[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przekonaniu, że dzisiejsza bitwa nie przyniesie mu zwycięstwa. Bardzo nam pomogliście, panowie.
Yaljon był najgorszym ze wszystkich piratów. Proszę przyjąć moje wyrazy wdzięczności.
D'Averc, nie tracący nigdy rezonu, gdy w grę wchodziło dobre wychowanie oraz jego własny interes,
odparł szybko:
 My także jesteśmy wdzięczni, kapitanie Bewchard, za pańskie przybycie w tej właśnie chwili, kiedy
znalezliśmy się na straconej pozycji. Długi zostały wyrównane, jak sądzę  uśmiechnął się szeroko.
Bewchard skłonił głowę.
 Moje uznanie. O ile wolno mi przejść do spraw bardziej przyziemnych, myślę, panowie, że
przydałby się wam odpoczynek. Obaj jesteście ranni, a stan waszych strojów... po prostu nie przystoi
takim dżentelmenom jak wy. Krótko mówiąc, byłbym zaszczycony, gdybyście zechcieli przyjąć
gościnę na pokładzie mojej galery, a pózniej, kiedy przybijemy do brzegu, gościnę w mym domu.
Hawkmoon w zamyśleniu zmarszczył brwi. Ten młody kapitan zaczynał mu się podobać.
 A gdzie pan ma zamiar rzucić kotwicę...?
 W Narleenie  odparł Bewchard.  Tam mieszkam.
 Prawdę mówiąc, podróżowaliśmy właśnie do Narleenu, nim zostaliśmy schwytani przez Yaljona...
 zaczął.
 W takim razie koniecznie musicie popłynąć ze mną. Gdybym mógł wam czymś służyć...
 Dziękujemy, kapitanie Bewchard  rzekł Hawkmoon.  Z chęcią skorzystamy z pańskiej pomocy
w dotarciu do Narleenu. Mam też nadzieję, że w czasie podróży zechce pan nam udzielić wielu
niezbędnych informacji.
 Z przyjemnością.  Bewchard wskazał dłonią drzwi do pomieszczeń pod pokładem rufowym. 
Zapraszam panów do mojej kajuty.
ROZDZIAA VI
NARLEEN
Przez niewielkie okrągłe okienka obserwowali z kabiny kapitana Bewcharda spienioną grzywę za rufą
mknącego pod pełnymi żaglami statku.
 Musimy rozwijać dużą szybkość  wyjaśnił Bewchard.  W przeciwnym razie nie mielibyśmy
szans przy spotkaniu z kilkoma pirackimi jednostkami naraz.
Kucharz przyniósł posiłek i zaczął ustawiać naczynia na stole. Było tam kilka rodzajów mięs, ryby,
jarzyny oraz owoce i wino. Hawkmoon starał się nie jeść nazbyt łapczywie, a chciał zarazem spróbować
przynajmniej każdej potrawy. Obawiał się, że jego żołądek może nie być jeszcze zdolny do przyjęcia
dość ciężko strawnych dań.
 To posiłek świąteczny  oświadczył kapitan z radością w głosie.  Od miesięcy polowałem na
Yaljona.
 Kimże jest Yaljon?  zapytał Hawkmoon między kolejnymi kęsami.  Wyglądał mi na
straszliwego dziwaka.
 Zupełnie nie pasował do moich wyobrażeń o piratach  dodał d'Averc.
 Piractwo jest ich tradycją rodzinną  wyjaśnił Bewchard.  Jego przodkowie łupili pływające po
rzece jednostki już przed wiekami. Przez długi czas handlarze płacili olbrzymie podatki Lordom ze
Starvelu, lecz parę lat temu zbuntowali się i Yaljon powrócił do piractwa. Wówczas kilku z nas podjęło
decyzję o budowie okrętów wojennych podobnych do tych pirackich, po to, by zaatakować łupieżców
na rzece. Znajdujecie się właśnie na
jednym z takich okrętów, a ja nim dowodzę. Byłem kupcem, ale teraz muszę zajmować się rzemiosłem
wojennym, przynajmniej do czasu uwolnienia Narleenu od Yaljona i jemu podobnych.
 Jak wygląda wasza sytuacja?  zapytał książę.
 Niezbyt pomyślnie. Yaljon i inni rezydują wciąż niepokonani w swym grodzie, Starvel leży bowiem
w granicach Narleenu i stanowi miasto w mieście. Do tej pory udało nam się zaledwie ograniczyć nieco
ich piracki proceder. Nie zdarzyła, się jeszcze okazja do poważniejszej próby sił.
 Według pańskich słów piractwo jest tradycją rodzinną Yaljona...  zaczai d'Averc.
 Tak, jego przodkowie przybyli do nas wiele setek lat temu. Mieli za sobą potęgę, a my byliśmy
wówczas słabi. Legendy mówią, że jeden z przodków Yaljona, Batach Gerandiun, zaprzągł do pomocy
czarną magię. Otoczyli Starvel, zagarniętą przez nich dzielnicę Narleenu, murami i od tamtej pory nim
władają.
 W jaki sposób Yaljon odpowiada na ataki skierowane przeciwko jego statkom?  zapytał
Hawkmoon, pociągnąwszy tęgi łyk wina.
 Stara się wziąć odwet wszelkimi możliwymi sposobami, choć ostatnio zachowuje jednak ostrożność,
zapuszczając się na rzekę. Wiele jeszcze przed nami. Zabiłbym Yaljona, gdyby było to możliwe. Jestem
przekonany, że tym sposobem zniszczyłbym potęgę całego pirackiego bractwa. Lecz jemu zawsze udaje
się zbiec. Jakiś instynkt ostrzega go przed niebezpieczeństwem i za każdym razem wychodzi z opałów
bez szwanku.
 %7łyczę wam szczęścia, byście go przyłapali  powiedział Hawkmoon.  Proszę nam powiedzieć,
kapitanie Bewchard, czy wiadomo panu coś o orężu zwanym Mieczem Zwitu? Powiedziano nam, że
należy go szukać w Narleenie.
Bewchard sprawiał wrażenie zdumionego.
 Owszem, słyszałem o nim. Wiąże się z legendą, o której już wspominałem, dotyczącą przodka
Yaljona,
Batacha Gerandiuna. Podobno w mieczu tym zawierała się czarodziejska moc Batacha... Piraci
okrzyknęli Gerandiuna bogiem, otoczyli czcią i uczynili przedmiotem kultu w swej świątyni, zwanej od
jego imienia Zwiątynią Batacha Gerandiuna. Stanowią zabobonną społeczność. Ich zwyczaje i obrządki
są niepojęte dla takiego praktycznego, kupieckiego umysłu jak mój. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •