[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chwili.
Zdał sobie sprawę, że musi mieć podobny do niej wyraz twarzy. Nikt jednak nie powiedział nic w
chwili ciszy, nikt nie upuścił obrączki, Raycroft bynajmniej o niej nie zapomniał, a jego własny język
nie odmówił mu posłuszeństwa. Ona zaś powiedziała:  Tak .
Albo może:  Chcę . Obojętne zresztą, czy jedno, czy drugie.
Wszystko poszło, jak należy.
Uśmiechnął się do niej i poczuł, że jest niewyobrażalnie szczęśliwy.
Uśmiechnął się i nagle w całym kościele zrobiło się równie jasno, jak na dworze.
Wyglądał zupełnie tak samo jak wtedy, kiedy jednocześnie olśnił ją i przeraził na polnej dróżce w
Barclay Court rok temu. Zdumiało ją to. W jaki sposób sprawił, że serce zaczęło jej gwałtownie bić?
Tym razem nie było już ważne, jak brzmi jego tytuł. Przecież za chwilę sama miała go nosić.
Niewytłumaczalny lęk, jaki ją nękał, rozwiał się bez śladu. Rankiem rozszlochała się
w ramionach babki, niezdolna wyjaśnić, z jakiego powodu płacze. Babka tłumaczyła jej łagodnie, że
to z miłości i że tylko wychodząc za mąż bez żadnego uczucia, mogłaby zachować kamienny spokój.
Susanna wytarła więc nos i się roześmiała.
Strach pozostał w niej jednak i trudno jej było powstrzymać się od płaczu, gdy Anne i Frances
weszły do gotowalni, by ją uściskać, a jeszcze trudniej, gdy Claudia trzymała ją w objęciach bez
mała minutę.
- Susanno - powiedziała - trudno mi było znieść fakt, że ze szkoły odchodziły Frances i Anne, moje
najlepsze przyjaciółki. Lecz ty byłaś czymś więcej niż przyjaciółką. Przybyłaś
do mnie jako zagubiona, nieszczęśliwa dziewczynka, a ja pokochałam cię od pierwszej chwili. Za nic
nie pozwoliłabym ci poślubić kogoś, kto nie byłby ciebie wart.
Zaśmiała się, a potem odstąpiła w tył i wytarła oczy.
- Jak mogłam nie wziąć pod uwagę, że wszystkie trzy jesteście młodymi, pięknymi kobietami?
Gdybym o tym pomyślała, nie ofiarowałabym wam może przyjazni, wiedząc, że zaraz mnie opuścicie.
Znowu się zaśmiała i spojrzała na przyjaciółki z rozrzewnieniem.
A teraz, gdy tylko Peter się uśmiechnął, zniknął cały jej lęk. Czegóż się bała? Przecież
to dzień jej ślubu. Są razem w kościele. No i jeszcze coś poza jego uśmiechem sprawiło, że wszystko
naokoło pojaśniało. Jego spojrzenie.
- Moi drodzy... - zaczął pastor. Była to tylko krótka chwila po długim oczekiwaniu, ale za to chwila
wspaniała. Peter coś mówił, odpowiadał na pytania, ona również. Lśniąca złota obrączka znalazła
się nagle na jej palcu. Nie sposób było policzyć wszystkich tych pojedynczych chwil. Razem
utworzyły jeden wspaniały galimatias szczęścia.
A potem pastor - nie, dziadek Clapton - oznajmił, że stali się mężem i żoną, i zaprowadził ich do
zakrystii, żeby złożyli podpis w rejestrach. Peter uniósł wtedy jej welon i w skandaliczny sposób
pocałował ją prosto w usta. A pastor, John Raycroft i obydwaj dziadkowie patrzyli na to całkiem
spokojnie!
Organy zaczęły grać radosny hymn, gdy szli pózniej wzdłuż nawy, pomiędzy ławkami pełnymi
krewnych i przyjaciół. Zdawało się jej, że jeszcze nigdy w życiu nie uśmiechała się
tak często. Jeden z tych uśmiechów przeznaczyła dla dziewcząt, siedzących ciasno przy sobie w
dwóch ławkach, ubranych w najlepsze niedzielne sukienki i absolutnie grzecznych.
Niegdyś była jedną z nich.
Przed wejściem do kościoła czekał na nich pięknie przystrojony powóz, a także tłoczyło się mnóstwo
wieśniaków, którzy się cofnęli, robiąc im przejście. Pózniej nastąpiły uściski i życzenia. Zostali
obsypani płatkami róż.
Wsiedli, rozpromienieni, do powozu. Ktoś zamknął za nimi drzwiczki i dał
stangretowi znak, żeby ruszał. Jechali do Alvesley, na weselne przyjęcie. Susanna usiadła w jednym
krańcu siedzenia, Peter w drugim. Ich złączone dłonie znalazły się zaś pośrodku obicia. A potem
zostali sami. Nie licząc sztywno wyprostowanego stangreta. Susanna spojrzała na Petera. Uśmiechnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •