[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ście, wyzierającym dziś kusząco spod rozpiętych guzików śnieżnobiałej koszuli, czułej i niezagrażają-
cej, a jednocześnie reprezentacyjnie pięknej. Jesteśmy w podobnym wieku, a czuję się przy niej jak
niezgrabna nastolatka.
- Podziwiam cię, Sadie. Na twoim miejscu zapakowałabym się na tydzień do łóżka, a rodzinę
oddała pod opiekę niani. Ty natomiast walczysz.
- Tak. O przetrwanie.
Zmieje się, jakby usłyszała dobry żart.
- Zaimponowałaś mi, przychodząc na przyjęcie korporacyjne w tej fantastycznej bluzce!
- Audziłam się, że nikt nie zauważy.
- Byłaś cudowna! - W świecie Pam wszystko jest fantastyczne i cudowne. Z wykrzyknikami. -
Przy tobie wszystkie wyglądałyśmy śmiesznie i pretensjonalnie w naszych nadętych kreacjach!
- Zamieniłabym się wtedy z każdą z was bez mrugnięcia okiem, ale dziękuję za komplement -
mówię z wdzięcznością. Pam jako jedna z niewielu kobiet bardzo się starała, żebym poczuła się swo-
bodnie, zamiast tylko patrzeć na mnie jak na bezdomnego intruza.
- Zatem do zobaczenia w środę - dodaje, zagradzając mi przejście wydatnym brzuchem.
- W środę? - Wpatruję się w nią z tępym wyrazem twarzy, czując dotyk dziecka pod twardą po-
wierzchnią jej ciała.
- Tom ci nie powiedział? - Pam odsuwa się, dając mi dostęp do furtki. Zakłada torbę na ramię. -
Kameralna kolacja u nas...
Słysząc słowo  kameralna", od razu nastawiam się na coś odwrotnego.
- Chciałabym, żebyśmy się lepiej poznali - wzdycha. - Nam, kobietom, łatwo się zaprzyjaznić -
mamy tyle wspólnego...
Tak?
- Natomiast faceci potrzebują zachęty, żeby spotykać się po godzinach. Trzeba ich umawiać z
kolegami.
Motyla noga. Ona chyba mówi w zupełnie innym języku. Języku żon, które urządzają przyjęcia
dla swoich mężów. Ja mogę urządzić Tomowi co najwyżej awanturę za porozrzucane skarpetki. Sta-
ram się polubić tę kobietę, ale ciężko mi znosić jej towarzystwo. Tłumaczę sobie, że ma dobre intencje
R
L
T
i to miło z jej strony, że zaprosiła nas na kolację. A ja jestem wredną sfrustrowaną jędzą. Czyżbym
zazdrościła jej ciąży? Tom miał rację. Niechęć do Pam to mój problem. Czuję się gorsza, choć nie
mam powodów. A może mam?
- Każda okazja, żeby o siebie trochę zadbać, jest dobra. Na pewno brakuje ci kanadyjskich salo-
nów piękności. - Opiera się o metalową kratę bramy. - Jesteśmy już w tym wieku, że musimy bardziej
dbać o wygląd, prawda? Można umrzeć z nudów. Tobie musi być jeszcze trudniej, z takim mężem jak
Tom. - Głaszcze swój brzuch kolistym ruchem, jakby polerowała stół.
- Słucham?
- On przecież bryluje w towarzystwie ludzi mediów. Mnie by to wkurzało! Dobrze, że Seth sie-
dzi sobie bezpiecznie w dziale finansowym razem z nudziarzami z księgowości.
Seth i Pam nie są dobraną parą pod względem atrakcyjności fizycznej. Seth ma bardzo dziwną,
niekształtną twarz, która kojarzy mi się z embrionem, i więcej włosów w nosie niż na głowie. Jest też
zmanierowany. Wygląda bardzo śmiesznie, biegając po okolicy w jednoczęściowym kombinezonie z
lycry albo spacerując z rękoma założonymi na plecach niczym książę Karol. Sprawia wrażenie czło-
wieka, który nie czuje się swobodnie we własnym ciele. Wątpię, aby był dobry w łóżku. Pozostaje w
cieniu mlecznobiałej urody swojej żony.
- Cenię cię bardzo za to, że nie pozwalasz się wciągnąć w żadne rywalizacje - kontynuuje bez-
trosko Pam. - Twoje małżeństwo jest najwyrazniej na tyle trwałe, że nie musisz się wdawać w żadne
gierki.
- Ufam Tomowi - odpowiadam bliska omdlenia. Zawsze sądziłam, że gdyby Tom wolał być z
jakąś malowaną lalą z telewizji, to nie wiązałby się z kwiaciarką, która ma wiecznie brud za paznok-
ciami. Czuję nadciągający atak paranoi. Czyżby Pam próbowała mi coś powiedzieć? Jeszcze kilka dni
temu nie zdawałam sobie sprawy, że moje małżeństwo znajduje się w tak opłakanym stanie, że  mogę
wszystko stracić".
- Słusznie. Po co miałabyś się starać? - Pam przerywa, szukając właściwych słów, po czym do-
daje konfidencjonalnym szeptem: - Wiem, co się wydarzyło w zeszłym roku. Obiecuję, że nikt się ode
mnie nie dowie. Chcę tylko powiedzieć, że to wystarczający powód, abyś nie nakładała na siebie do-
datkowej presji.
R
L
T
7
Czy rzeczywiście mogę się czuć usprawiedliwiona? A jeśli tak, to skąd Perfekcyjna Pam może
o tym wiedzieć? Istnieje tylko jedno wytłumaczenie: Tom jej powiedział. Jej albo Sethowi. Przeklęty
Tom. Zawiera przyjaznie o wiele szybciej niż ja. Nic dziwnego, że poczuł się w Londynie jak w domu,
podczas gdy ja czuję się osamotniona.
- Wszystko w porządku, Danny? - krzyczę z góry, opierając się o barierkę. Sprawdzam, czy
Danny nie miał wypadku w stylu tych, których obawia się Rona: nie zginął na skutek porażenia prą-
dem z pilota od telewizora lub nie utonął w kubku soku pomarańczowego.
- Tak! - woła, przekrzykując odgłos ścigających się samochodów, dobiegający z odbiornika te-
lewizyjnego.
Wyjmuję z kosza na pranie czyste dziecinne ubranka i zanoszę je do pokoju Danny'ego. To
ogromny stos, którego ułożenie odkładałam przez dwa tygodnie. Po drodze gubię pojedyncze sztuki
odzieży. Sypialnia Danny'ego ślicznie pachnie Dannym. Kocham zapach swojego dziecka. Kiedy był
jeszcze maleńki, zachwycałam się nawet wonią jego brudnych pieluch. To typowy pokój małego
chłopca, pełen książeczek, plastikowych narzędzi, samochodzików i gumowych dinozaurów. Pod łóż-
kiem leży zapomniana butelka z resztką mleka. Wpycham ubranka do komody i wychodzę. Zamknąw-
szy za sobą drzwi, biorę głęboki oddech i ruszam na koniec korytarza w kierunku pokoju, którego ist-
nienie nawiedza moje senne koszmary. W tym pokoju zawiera się całe moje  usprawiedliwienie".
Przez kilka miesięcy, odkąd tu mieszkam, zdążyłam dokładnie poznać każdy centymetr drzwi, dotyk
klamki. Drzwi zawsze są zamknięte, bardzo tego pilnuję. Przypominam sobie zamknięty salon Enid,
doszukuję się podobieństw. Obie mamy w sobie zakamarki niedostępne dla nikogo. Nieupoważnionym
wstęp wzbroniony! Grozi emocjonalnym wybuchem!
Zbieram całą odwagę i wchodzę do maleńkiego pokoiku o żółtych ścianach, z dywanem z włó-
kien kokosowych na podłodze. Różni się od reszty domu, tutaj zawsze panuje kliniczny porządek.
Przez okno widać nasz mały ogródek. W rogu pomieszczenia stoi stare łóżeczko Danny'ego, obok ma-
ła biała pusta komoda z szufladami wyścielonymi pachnącym papierem w kwiaty. Na przeciwległej
ścianie szafa i kominek. Na kominku wazonik z pojedynczym hiacyntem. Codziennie zmieniam wodę i
kwiat. Tym razem wstawię chyba różę. Nie dopuszczam, żeby jakikolwiek kwiat wiądł w tym pokoju. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •