[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prosił Caroline do środka.
- Cześć! Przyszłaś za wcześnie. Nie zdążyłem się nawet prze-
brać. Wyglądasz dziś świetnie.
- Czarny kolor jest na tę okazję najodpowiedniejszy.
- Dobrze ci w nim. Wejdz do środka i zrób sobie drinka. Za-
raz będę gotowy.
Emma nie czekała na dalszy ciąg. Kiedy zamknęły się za nimi
drzwi, odwróciła się i pobiegła do gospody. A zatem to była praw-
da! Nie można mu zarzucić, że marnował czas. I nawet nie
146
S
R
spróbował się z nią skontaktować! Azy napłynęły jej do oczu.
Powstrzymała je siłą woli i przyspieszyła kroku. Kiedy dotarła na
miejsce, ze złością spojrzała na wiszącą przed wejściem czarow-
nicę. Co za oszustka! Gdzie się zatem podziała ich wzajemna
więz? Dlaczego nie ma go tutaj, dlaczego nie poczuł, że przyje-
chała? Dlatego, że wszystko to sobie wymyśliła, oto dlaczego!
Uwierzyła w to, bo chciała, żeby tak było. Cóż, teraz już zna
prawdę! Dzięki Bogu, że nie była jeszcze w szpitalu. Nigdy tam
nie wróci. Jutro odwiedzi mamę, a potem wróci do Londynu. Za-
pomni, że Simon Warwick kiedykolwiek istniał!
- Będziesz jadła kolację, skarbie? spytała ją Ma. Właśnie
zrobiłam pieczeń. Jest też bażant, którego Arthur przyniósł zale-
dwie godzinę temu,
- Nie jestem głodna, Ma. Jednak zapach, jaki rozchodził się z
kuchni, był tak kuszący, że w końcu zdecydowała się zjeść odro-
binę. Po obiedzie usiadła na swym starym miejscu i Arthur przy-
niósł jej brandy z wodą sodową.
- Dzięki, Arthur.
- Dobrze ci to zrobi. Wypij na rachunek firmy. Uśmiechnęła
się z wdzięcznością.
- Zawsze lubiłam to miejsce. Kiedyś myślałam, że to czary tej
wiszącej przed wejściem wiedzmy, ale teraz już wiem, że to twoje
dobre serce i doskonała kuchnia Ma.
- Nie zapytałaś mnie jeszcze, czy doktor Warwick wciąż
przychodzi na swoje codzienne piwo. Nie wierzę, że cię to nie in-
teresuje. Kiedyś byliście sobie bliscy. Tak, jakby każde z was wie-
działo, co drugie myśli.
- Widzisz więcej, niż dajesz po sobie poznać, stary lisie!
- Nie bywa już tak często jak niegdyś, chociaż nie można
powiedzieć, żeby całkiem o nas zapomniał.
147
S
R
- Zauważyłem, że nigdy nie przychodzi tu w towarzystwie.
Zawsze jest sam.
- Chcesz powiedzieć, że nie zaprasza żadnej ze swoich
dziewczyn? Nie udawaj, Arthur, wiem, że nie jest sam.
Arthur spojrzał w kierunku baru, przy którym czekali na nie-
go klienci.
- Są dziewczyny i dziewczyny, Emmo. Nie zapominaj o tym!
- Wcale mnie to nie interesuje! - rzuciła za nim, jakby chciała
przekonać samą siebie.
Siedziała tak, przyglądając się gościom i słuchając piosenek o
miłości, które płynęły z magnetofonu. Zrobiło się pózno i Arthur
powoli zaczął sprzątać ze stołów. Początkowo myślała, że to on
stanął obok niej. Kiedy podniosła wzrok, ujrzała wpatrujące się w
nią błękitne oczy Simona.
- Przyszedłem najszybciej, jak tylko mogłem - powiedział po
prostu. Skąd wiedziałeś& ?
Urwała pytanie. Przecież znała odpowiedz. Wyjrzała przez
okno. Czarownica uśmiechała się ze swej miotły, jakby znała całą
prawdę o Emmie i Simonie. Może usiądziesz?
Simon miał na sobie elegancki garnitur i czarny krawat. A
więc byli na kolacji. Cóż, ładna z nich para...
- Już zamknąłem, Emma! krzyknął Arthur. - Jak będziecie
szli na górę, zgaście światło.
Zostali sami. Ogień na kominku powoli dogasał, a stołowa
lampka łagodnie oświetlała ich zakątek
Simon usiadł naprzeciw niej i wyciągnął ręce. Pozwoliła, że-
by ujął jej dłonie i trzymał w swoich. Chciała się cieszyć jego do-
tykiem, ale radość jakoś nie przychodziła.
- Jeszcze nie złożyłam ci wyrazów współczucia z powodu
śmierci żony. Czynię to teraz.
148
S
R
- Dziękuję. Czekał, żeby coś powiedziała, ale Emma nie mo-
gła wydusić z siebie słowa. Wciąż miała przed oczami elegancko
ubraną Caroline Brett.
- Myślałem, że ucieszysz się na mój widok.
- Cieszę się, że wyglądasz tak., dobrze.
- Ale?
- Dlaczego nie odezwałeś się do mnie?
- Dlaczego? Dlatego, mój skarbie, że zniknęłaś z powierzchni
ziemi, jakby cię zmiótł tajfun Matka nie znała twojego adresu.
Powiedziała, że dzwonisz od czasu do czasu i masz się dobrze.
Dzwoniłem do każdego szpitala w Glasgow. Nikt nawet o tobie
nie słyszał! Co robiłaś, Sandy? Gdzie się podziewałaś?
Odchodziłem od zmysłów, nie mogąc cię znalezć!
Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że nie zostawiła mu adresu.
- Przepraszam, zupełnie nie przyszło mi to do głowy. Praco-
wałam dla agencji.
- Dlaczego?
- Cóż, przez kilka miesięcy myślałam, że jestem w ciąży i
uważałam, że bez sensu jest podejmować stałą pracę.
Jego twarz skurczyła się w grymasie bólu.
- Och, nie! Co ja zrobiłem! Sandy, powinnaś była przyjść
prosto do mnie! Mogliśmy mieć nasze dziecko!
- Cóż, potem okazało się, że to nie była ciąża. Po prostu wy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •