce to zrobić. I będzie
mogła liczyć na pomoc z mojej strony. Ale na razie tak nie jest. O nie.
 Przypuszczam  westchnął ciężko przyszły ojczym  że dyskutowanie z matką
zawsze mija się z celem.
Ann odpowiedziała ze stanowczością, jakiej nikt by się po niej nie spodziewał:
80
 Nie wyrzucę rodzonej córki z domu. Nie oczekuj tego ode mnie. Gdybym to zro-
biła wbrew jej woli, byłabym podła.
 No cóż, jeśli aż tak obstajesz przy swoim...
 Tak, Richardzie, obstaję. A z drugiej strony proszę cię o cierpliwość. Czy nie wi-
dzisz, że to nie ty, lecz Sarah jest tutaj tą trzecią osobą? Ona to doskonale wyczuwa. Ale
jestem przekonana, że przyjdzie czas, kiedy zostaniecie przyjaciółmi. Choćby dlatego,
że jej miłość do mnie nie jest udawana. No i przecież żadna rodzona córka nie chcia-
łaby unieszczęśliwić matki.
 Moja najmilsza Ann, ależ ty jesteś nieuleczalną optymistką.
Ann poddała się jego ramionom.
 Drogi mój... Kocham cię... Gdyby nie ten okropny ból głowy...
 Przyniosę ci aspirynę...
Kiedy prosił Edith o proszki, przyszło mu na myśl, że teraz każda rozmowa z Ann
kończy się zażywaniem aspiryny.
Rozdział dziewiąty
1
Przez dwa dni w domu Ann panował niezwykły spokój. Obie strony złożyły broń,
Richard uzbroił się w cierpliwość, więc Ann zaczynała wierzyć, że sprawy przyjmą
dobry obrót. Za tydzień powinni być po ślubie, no a potem życie znormalnieje i poto-
czy się własnym torem. Jej córce nie będzie już wypadało wiecznie kłócić się z ojczy-
mem. W nowej sytuacji Sarah prawdopodobnie będzie częściej wychodzić z domu, lecz
to może jej tylko wyjść na dobre.
 Dzisiaj czuję się o wiele lepiej  powiedziała do Edith.
Przy okazji przyszło jej na myśl, że dzień, w którym nie boli ją głowa, zdarza się
ostatnio bardzo rzadko.
 Cisza przed burzą, jak to się mówi  zauważyła służąca.  Panienka Sarah i pan
Cauldfield to jak pies z kotem. Nie inaczej, taka już ich natura.
 Nie uważasz, że Sarah trochę spuściła z tonu?
 Na pani miejscu nie byłabym taką optymistką  powiedziała posępnie Edith.
 Ale chyba taki stan nie może trwać wiecznie?
 Nie liczyłabym na to, na co pani liczy.
Ach, ta Edith, pomyślała Ann, nic tylko kracze; uwielbia przepowiadać nieszczęścia.
 Ostatnio jednak jest trochę lepiej  nie dawała za wygraną.
 To tylko dlatego, proszę pani, że pan Cauldfield bywa u nas przeważnie za dnia,
kiedy panienka Sarah zajęta jest w kwiaciarni, a wieczorami to ona już ma panią dla sie-
bie. No i po prawdzie, teraz nasza panienka zaprząta sobie głowę panem Gerrym i tym,
że pan Gerry wyjeżdża tak daleko. Ale po ślubie nie pozbędzie się pani ani jednego,
ani drugiego. Wejdą pani na głowę. Rozerwą między siebie na kawałki. To do nich po-
dobne.
 Och, Edith.  Ann ogarnęło przerażenie. Koszmarna wizja, pomyślała. Choć tak
po cichu skłonna była zgodzić się z Edith. Wyznała z rozpaczą w głosie:  A mnie bra-
kuje sił. Nienawidzę scen ani awantur.
 Właśnie, proszę pani. Wiem, co pani lubi. Pani lubi, żeby w domu było spokojnie
i przytulnie jak u pana Boga za piecem. O, to mi dopiero życie dla pani.
82
 Więc co mam począć, Edith? Co ty byś zrobiła na moim miejscu?
Edith, jak zwykle, świetnie się czuła w roli domowego doradcy.
 Nic po narzekaniu. Wiem to od kołyski. %7łycie ludzkie to dolina łez.
 I to wszystko, Edith? To żadna rada! Ani tym bardziej pociecha!
 Bóg zsyła na ludzi nieszczęścia, aby ich wypróbować  Edith popadła w morali-
zatorski ton.  Dobrze, że z pani nie jest awanturnicą. Wiele jest takich. Jak druga żona
mojego wuja, jest zła, to jakby pioruny biły o ziemię, to prawda, ale z drugiej strony,
kiedy złość jej mija, nie nosi w sercu urazy i nie rozdrapuje ran. Ona tylko przewietrza
dom. Oczyszcza atmosferę. No, ale jej matka pochodzi z Limerick. A irlandzka krew to
irlandzka krew. Tamtejsi ludzie zawsze palą się do bitki. Bez urazy, ale sam pan Prentice
był pół-Irlandczykiem, wiem to jeszcze od paninej matki, to czego można się spodzie-
wać po panience Sarah? Panienka Sarah też musi się wyładować, ale nie ma na świecie
młodej panny, która miałaby lepsze od niej serce. Jak chce pani wiedzieć, to dobrze się
stało, że młody pan Lloyd ruszy za morze. On się nigdy nie ustatkuje. Już prędzej pa-
nience Sarah to się uda.
 Nie sądzisz, Edith, że ona za bardzo się w nim zadurzyła?
 Ja bym się tam nie przejmowała.  Rozłączeni kochankowie usychają z miłości ,
mówi stare porzekadło, ale moja ciotka Jane dodaje zwykle:  do kogoś innego . A ja
mówię, jak chce pani wiedzieć:  Co z oczu, to z serca . Teraz niechże pani się nie mar-
twi ani o panienkę, ani o nikogo innego. Ma pani pod ręką książkę z biblioteki, co to tak
bardzo chciała ją pani przeczytać, a ja już lecę po filiżankę kawy i po parę biskwitów.
Proszę sobie odpocząć, dopóki nic się nie dzieje. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •