[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mroczne, błoniaste skrzydła. Zwiat zawirował. Wnętrze mojej głowy zapadało się i
rozprzestrzeniało. Wyciągnęłam rękę, aby się czegoś schwycić, omal nie upadłam. Dłoń
pochwyciła moją. Skóra była chłodna i gładka. Odskoczyłam do tyłu, osuwając się na
samochód.
- Nie dotykaj mnie! Nigdy, przenigdy mnie nie dotykaj!
Wampir stał niezdecydowany. Jedną okrwawioną ręką trzymał Larry ego za gardło, drugą
wyciągnął do mnie. To był bardzo ludzki gest. Larry emu oczy wychodziły z orbit.
- Dusisz go - powiedziałam.
- Przepraszam - odparł wampir. Puścił go.
Larry, ciężko dysząc, osunął się na kolana. Jego pierwszy oddech brzmiał jak błagalny
krzyk o choćby odrobinę powietrza.
Chciałam spytać Larry ego jak się czuje, ale nie zrobiłam tego. Moim zadaniem było
wydostać nas stąd żywych, o ile to tylko możliwe. Poza tym wiedziałam, co musiał teraz
czuć Larry. Cierpiał. Zadawanie głupich pytań w tej sytuacji mijało się z celem. No
dobrze, może powinnam zadać przynajmniej jedno głupie pytanie.
- Czego chcesz? - spytałam.
Alejandro spojrzał na mnie, ja natomiast pohamowałam w sobie chęć zerknięcia na
niego. To nie było łatwe. Ostatecznie skupiłam wzrok na dziurze po mojej kuli, widniejącej
w jego klatce piersiowej. Otwór był bardzo mały, krwawienie już ustało. Czy tak szybko
zdrowiał? Cholera. Wytężyłam wzrok, wpatrując się w ranę. Zwalczałam w sobie
przemożną chęć nawiązania kontaktu wzrokowego. Ciężko być twardą, gdy gapisz się
na czyjś tors. Ja jednak miałam parę lat treningu, zanim Jean-Claude postanowił
podzielić się ze mną swym... darem. Trening czyni... Zresztą sami wiecie. Wampir nie
odpowiedział, toteż powtórzyłam pytanie stanowczym, spokojnym tonem. Nie chciałam
okazać po sobie choćby cienia strachu. Punkt dla mnie.
- Czego chcesz?
Poczułam, że wampir zmierzył mnie wzrokiem, zupełnie jakby przesunął palcem po ciele.
Zadrżałam i już nie zdołałam tego powstrzymać. Larry podpełzł do mnie ze zwieszoną
134
głową, ociekając krwią. Uklękłam przy nim. I zanim zdążyłam ugryzć się w język,
wyrzuciłam z siebie kretyńskie pytanie.
- Nic ci nie jest?
Spojrzał na mnie cały zakrwawiony. Po chwili odparł:
- Parę szwów i będę jak nowy. - Próbował obrócić to wszystko w żart.
Miałam ochotę go uściskać i zapewnić, że najgorsze już minęło. Lepiej jednak nie
składać obietnic bez pokrycia.
Wampir ani drgnął, ale coś w nim znów przykuło moją uwagę. Stał po kolana wśród
jesiennych chwastów. Moje oczy znajdowały się na poziomie sprzączki jego paska, co
oznaczało, że był mojego wzrostu. Niski jak na faceta. Biały Anglosas rodem z XX wieku.
Sprzączka u pasa rozbłysła złociście, była wyrzezbiona na kształt kanciastej,
stylizowanej postaci ludzkiej. Zarówno ta postać, jak i oblicze wampira miały rysy
azteckie.
Znów poczułam chęć, aby unieść wzrok i spojrzeć mu w oczy. Zanim się połapałam,
zaczęłam unosić głowę. Cholera. Ten wampir mieszał mi w głowie, a ja w ogóle tego nie
czułam. Nawet teraz, gdy wiedziałam, że coś mi robi, także tego nie wychwytywałam.
Byłam głucha i ślepa jak zwykła śmiertelniczka. No, może nie całkiem. Jak dotąd nie
zostałam ugryziona, co oznaczało, że najwyrazniej wampiry chciały ode mnie czegoś
więcej niż krwi. W innym wypadku byłabym już martwa, podobnie jak Larry. Oczywiście
wciąż miałam przy sobie poświecone krzyżyki. Co zrobiłby ze mną ten stwór, gdyby
pozbawił mnie relikwii? Nie chciałam wiedzieć.
%7łyliśmy. To oznaczało, że chcieli od nas czegoś, czego nie otrzymaliby, zabijając nas
oboje. O co im mogło chodzić?
- Czego chcesz, do cholery?
W zasięgu mego wzroku pojawiła się jego dłoń. Chciał pomóc mi wstać. Podniosłam się
o własnych siłach i stanęłam, osłaniając swoim ciałem Larry ego.
- Powiedz mi, kim jest twój mistrz, dziewczyno, a nic ci się nie stanie.
- Tylko mnie?
- Sprytnie, ale obiecuję, że puszczę was wolno, jeśli tylko podasz mi jego imię.
- Po pierwsze: nie mam mistrza. Nie jestem nawet pewna, czy jest ktoś, kogo uznałabym
za równego sobie. - Zwalczyłam w sobie pragnienie spojrzenia na niego i przekonania
się, czy zrozumiał ten mały żart. Jean-Claude na pewno by go załapał.
- Stroisz sobie ze mnie żarty? - W jego głosie pobrzmiewało zdumienie graniczące z
wściekłością. Dobrze ci tak, pomyślałam.
- Nie mam mistrza - stwierdziłam. Mistrzowie potrafią wyczuć, czy ktoś kłamie, czy mówi
prawdę.
- Jeśli naprawdę w to wierzysz, oszukujesz samą siebie. Nosisz dwa znaki mistrza.
Podaj mi jego imię, a unicestwię go dla ciebie. Uwolnię cię od tego... kłopotu.
Zawahałam się. Był starszy od Jean-Claude a. Znacznie starszy. Mógłby, jak sądzę,
zabić Mistrza Miasta. Rzecz jasna tym samym to on przejąłby kontrolę nad wszystkimi
wampirami w mieście. On i trójka jego pomocników. Cztery wampiry, o jednego mniej niż
liczyła grupa mordująca ludzi, ale mogłam się założyć, że gdzieś tam był również piąty.
W jednym średniej wielkości mieście nie może być aż tylu wampirzych mistrzów-
135
odszczepieńców. Nie byłoby dobrze, gdyby nad miejscowymi krwiopijcami przejął
kontrolę mistrz lubujący się w mordowaniu ludzi. Może to dziwne, ale nie lubię
drastycznych zmian. Pokręciłam głową.
- Nie mogę.
- Przecież chcesz się od niego uwolnić...
- I to bardzo.
- Uwolnię panią od niego. Tylko proszę dać mi szansę. Niech pani pozwoli sobie pomóc.
- Tak jak ty pomogłeś tym ludziom w przeniesieniu się na tamten świat?
- Ja ich nie zabiłem - odparł. Powiedział to bardzo stanowczo.
Oczy miał tak głębokie, że można by w nich utonąć, ale głosowi mogłabym to i owo
zarzucić. Temu głosowi brakowało magii. Jean-Claude był pod tym względem lepszy.
Yasmeen zresztą też. Miło wiedzieć, że nawet czas nie może wyszlifować niektórych
umiejętności. Wiek to nie wszystko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •