[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zabłądziła.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Całe miasto liczy sobie niespełna pięć kilometrów kwadratowych. Chyba jakoś
odnalazłabym drogę do cywilizacji. - Coś mówiło jej, że po prostu chciał być z nią.
Wysiedli z furgonetki i poszli na szczyt wzgórza, gdzie zebrało się już z pięćdziesiąt
osób. Zachwycone dzieci bieliły i bawiły się wszędzie. Ktoś prowadził kucyki
zaprzęgnięte do wózka, a wszędzie było pełno kolorowych baloników. Kilka kramów
oferowało zabawki, a niektórzy rodzice rozstawili wymyślne baseny dla dzieci ze
zjeżdżalniami włącznie.
- To wręcz niesamowite - zachwycała się Tess, gdy szli przez łąkę. Opodal ustawiono
rząd grilli ogrodowych, a kilku mężczyzn imitowało walkę szermierczą na szpikulce.
- Poczekaj, aż skosztujesz hamburgera Buda Harrisa -rzekł Dylan. - Dodaje do nich
siekaną cebulę i chrzan.
- Mmm - uśmiechnęła się Tess, wdychając zapach dymu z węgla drzewnego. - Od lat
nie jadłam hamburgera.
- Od lat?
Skinęła głową.
- W Korsarii nie ma budek z hamburgerami i na ogół nie podaje się ich na oficjalnych
przyjęciach.
- Doktorze Parker! Doktorze Parker! - Mała, najwyżej czteroletnia dziewczynka z
rudymi kędziorkami i w fartuszku biegła w stronę Dylana, trzymając miniaturową flagę
amerykańską na drzewcu wielkości ołówka. Wpadła mu na nogi.
- Ojej! Ostrożnie, Amy! - Schylił się i podniósł małą. zręcznie wyłuskując jej flagę z
piąstki, żeby się nią nie skaleczyła. - O co chodzi?
- Musi pan zobaczyć fort, jaki zbudowaliśmy! - Dziewczynka pokazała na bawiącą się
w piaskownicy grupę dzieci.
- Doskonale. - Zerknął na Tess. - Chcesz zobaczyć fort?
Na widok tego, jak trzymał dziecko, Tess poczuła ukłucie w sercu. Tego właśnie
pragnęła. Czemu skusiło ją coś, co okazało się jedynie wspaniałą fantazją? Przecież
zawsze pragnęła miłych sąsiadów, rodziny, dzieci, miłości. Czy jest sposób na
spełnienie tych marzeń?
Czy mogłaby być szczęśliwa z Dylanem? Nagle nadzieja na to wzmogła się tak
bardzo, że ścisnęło ją coś w gardle, nie pozwalając mówić. Nie mogła zostać z nim, bo
bała się, że gdy odzyska głos, wykrzyczy wszystko, co do niego czuje.
- Lepiej sprawdzę, czy nie trzeba pomóc Helen - powiedziała Tess, starając się
zachować normalny tembr głosu.
Dylan spojrzał na nią dziwnie i zatknął jej flagę za ucho jak długopis.
- To tam. Miłego Dnia Niepodległości.
Tess popatrzyła w ślad za nim, potem wzięła miniaturową flagę i przyjrzała się jej
dokładnie. Kolory miała jaskrawe, materiał mocny. Amerykański sztandar. Jej sztandar.
Barwy jej ojczyzny.
Zbyt długo była za granicą.
W tym momencie pojęła, że nie powinna znów wyjeżdżać. Ta maleńka flaga, zwykła
zabawka, reprezentowała siłę, godność i wolność, idee, z którymi dorastała. Choć
nigdy nie odwróciła się od Ameryki, która zawsze pozostała jej ojczyzną, a wszyscy
mówili o niej jako o  amerykańskiej księżnej", to od ślubu z Philippe'em spędziła tu w
sumie dwa miesiące.
Teraz zapragnęła wrócić do domu.
A dom był tu, w Mayford, razem z Dylanem.
Gdy tylko podjęła decyzję o powrocie, poczuła, jakby kamień spadł jej z serca. Resztę
popołudnia spędziła, krojąc szarlotkę i rozmawiając z mieszkańcami Mayford.
Większość orientowała się, kim jest, lecz mało kto wiedział, że mieszkała w
pensjonacie Helen. Wszyscy traktowali ją z szacunkiem i zarazem byli bardzo życzliwi,
co zdarzyło się jej po raz pierwszy w życiu. W ciągu tego popołudnia naprawdę
pokochała Mayford.
Również wzrosło jej zauroczenie Dylanem, choć sądziła, że to niemożliwe. Wszyscy
opowiadali jej coś o doktorze. Dowiedziała się, jak przekonał małego Tommy'ego
Johnsona do kolejnego zastrzyku wzmacniającego, wmawiając mu, że robi mu tatuaż,
jak naprawił przeciekający dach pani Regan, która uskarżała się na przeziębienia i jak
uratował konia, który wpadł do basenu. Wszyscy pamiętali zabawną anegdotkę, gdy
doktor Parker wyplątywał upartą papugę z tupecika starego Kena Shivera.
Dylan Parker w niczym nie przypominał znanych Tess mężczyzn i z każdą chwilą
coraz bardziej chciała zostać. A jeśli już go nie zobaczy?
Dręczyła ją ta myśl.
Wkrótce zaczęła się zastanawiać nad znalezieniem jakiegoś powodu, by zostać i
pobyć jeszcze trochę z Dylanem, który być może odwzajemni wreszcie je uczucia. A
gdyby znów zwichnęła kostkę?
- Wszyscy mówią tylko o tobie - oznajmił jej pod wieczór Dylan. Przyniósł jej jednego z
zachwalanych hamburgerów Buda i butelkę domowego piwa Marybeth Newsome.
Na całym terenie stały pozatykane pochodnie na żerdziach, a mężczyzna, którego
Tess widziała kilka razy u Noli, zapalał je po kolei.
Dylan w takim oświetleniu wyglądał zabójczo.
- A co mówili? - spytała w miarę obojętnie. Spróbowała hamburgera. Dylan miał rację,
smakował wspaniale. Ciemne, cierpkie piwo stanowiło idealne dopełnienie. Kiedy
ostatni raz popijała hamburgera piwem? Nawet nie pamiętała.
- Mówią, iż chcą, żebyś została i że jestem durniem, ponieważ namawiam cię do
wyjazdu.
- Aha. - Ayknęła piwa i pokiwała głową. Serce zabiło jej mocniej. - Pewnie Velma
wszystko im powiedziała.
- Na to wygląda.
- Zamierzasz to jakoś wyjaśnić?
Napił się ze swojej butelki i pokręcił głową.
- Nie ma co wyjaśniać. Jestem głupkiem. Nie powinienem odradzać ci kupna tego
domu.
- Nie? - spytała ostrożnie, mimo iż serce waliło jej jak młotem. Nie chciała wyglądać na
podekscytowaną bardziej, niż była.
- Nie. To nie moja posiadłość i nie powinienem mówić ci, co masz robić.
Wzięła głęboki wdech.
- Czy to jedyny powód, dla którego żałujesz, że zniechęcałeś mnie do kupna?
- Nie - odparł po chwili wpatrywania się w jej oczy.
- A jaki jeszcze?
Odstawił swoje piwo na składany stolik i to samo zrobił z jej butelką.
- Możemy porozmawiać na osobności?
Skinęła głową, mając nadzieję, że on nie widzi, jak bardzo jest roztrzęsiona.
- Dobrze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •