[ Pobierz całość w formacie PDF ]

moja świeczka, więc spełni się to nam razem, obojgu. Ktokolwiek ją zdmuchnie, dołączy do mnie, będzie mój.
A ty przecież tego właśnie chcesz, uwierz mi.
Szarpie się, głupia. Jakby się bała szczęścia.
 No, dmuchnij!  polecam ostro, zdecydowanie.
Dmucha więc, krótkim, chrapliwym, urywanym wydechem. Zwieczka gaśnie nagle, słychać jej dojmujący
syk.
I wtedy moja kobieta podnosi głowę, rozgląda się wokół. Patrzy na chłopaków, potem na mnie. Jej oczy
błyszczą niekłamanym podziwem.
Tak, maleńka, to ja. To właśnie ja.
Supersamiec alfa. Cały twój.
Pójdziemy razem w świat, który upadnie nam do stóp.
" " "
Jestem laborantem. I to dobrym.
Wychwytuję każdy, nawet najdrobniejszy ślad.
Pewnie dlatego znowu muszę robić nadgodziny. Zbierać, analizować, przetwarzać dane.
Dodatkowa robota. Jakiś wariat zabił dziś człowieka, w środku nocy. Po prostu przyszedł, sam, i zarżnął go
nożem.
Podobno któryś sąsiad widział go na klatce chwilę przedtem, jak rozmawiał sam ze sobą, wydając rozkazy
nieistniejącym osobom. I miał takie dziwne spojrzenie, jakby się sycił jakąś szaloną, niewidzialną władzą.
Poszedł i zabił tego człowieka. A potem zabrał jego kobietę. I zniknął, jakby się rozwiał we wszechobecnej,
ponurej, listopadowej mgle. A ona razem z nim.
Może jeszcze wróci, może znów kogoś zabije. To wariat, trzeba takich powstrzymywać. Taka jest nasza
praca, od tego tu jesteśmy.
Tak. My.
Tak naprawdę, to od tego są oni, bohaterowie, nie ja. A przynajmniej tak to wygląda na zewnątrz. Oni są na
pierwszych stronach gazet, na żadnej z nich zaś nie ma mnie. Ja nie istnieję, wielkie małe nic.
Tylko że to mnie wyciągnięto z łóżka o tej porze.
Koledzy z dochodzeniówki śpią sobie jeszcze wygodnie. Póki nie ma danych, nie muszą nawet palcem
w bucie kiwnąć. Moja praca dostarcza im na wpół gotowych rozwiązań, dostarcza kolejnych powodów do
mnożenia ich sławy. A potem laury zbierają właśnie oni, panowie detektywi. O niepozornym, chudym, małym
laborancie ani słowa. Wielkie małe nic.
Kiedyś& kiedyś pokażę im wszystkim, na co mnie stać. Wszystkim. Co do jednego. Każdemu z nich. Kiedyś
nadejdzie ten dzień, w którym padną mi do stóp, a na posterunku niepodzielnie zapanuje krew. I to ode mnie
zależeć będzie wszystko.
Ciekaw jestem, może ten wariat dziś w nocy też tak czuł. Może chciał przestać być niczym i w końcu przejąć
władzę nad własnym życiem. I ona też, skoro tak od razu za nim poszła, bez najmniejszego oporu. Widziałem
miejsce dzisiejszej zbrodni. Czyste, wypielęgnowane, nietknięte mieszkanie i tylko w sypialni trup i pełno krwi.
%7ładnych śladów walki. Facet przyszedł i zrobił swoje, zabił mężczyznę, a kobietę po prostu zabrał ze sobą.
I poszli razem gdzieś w świat.
Czasami wydaje mi się, że doskonale takich ludzi rozumiem. Gdybym ich spotkał kiedyś, i jego, i ją,
stworzylibyśmy wściekłą zgraję pogardzanych psów.
Mój Boże, o czym to ja myślę, co mi chodzi po głowie. My tu w policji jesteśmy od tego, żeby takich
szaleńców powstrzymywać.
My. No właśnie. Oni, wielcy detektywi, tak. Ale& ja? Wielkie małe nic.
Siedzę w moim laboratorium, całkiem sam. Zagłębiam się w pracę, zanurzam się w niej całkowicie. Nie ma
mnie wtedy dla świata, po prostu nie ma mnie.
I w ten sposób spędzam moje spokojne, bezpieczne, monotonne życie, dzień po dniu.
Tylko dowody, ślady i poszlaki rozmawiają ze mną, kiedy wpatruję się w nie aż do bólu. Przesłuchuję je,
skryty za zasłoną moich grubych szkieł. Nie mają ze mną żadnych szans. Jak się odrobinę postarać, zobaczy się,
że każdy przedmiot ma swoją moc& i swoją historię.
Ot, chociażby ta świeczka. Zgarnąłem ją z dzisiejszego miejsca zbrodni.
Wygląda jakoś tak dziwnie, trochę już wypalona, niczym zagubiony dodatek do urodzinowego tortu. Nie
wiem, czemu podniosłem ją z podłogi, było tam przecież tyle innych rzeczy. Po prostu czułem, że ona jest
ważna. Przyciągnęła mój wzrok natychmiast i wiem, że ta świeczka czegoś ode mnie chce.
Zapalę ją, zobaczę, co się będzie działo. Tak wiem, to jest materiał dowodowy, nie powinno się tego robić.
Nie powinienem jej zapalać.
Ale ona coś do mnie mówi, a ja jestem ciekawski.
Najwyżej szybko ją zdmuchnę. To tylko świeczka. Nic się nie może stać.
He he, może przy okazji pomyślę sobie jakieś życzenie.
Na pohybel im. Im wszystkim.
Stworzymy wściekłą zgraję pogardzanych psów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •