[ Pobierz całość w formacie PDF ]

piecem. Temperatura leci na łeb, na szyję, na górze jest już prawie dziesięć stopni. Minus.
- Przykro mi, panie Drugi. Co ze sterami?
- Załatwione. Przynajmniej na razie. Nie za wielka to była robota. Jest trochę luzu na kole, ale
Trent mówi, że można sobie poradzić.
- Zwietnie. Dziękuję. Kontrolujemy stery z mostka?
- Tak. Powiedziałem w maszynowni, żeby sobie odwiesili tę sprawę na kołku. Chief Patterson jest
najwyrazniej zawiedziony. Uważa chyba, że został stworzony do celów wyższych niż łatanie
mostka. Co tam dalej na rozkładzie?
- Nic. Nic, jeśli o mnie idzie.
- Aha, wszystko jasne. My nieroby, zgadza się? Hm, obejrzymy sobie za chwilę, jakie są szanse na
wzmocnienie nadbudówki. A chwila to tyle, ile będzie trwało rozmrożenie naszych
zlodowaciałych członków.
- Oczywiście, panie Drugi. - Bosman zerknął nad ramieniem Jamiesona. - Zauważyłem, że
lekkomyślny doktor Singh nie zamyka na klucz szpitalnego barku...
- No cóż... Może byśmy tak po kropeleczce do kawy?
- Gorąco zalecam. Wydatnie przyspieszy proces rozmrażania. Jamieson rzucił mu spojrzenie w
dawnym stylu, wstał i pomaszerował do szafki z alkoholem.
Jamieson osuszył drugą filiżankę wzmocnionej kawy i popatrzył na McKinnona.
- Coś pana niepokoi, bosmanie?
- Tak. - McKinnon oparł obie dłonie na stole tak, jak gdyby zaraz miał wstać.
- Zmienił się ruch statku. Kilka minut temu czułem, że fale zaczęły uderzać w część rufową. Nie
zanadto, tak jak gdyby Trent lekko skorygował kurs. Ale teraz czuję to zbyt mocno. Chyba stery
znów wysiadły.
McKinnon szybko wybiegł z jadalni; Jamieson tuż za nim. Dopadłszy pokrytego gładkim lodem
pokładu, McKinnon chwycił się liny sztormowej i zatrzymał.
- Idzie korkociągiem! - musiał wrzeszczeć, żeby przekrzyczeć wiatr, który dął z siłą huraganu. -
Zeszliśmy dwadzieścia stopni z kursu! Może trzydzieści! Dzieje się tam coś złego!
I rzeczywiście. Kiedy dotarli do mostka, stwierdzili, że dzieją się tam niedobre rzeczy. Obydwaj na
chwilę zamarli.
- Przepraszam, panie Jamieson. To wcale nie stery.
Trent leżał tuż za kołem, które obracało się bez sensu to w jedną, to w drugą stronę w odpowiedzi
na przypadkowe uderzenia fal o płetwę steru. Z twarzą ku górze oddychał, bez żadnej wątpliwości
oddychał, bo pierś unosiła się i opadała równym rytmem. McKinnon nachylił się , żeby z bliska
przyjrzeć się twarzy sternika. Z niesmakiem pociągnął nosem i wyprostował się.
- Chloroform. - Chwycił koło i zaczął naprowadzać statek na kurs. - A to? - Jamieson kucnął,
podniósł leżący na ziemi kompas i pokazał go bosmanowi. Szkiełko było strzaskane, igła
bezpowrotnie powykrzywiana. - Cicha Stopa znów w akcji.
- Na to wygląda, panie Drugi.
- Ha! Nie widać, żeby to jakoś szczególnie pana zaskoczyło, bosmanie.
- Widziałem, że tam leży. Nie musiałem się nawet przyglądać. Na pokładzie mamy jeszcze kilku
sterników, ale to był nasz jedyny kompas.
Rozdział czwarty
- Ten, kto to zrobił, musiał mieć dostęp do magazynu leków - stwierdził Patterson. Razem z
Jamiesonem i McKinnonem znajdowali się w szpitalnej świetlicy.
- To nic nie da, panie chiefie - zauważył McKinnon. - Od godziny dziesiątej rano wszyscy
znajdujący się na pokładzie statku, z wyjątkiem rannych, nieprzytomnych i tych pod działaniem
środków uspokajających, mieli dostęp do izby przyjęć. Nie ma kogoś, kto nie znalazł się dziś na
terenie szpitala, żeby coś zjeść, przespać się czy choćby odpocząć.
- Może patrzymy na to w niewłaściwy sposób - rozważał Jamieson. - Po co ktoś miałby niszczyć
kompas? Przecież nie po to, byśmy zeszli z obranego kursu ani z obawy, że kogoś
prześcigniemy. Bardzo prawdopodobne, że Cicha Stopa dalej nadaje sygnał naprowadzający i
Niemcy dokładnie wiedzą, gdzie jesteśmy.
- Może liczy na to, że wpadniemy w panikę? - dumał McKinnon. A może mają nadzieję, że
będziemy woleli zwolnić niż kręcić się dookoła, co się najpewniej zdarzy, jeśli warunki się
pogorszą. Morze się wzburzy, a my nie będziemy mieć kompasu. A jeżeli gdzieś w pobliżu kręci
się niemiecka łódz podwodna i Cicha Stopa nie chce, byśmy zanadto odpłynęli, to co? Jest
jeszcze gorsza możliwość. Założyliśmy, że Cicha Stopa ma tylko nadajnik. A jeśli ma i
odbiornik? A jeśli jest w kontakcie radiowym z Altafjordem? Albo z U-bootem? Albo nawet ze
zwiadowczym condorem? Niewykluczone, że gdzieś niedaleko płynie jakaś angielska jednostka
wojenna. Ostatnią rzeczą, jakiej by Niemcy sobie życzyli, jest nawiązanie przez nas kontaktu z
brytyjskim okrętem. Fakt, my i tak nie możemy nawiązać kontaktu, ale oni mogliby nas
namierzyć z odległości dziesięciu, piętnastu mil.
- Za dużo tu tych  jeśli ,  być może ,  a może to, a może tamto w głosie Pattersona brzmiało
zdecydowanie człowieka, który podjął już decyzję. - Ilu ludziom na statku pan ufa, bosmanie
- Ilu...? - McKinnon zawiesił głos i coś tam sobie przemyśliwał. - Nam trzem i Naseby emu. I
personelowi medycznemu. Nie, żebym miał szczególny powód, by im ufać czy też nie ufać, ale
wiemy, że kiedy ktoś napadł na Trenta, oni byli tu z nami, co do jednego. Dlatego ich
wykluczam.
- Dwóch lekarzy, sześć pielęgniarek, trzech sanitariuszy i nasza czwórka. Razem piętnaścioro -
obliczył Jamieson. Uśmiechnął się. Poza nami wszyscy są podejrzani?
Teraz z kolei bosman pozwolił sobie na lekki uśmieszek.
- Trudno takie dzieciaki jak Jones czy McGuigan albo Wayland Day brać za wytrawnych
szpiegów. Tych wyłączając, nie dałbym sobie uciąć ręki za całą resztę. To znaczy, nie mam
powodu, żeby im zawierzyć w sprawach życia i śmierci.
- A co z załogą  Argosa ? Rozbitkowie? Przypadkowi goście?
- Ja wiem, że to absurdalne, kapitanie, ale gdzie jest powiedziane, że coś, co jest mało
prawdopodobne, jest przez to niemożliwe? Ja po prostu nikomu nie ufam. - Na chwilę przerwał.
- Czyżbym się mylił sądząc, że chciałby pan przeczesać kajuty i bagaże wszystkich ludzi na
statku?
- Nie, nie myli się pan, bosmanie.
- Z całym szacunkiem, kapitanie, byłaby to tylko strata czasu. Nasz Cicha Stopa, ktokolwiek by to
był, na pewno ma za wiele sprytu, żeby rozrzucać wokół siebie dowody przestępstwa, czy też
zostawiać coś w miejscu, które choć trochę mogłoby się z nim samym kojarzyć. Na statku
znalazłoby się tysiąc kryjówek, a nas nie szkolono, jak przeprowadzać rewizję. Z drugiej strony
lepsze to niż nic. Obawiam się jednak, że znajdziemy dokładnie to, Patterson: wielkie nic.
Nie znalezli niczego. Przeszukali każdą kajutę, każdą szafę i szufladę, każdą torbę i worek,
wszystkie kąty i zakamarki i nie znalezli niczego. Doszło do niezręcznego momentu, kiedy to
kapitan Andropolous - krzepki mężczyzna o ciemnym zaroście i, jak się zdaje, niepohamowanym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •