[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zapełnił się gośćmi.
Pierwszy wpadł Diabeł Tasmański, jak zawsze wytworny.
Marynarka Jil Sander, spodnie Helmuta Langa, koszulka
Prady, mokasyny od Gucciego i ten cudowny zapach, Black
Cashmere Donny Karan. Na jego widok suka zawyła ze
szczęścia i usłużnie odstąpiła mu posłanie. Mnie też zrobiło
się gorąco, ale może to zwykłe objawy przekwitania przebiły
się przez warstwę hormonów, które brałam codziennie w
ramach HTZ. Diabeł był czarujący, jego maniery jednak
pozostawiały wiele do życzenia. Chodził za mną jak pies i
szeptał mi do ucha:
- Pati, ja już nie mogę, błagam, spotkajmy się, niech
znowu będzie jak kiedyś.
- Przestań, bo Ogr usłyszy - powiedziałam, ale Ogr nic
nie słyszał, był zajęty polerowaniem kieliszków. Odkąd Ogr
zamieszkał w moim domu, wszystko lśniło jak nigdy.
Sprzątała ta sama pani Marta, ale Ogr kontrolował, żeby robiła
to lepiej. Nim wyszła, przejeżdżał palcem po listwie
podłogowej albo po książkach z górnej półki, żeby sprawdzić,
czy wszędzie jest czysto. Zaglądał do piekarnika i pod
umywalkę. Do kąta za szafą i do szafki na buty. Marta
pochlipywała cicho i poprawiała wszystko po dziesięć razy,
żeby go zadowolić. Było mi jej żal, ale Ogra podziwiałam.
Sama nie byłam dość asertywna, by zwracać Marcie uwagę,
choć nieraz miałam ochotę. Byłam szczęśliwa, że Ogr
angażuje się w sprawy domu, wielu mężów miało to w dupie.
Tylko czemu tu zawsze musiał być porządek? I to jaki! Nic
nie mogło leżeć na wierzchu, ledwie przejrzana gazeta
zostawiona na stole lądowała w koszyku, książka leżąca przy
łóżku wędrowała na półkę, niedopita herbata do zlewu, cały
czas musiałam pilnować, gdzie co mam, a i tak ciągle coś
ulegało przemieszczeniu, a nawet znikało. Chciałam, żebyśmy
wypracowali wspólne standardy porządku, ale Ogr przekonał
mnie do własnych. To znaczy uznał, że nie trzeba mnie
przekonywać.
- Ależ kochanie, chyba nie muszę ci tłumaczyć, że lepiej
żyje się w czystości i porządku. Wystarczy, żebyś wszystko
odkładała na miejsce, a nic nie będzie ci znikać.
Starałam się o tym pamiętać, ale ciągle znikało. Teraz
jednak cieszyłam się, że Ogr jest pochłonięty polerowaniem
kieliszków, bo dzięki temu nie słyszał głupich westchnień
Diabła. Ja też starałam się ich nie słyszeć, zwłaszcza że robiło
mi się od nich mokro.
- Giń, przepadnij, siło nieczysta - syknęłam i
zaprowadziłam go do salonu, gdzie na pięknej tacy leżała
własnoręcznie upieczona przeze mnie szarlotka. W każdym
razie starałam się, żeby na taką wyglądała. Pieczenie szarlotki
okazało się bowiem trudniejsze niż analiza osobowości za
pomocą prącia. Mój nocny wypiek miał zakalca. Nie umiem
kłamać, więc nic nie mówiłam Ogrowi, tylko kupiłam blachę
szarlotki razem z blachą i podmieniłam. Moją szarlotkę
ukradkiem wyrzuciłam na śmietnik, bo czego nie zrobi
kochająca żona, żeby zadowolić męża? Ja w każdym razie
własnoręcznie ozdobiłam nową szarlotkę migdałami, dzięki
czemu szybko uwierzyłam, że to moje dzieło.
- O, jaka piękna szarlotka, czy ty ją upiekłaś? - zapytał
Diabeł Tasmański.
Nigdy bym nie podejrzewała, że jest wrażliwy na domowe
wypieki. Nie podejrzewałabym nawet, że ma dom, bardziej
pasował do niego apartament w pięciogwiazdkowym hotelu.
Ale może miał wspomnienie domu rodzinnego, które
zakręciło mu się łzą w oku na widok szarlotki.
- Pati, jak taka kobieta jak ty mogła oddać się jednemu
facetowi? I czemu to nie ja nim jestem? - szeptał, a między
słowami wsadzał mi język w ucho aż do mózgu. Dzwonek do
drzwi wybawił mnie z opresji.
Dwaj przyjaciele Ogra, klasyczni biznesmeni w ciemnych
garniturach, zlewali mi się w jedno ze sobą i z nudą. Dłuższy
kontakt groził nagłym zaśnięciem, więc wolałam nie
ryzykować i cały wieczór trzymałam się od nich z daleka. Za
to ich żony mieniły się jak egzotyczne ptaki, ubrane w ciuchy
Stelli McCartney i Alexandra McQueena, w butach Prady i
Rogera Vivier, z torebeczkami Chloe i Marca Jacobsa,
pachniały odurzająco Be Delecious DKNY i Fragile Jeana
Paula Gaultier. W swojej małej czarnej Donny Karan
poczułam się przy nich jak zwykła kura. Cholera, mogłam
założyć ten koronkowy gorset Diora, który powiększa biust i
odsłania pępek. Ale, głupia idiotka, uległam namowom Ogra.
- Baśka, uwielbiam cię w tej małej czarnej. Proszę, załóż
ją dla mnie.
I założyłam. I teraz stałam w niej jak kura obok rajskich
ptaków. Ratowała mnie tylko trójbarwna fryzura, kaskadą
czerwonych włosów opadająca na twarz. To znaczy na pół
twarzy, bo drugie pół fryzury było czarno - białe i krótkie.
Dyskretnie wymknęłam się do garderoby i włożyłam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •