[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bez wiedzy i zgody Cat i Dillona, w chwili kiedy całowali się namiętnie w kuchni.
- A czy to mógłby pan skomentować, panie McKenna? - zapytał ironicznie.
Tym razem Dillon nawet nie usiłował się uśmiechnąć.
- Już oświadczyłem, nie mam nic do powiedzenia na ten temat. Między mną a panną Beaudine nic nie ma.
- Jeśli to jest „nic” - powiedział reporter, trzymający gazetę - to chciałbym zobaczyć, jak wygląda „coś”.
Na sali rozległy się chichoty i szepty. Tym razem nie brzmiały przyjacielsko.
- W porządku - wtrącił mężczyzna w granatowym ubraniu. - Proszę o uwagę. Czy są jeszcze jakieś
pytania?
Cat pochyliła się do mikrofonu. Sala zamilkła. To było okropne. Nie mogła wydobyć z siebie głosu, a
wszyscy wpatrywali się w nią w napięciu. Westchnęła głęboko i zaczęła:
- Chciałabym powiedzieć coś na ten temat. Na temat mnie i pana McKenny.
Na sali zapadła taka cisza, że było słychać topniejący na zewnątrz śnieg. Cat czuła wpatrzone w nią oczy,
baczne i uważne. Wszystkie te spojrzenia nie miały znaczenia. Ważna była tylko jedna para oczu - Dillona.
Nie miała odwagi odwrócić głowy. Jeszcze raz wzięła głęboki oddech, aż zapiszczało w mikrofonach. Potem
powiedziała głośno, tak by usłyszał to cały świat:
- Jestem zakochana w Dillonie McKennie. Zebrani byli tak zaszokowani, że zapadła jeszcze większa cisza.
I wtedy mała Alexa zaśmiała się radośnie i zaklaskała. Zaczęło się pandemonium. Sala zawrzała. Przez
ogłuszający ryk przebił się wrzask:
- McKenna, co pan teraz powie?
Dillon zaklął pod nosem.
- Czy może pan to powtórzyć? - poprosił reporter. - Nie dosłyszeliśmy.
- Mówiłem do siebie - warknął Dillon. Cat ciągle nie miała odwagi spojrzeć na niego. Poczuła, jak chwyta
ją za rękę. Zamrugała powiekami i uniosła głowę. Dillon zerwał się z krzesła, przewracając stół i mikrofony.
Sala zareagowała jeszcze większym wrzaskiem.
- Chodź! - zawołał, przekrzykując wrzawę.- Wynosimy się stąd. - Trzymał Cat za rękę.
- Czy nie sądzisz, że powinniśmy...
- Mówię poważnie, chodź. - Pociągnął Cat za sobą.
Nigdy nie zrozumiała, co ją do tego skłoniło. W ostatnim momencie pochyliła się do mikrofonu i
powiedziała:
- Przekażemy wam oświadczenie...
- Chodź! - Dillon ciągnął ją do bocznych drzwi. Cat poddała się, bo poszłaby za nim nawet na koniec
świata. Kobieta z notesem próbowała ich zatrzymać.
- Proszę państwa, to jest wysoce niestosowne... -oświadczyła.
Dillon nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Biegli wzdłuż korytarza, oddalając się od wrzawy sali, minęli
pokój, w którym czekali przed konferencją, hol i dotarli do tylnych drzwi budynku.
- Dillonie - zawołała Cat. - Mój płaszcz. Zostawiłam swój...
- Zapomnij o tym cholernym płaszczu - zawołał. -Kupię ci tysiąc piękniejszych. Spływamy stąd. - Pchnął
wyjściowe drzwi.
- Ojej, do widzenia, panie McKenna, do widzenia panno Beaudine - zawołał strażnik stojący przed
drzwiami.
Cat zdążyła pomachać mu ręką, a potem Dillon pociągnął ją przez ośnieżony parking.
- Wsiadaj - rozkazał, otwierając drzwiczki błękitnego sportowego samochodu, którego Cat wcześniej nie
widziała.
- A gdzie jest twój land cruiser?
Wzruszył ramionami.
- Wczoraj wpadłem w taką depresję, że kupiłem sobie masserati na pocieszenie.
- Rozumiem. Mam nadzieję, że to ci pomogło.
- Wcale nie. Wsiadaj.
Posłusznie spełniła jego rozkaz. Dillon usiadł za kierownicą i uruchomił potężny silnik. Kiedy reporterzy
wybiegli z budynku, motor już pracował. Ruszyli z piskiem opon. Samochód wpadł w poślizg na
oblodzonym parkingu, więc Dillon na moment zdjął nogę z gazu, opanował samochód i ruszył ulicą.
- Dillonie, uważaj! - krzyknęła Cat, zapinając pasy. Roześmiał się.
- Odpręż się, byłem przecież kaskaderem. Czyżbyś zapomniała?
Pokonał zakręt, nawet nie dotykając hamulca. Cat chwyciła się kurczowo oparcia i z sercem
52
podchodzącym do gardła czekała na śmierć. Nie było jednak żadnego wypadku.
Godzinę później wchodzili do apartamentu na ostatnim piętrze największego hotelu-kasyna w Reno. Dillon
przekręcił klucz w drzwiach, obrócił się i spojrzał na Cat.
Widok jego twarzy sprawił, że ugięły się pod nią kolana. Było to cudowne uczucie. Przeszła przez mały
korytarzyk do saloniku. Dillon szedł za nią krok w krok.
- Recepcjonista na twój widok podwoił cenę - powiedziała.
Dillon wzruszył ramionami.
- To cena popularności.
- Za pół godziny za tymi drzwiami będzie tłum reporterów.
- No to co? Przecież sama im powiedziałaś, że przekażemy oświadczenie.
- Nie jestem tego pewna. Wszystko stało się tak szybko. - Ciągle cofała się, aż dotknęła łydkami
ogromnego, pluszowego fotela i opadła na niego z ulgą.
- Nie odgrywaj roli niewiniątka. Dobrze wiem, co powiedziałaś. - Stanął przed nią z zapierającym dech w
piersiach spojrzeniem. Założyła nogę na nogę. Rozkoszowała się uczuciem, jakie dawało posiadanie
nylonowych rajstop.
- Jak się odprężyłam, to odpowiadanie reporterom
wcale nie było takie okropne.
Na ustach Dillona pojawił się cień uśmiechu.
- Powiedziałbym, że całkiem nieźle się odprężyłaś. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •