[ Pobierz całość w formacie PDF ]

myślach błądziła Stefcia dziwnie natarczywie. Księżna chciała zagłuszyć w sobie wszelkie
niedobre podejrzenia, zajmowały ją przygotowania na Gwiazdkę.
 Moja Dobrzysiu, nie powiedziałaś mi, czy dwoje dzieci tej wyrobnicy  wiesz? zostały
przyjęte do ochronki w Głębowiczach?
Pani Dobrzyńska skinęła głową.
 Tak, ordynat polecił je przyjąć. A jakże! dostały, jak wszystkie, pościel i łóżeczka.
 Ale pamiętaj, że ubranka nasze to my dajemy. Wymogłam ten wyjątek na ordynacie.
 Są nowe na święta. Tymczasem noszą dawne, jeszcze dobre. Pan ordynat dzielnie się
ochronką opiekuje. Bardzo dobre są te kobiety, które przeznaczył do dozoru, i pani ochro-
niarka zacna osoba. Ochronka i szkoła pełna, ale przytułek dla starców stoi pustkami.
52
 Dlaczego to?
 Bo z włóczęgów nikt nie chce porzucać swego rzemiosła. Mówią, że wolą żebrać, niż
mieć stałe mieszkanie, dobrą strawę i jakie takie zajęcie. Każdy przyjdzie, zje, prześpi się i
dalej znowu w świat. Mówiłam panu ordynatowi, że to chybiony cel, po co im dogadzać, kie-
dy oni wolą żebrać. Ale pan ordynat jest za dobry.
 Cóż powiedział?
 Powiedział mi tylko tak:  Moja Dobrzysiu, albo się jest żebrakiem albo się nim nie jest.
Ci widać mają zamiłowanie do sportu. Trudno im bronić: mogliby się pochorować na nostal-
gię za włóczęgą. Niech już lepiej tylko jedzą i śpią zamiast się wywracać po rowach .
Uśmiech mignął na ustach księżnej. Pani Dobrzyńska mówiła dalej:
 Jest tam kilka zgrzybiałych staruszek i starców, z rodzin robotników fabrycznych i stra-
żaków. Ci sobie drą pierze albo drzemią pod piecem. Pan ordynat nazywa ten oddział  pała-
cem inwalidów .
Księżna znowu spojrzała na portret Waldemara.
 Kochany, dobry chłopiec!  szepnęła z uczuciem.
 Ale czy księżna pani uważa, że ordynatowi coś jest? Chyba nie chory, a jednakowoż
nieswój. Ordynat już powinien żenić się, szkoda marnować takie piękne lata.
Księżna nic nie odpowiedziała, tylko westchnęła cicho. Ale gadulska pani Dobrzyńska
ciągnęła dalej prędkim głosem:
 Już to widać, że ordynatowi niełatwo się kto podoba, i nasza panna Margeryta jakoś mu
nie do gustu. A szkoda! Dobra panienka i dzielna. A z hrabianką Barską już się skończyło,
proszę księżnej pani? Bo to wszyscy mówili, że ordynat się z nią ożeni.
 Nie, moja Dobrzysiu, nic z tego nie będzie. Masz słuszność, mój wnuk niełatwo znaj-
dzie żonę.
 Szkoda! szkoda!
Do pokoju weszła panna Rita w kapeluszu i futrzanym kołnierzu, zarumieniona z mrozu,
z dziwnym wyrazem twarzy. Przywitała się z księżną w milczeniu. Pani Dobrzyńska natych-
miast wyszła.
Księżna podniosła oczy na swą wychowankę.
 Cóż tam w Słodkowcach?
Rita usiadła na krześle, gwałtownie zdejmując rękawiczki.
 Stefcia Rudecka wyjechała onegdaj.
 To wiem, ale dlaczego, co się stało?
 Och! dowie się ciocia bardzo prędko... Ona postąpiła taktownie, lecz nie zakończyła
kwestii.
 Pozwól, moja droga, ale nie rozumiem, o czym ty mówisz.
 To się wyjaśni, może dziś jeszcze. Wczoraj ordynat był w Słodkowcach, dziś będzie tu.
 Waldemar? Skąd wiesz?
 Mówiła mi Idalka.
Tragiczne, długie spojrzenie rzuciła na portret Waldemara i rzekła gorąco:
 On zwycięży do końca!
Po czym wybiegła z pokoju.
Księżna patrzyła na nią przez chwilę.
 Co jej się stało?...  Dobrzysiu!  zawołała głośno.
Dama do towarzystwa weszła pospiesznie.
 Proszę cię, idz do Rity i wybadaj, czy nie chora. Wydaje mi się dziwnie rozdrażnioną.
Zanieś jej starego wina. Jeśli zechce, niech przyjdzie do mnie.
Bardzo prędko potem panna Rita zjawiła się znowu.
 Dziękuję cioci za troskliwość. Dobrzysia mię winem częstowała, lecz właściwie nic mi
nie jest.
53
 Ale mówisz zagadkowo. Nic nie pojmuję, to jedno widzę, że wyjazd Stefci spowodo-
wał w Słodkowcach jakiś niepokój. Lecz jaki? dlaczego?...
 Ach, ciociu! trudno mi o tym mówić.
 Dlaczego wymieniłaś Waldemara? Powiedziałaś:  On zwycięży .
 Zobaczy ciocia... zobaczy! Zastukano do drzwi.
Wszedł służący i wręczył Ricie telegram z Wiednia od Trestki. Panna Szeliżanka prze-
czytała i z niezwykłą irytacją cisnęła papier na stół.
 Cóż tam znowu?  pytała księżna, biorąc telegram.
Trestka pisał:
 Wracam wkrótce. Nostalgia mię pożera. Do Rzymu nie pojadę, licząc, że w lecie poje-
dziemy tam razem. Obecnie wiedenki mię nie bawią. Zamiast cudnych profilów Węgierek
wolę męczeńską palmę w Obronnem.
Nieodzowny Edward
Księżna zaśmiała się i rzekła wesoło:
 Oryginalny telegram i zabawny człowiek. Wierny jak Troilus. Już chyba teraz uszczę-
śliwić go zechcesz.
Rita bystro spojrzała na księżnę.
 Dlaczego teraz?...
 No, nie wiem. Skoro, ci tak zapowiada Rzym, widocznie ma nadzieję...
 Ach, ta nadzieja! c est son cheval de bataille4, ale... długo poczeka. Chociaż... ciocia
dobrze mówi. Teraz może prędzej zdobędę się na uszczęśliwienie go niż w zwykłych warun-
kach.
 Znowu cię nie rozumiem. Co do Trestki to zawsze ci mówię, partia niezła: człowiek
bardzo dobry, trochę dziwak, ale to nie szkodzi. Przy tym ładny majątek, rezydencja zupełnie
możliwa, a nade wszystko  on kocha cię.
 Ciociu, nie mówmy o tym! ciociu, proszę! przynajmniej nie teraz!  wołała panna Rita,
biegając po pokoju silnie wzburzona.
Księżna wzruszyła ramionami.
 Dziwna dziś jesteś, Ryciu.
Znowu pukanie do drzwi. Wszedł lokaj, oznajmiając krótko:
 Pan ordynat.
Rita stanęła jak słup wyprostowana.
Waldemar wszedł prędko, swobodnie powitał babkę i pannę Ritę, nie spostrzegając jej
martwoty. Ona chwilę stała nieruchomo i wyszła z pokoju.
Wówczas Waldemar usiadł blisko księżnej na fotelu i z pieszczotą wziął jej rękę. Miał w
oczach wyraz serdeczny, trochę filuterny.
 Dobrze, że cię widzę, mój chłopcze  rzekła księżna, uśmiechając się do niego.  W
ostatnich czasach nieczęsto bywałeś u mnie, zapomniałeś, o starej babce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •