[ Pobierz całość w formacie PDF ]

276
Jacqueline Diamond
pozwolę na to, żeby jakiś obcy facet wychowywał
moich synów. Zarówno oni, jak i ty należycie do
mnie – dodał tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Nie
zamierzam ci rozkazywać... – Nagle zmienił zdanie:
– A właściwie zamierzam. Zerwij zaręczyny. Nie
wyjadę stąd, dopóki tego nie zrobisz – zamrugał
powiekami, jakby sam zaskoczony siłą, z jaką wypo-
wiedział te słowa.
Jody wykonała w myśli szybką kalkulację wszyst-
kich możliwości i doszła do oczywistego wniosku, że
Callum nowinę o zaręczynach musiał usłyszeć od
Gladys. Jej wierna pomocnica powinna się wstydzić,
pomyślała Jody, ale zaraz dotarło do niej, że wcale się
na nią nie gniewa. Przeciwnie, powinna być Gladys
dozgonnie wdzięczna, że postanowiła wsadzić nos
w nie swoje sprawy.
Istniał też inny powód do radości. Callum naj-
wyraźniej pokonał cały ten szmat drogi z Kalifornii,
żeby ją przekonać do rzucenia Bo! Istniało jednak
również niebezpieczeństwo, myślała gorączkowo, że
dowiedziawszy się, jaka jest prawda, natychmiast
odleci z powrotem do Los Angeles.
Jody postanowiła potrzymać mężczyznę jeszcze
trochę w niepewności.
– Rzadko się zdarza w Teksasie, żeby ktoś się
oświadczył starej pannie z dwójką dzieci – celowo
drażniła go.
– Nie jesteś żadną starą panną! – sprzeciwił się.
– Nie ma powodu, żebyś biegła do ołtarza z pierw-
szym lepszym wiejskim głupkiem, który ci się nawi-
nął! – wysapał gniewnie.
Powrót ojca
277
– Obrażasz mnie i jego – odparła godnie, ledwo
powstrzymując się od śmiechu. – Nie zamierzam biec
do ołtarza, mogłabym sobie przez nieuwagę podeptać
tren sukni ślubnej – dodała, siląc się na śmiertelną
powagę.
Ciemne główki chłopców odwracały się w kierun-
ku to jednego, to drugiego rodzica. Jody zreflektowała
się, że może dalsze prowadzenie tej rozmowy w obec-
ności bliźniaków nie było najodpowiedniejsze.
– Chłopcy, biegnijcie do Gladys i powiedzcie jej,
że tata przyjechał – zwróciła się do nich łagodnie.
– Gladys jest teraz w szopie.
– Dobrze – zgodził się Ben. – Ścigamy się! – rzucił
do brata.
– Przegrałeś! – krzyknął Jeremy i wyrwał do
przodu z siłą pocisku rakietowego.
– Po co to robisz? – zapytał Callum, kiedy chłopcy
zniknęli już za zakrętem.
– Bo poprosił mnie o rękę. Zrobił to między
innymi po to, żeby ratować moją reputację nadszarp-
niętą twoją wizytą i nagłym wyjazdem – odpowie-
działa. – Odmówiłam mu – przyznała szczerze.
Przez kilka nieznośnie długich sekund Callum nie
mówił ani słowa.
– Więc nie wychodzisz za mąż? – przerwał wresz-
cie milczenie.
– Nie – pokręciła głową – chociaż przez chwilę
rozważałam taką możliwość.
– Dlaczego? – zadał następne pytanie.
– Powiedziałam ci już, prosił mnie o rękę – odpowie-
działa, jakby to stanowiło jakiekolwiek wytłumaczenie.
278
Jacqueline Diamond
– I tylko tyle? Chciałaś wyjść za mąż za Bo,
ponieważ ci to zaproponował?
– Zrobił więcej, niż będę się mogła kiedykolwiek
spodziewać po tobie. – Jej głos zadrżał nieznacznie.
– Prosiłem, żebyś się z chłopcami przeniosła do
Los Angeles – odparł.
– I jak by miał wyglądać nasz związek? Spodzie-
wałeś się, że wszystko rzucę i pojadę do Kalifornii
jako twoja kochanka? Dziękuję, ale taka propozycja
mi nie odpowiada – wypaliła i odwróciła się na pięcie.
– Prr – zagrodził jej drogę Callum, szeroko roz-
kładając ręce.
Jody, która w przeszłości przemilczała wiele
spraw, bojąc się stracić Calluma, tym razem po-
stanowiła wyrzucić z siebie wszystko. Skoro Callum
wtargnął w jej uporządkowane życie ze swoimi
żądaniami, postanowiła, że nie będzie go oszczędzać.
– Kalifornia to twój tor wyścigowy, nie mój
– powiedziała. – Masz tam swoich snobistycznych
znajomych, eleganckie przyjęcia i premiery. Może
umknął twojej uwadze fakt, że nie jestem typem
kobiety, która uwieszona na ramieniu swojego olśnie-
wającego faceta rozdaje uśmiechy na jakimś choler-
nym raucie! Nie zamierzam dołączyć do twojej
świty!
– Jakiej świty, o czym ty mówisz, na miłość
boską? – Patrzył na nią ze zdumieniem.
– Mówię o tym wianuszku pięknych i zadbanych
kobiet, który cię otacza. O tych wszystkich wpat-
rzonych w ciebie z pełnym uwielbieniem cudownych
laskach i tych gwiazdach, które spijają każde słowo
Powrót ojca
279
z twoich ust. – Jody przestała na chwilę mówić, żeby
złapać oddech. – A teraz, jak zaczniesz prowadzić ten
program, wszystkie te kobiety po prostu oszaleją na
twoim punkcie. Kiedy pojawimy się przez przypadek
gdzieś razem, twoi znajomi wezmą mnie pewnie za
twoją gosposię! Ale będzie ubaw, co? – Głos Jody
drżał już teraz wyraźnie.
Callum patrzył na nią kompletnie zszokowany.
Przez moment zrobiło się jej nawet go żal.
– Czy mówisz mi to wszystko dlatego, że nie
poprosiłem cię o rękę? – zapytał po chwili.
– Nie jesteś specjalnie błyskotliwy – odpowiedzia-
ła z ironią. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •