[ Pobierz całość w formacie PDF ]

– Wielokrotnie mówiłeś mi, że cię denerwuję,
nie patrząc ci w oczy, gdy do mnie mówisz – wysa-
pała. – Będę ci więc bardzo wdzięczna, jeśli teraz
ty raczysz spojrzeć na mnie!
Przysunął się do niej irytująco blisko.
– Czy możesz zrozumieć, że nie muszę dzielić
z tobą poglądu, że małżeństwo musi być roman-
tyczne?
– Ale ja nie chcę przysięgać miłości i wierności
człowiekowi, dla którego jestem, w tym właśnie
momencie, tylko atrakcyjna fizycznie. Nie chcę
takiego małżeństwa, które zawierane jest po to, by
zadowolić krewnych. Jak możesz być tak aroganc-
ki i zarozumiały, uważając, że przystanę na to. Nie
jestem Isobel.
– Wiem – powiedział miękko. – W niczym nie
przypominasz Isobel. I nie jesteś podobna do żad-
nej innej kobiety spośród tych, z którymi umawia-
łem się kiedyś na randki. Jesteś niepowtarzalna.
Nie wiedziałem nawet, że taka jesteś, dopóki nie
zacząłem spędzać więcej czasu w twoim towarzys-
twie. Podoba mi się, w jaki sposób myślisz, mó-
wisz i uśmiechasz się.
– Nie próbuj mnie teraz ugłaskać.
– Nie próbuję. Mówię po prostu prawdę. – Po-
głaskał ją po policzku. – Spędziłem całe swoje
dorosłe życie, umawiając się z kobietami, które
wiedziały, co mówić i w co się ubrać w zależności
146
CATHY WILLIAMS
od sytuacji. Kiedy Joseph zachorował, a ja musia-
łem przeprowadzić się do niego, myślałem, że
długo tam nie wytrzymam. Byłem jednak w błę-
dzie. Zacząłem znajdować przyjemność, przeby-
wając w twojej obecności. Było to dla mnie nowe,
zadziwiające uczucie. Stwierdziłem, że lubię, jak
się rumienisz, jak pracujesz i jak bardzo jesteś
świeża w swoich reakcjach.
– Dobrze, rozumiem, że mnie lubisz. Ale dla
mnie małżeństwo nie może się opierać tylko na
tym, że partnerzy się lubią. Powinni się kochać.
Nie widzisz różnicy?
– Czy nie może być tak na początku? – spy-
tał szorstko. – Chcę przez to powiedzieć, że
mogłabyś nauczyć się mnie kochać... Nie mog-
łabyś?
Wahanie w jego głosie wywołało nagłe zamie-
szanie w jej głowie.
– Do czego zmierzasz?
– Próbuję ci powiedzieć, że... że nie sądzę,
żeby nasze małżeństwo miało być formalne. Nie
mogłoby być takie. Przynajmniej nie dla mnie.
– Nie wiem, co chcesz przez to powiedzieć.
– Czy nic ci nie mówi twoja kobieca intuicja?
– Powiedz mi to jasno, przecież ty, Bruno
Giannella, jesteś uważany za nieustraszonego.
– Podobno – powiedział z wymuszonym
uśmiechem. – Ale teraz jestem trochę przestraszo-
ny, ponieważ cię kocham i chcę się z tobą ożenić,
i chcę ci wytłumaczyć, że jeśli nawet mnie nie
PAMIĘTNY KONCERT
147
kochasz, to miłość przyjdzie później. Musisz tylko
dać sobie trochę czasu.
Chór aniołów zaśpiewał nagle w duszy Katy.
Bruno ją kochał. Uśmiechnęła się i patrzyła na
niego jak głupia.
– Powiedziałeś, że mnie kochasz? – wyszeptała.
– Tak. Kocham cię. Uwielbiam cię. Nazwij to,
jak chcesz. Dopadło mnie to niespodziewanie.
W jednej chwili zastanawiałem się, czy będziesz
w stanie wykonać najprostszą pracę na kompute-
rze, a w następnej poczułem się szczęśliwy, że
mogę być z tobą.
Wszystko, co mówił Bruno, było niebiańską mu-
zyką dla jej uszu. Katy uśmiechnęła się z zachwytem.
– Cały czas cię kochałam – wymruczała. – Cały
czas, kochając cię, cierpiałam. Myślałam, że ty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •