[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nieoczekiwanie ogarnął ją strach. Zrezygnowała z doskonałej posady,
wyprowadziła się z wygodnego mieszkania i pożyczyła gigantyczną sumę
pieniędzy, licząc tylko na siebie - na swoją inwencję i pracowitość. Jakie
miała szanse, że odniesie sukces?
Ciężar wątpliwości, które nagle poczuła, całkiem ją przytłoczył.
Prom w końcu przycumował do brzegu i Amanda zjechała metalową
rampą. Ciekawe, gdzie jest Jordan i jego córeczki, pomyślała.
W jednym z samochodów z przodu czy z tyłu? Na dworze było jednak
zupełnie ciemno, toteż nigdzie nie dostrzegła ani Jordana, ani jego auta.
Nie zdążyła wcześniej odebrać kluczy w agencji i umówiła się z panią
Prestwood w swoim nowym domu. Wjeżdżając na podjazd, zobaczyła, że
wewnątrz pali się światło. Pracownica agencji czekała na nią w kuchni.
Znajdujący się w piwnicy stary olejowy piec mruczał pod podłogą,
wypełniając przestronne pokoje przyjemnym ciepłem.
Amanda nalała sobie kawę z ekspresu pożyczonego przez przewidującą
panią Prestwood. Z kubkiem w ręce i głową pełną marzeń chodziła po pustych
pomieszczeniach i snuła plany na przyszłość. Oczami duszy widziała już
zimowe przyjęcia przy wielkim kominku we frontowym salonie. Zamierzała
podawać na nich grzane wino z korzeniami i keks z bitą śmietaną. W lecie
goście będą mogli spać na werandzie, usypiani łagodnym pluskiem fal
przypływu i przesyconym solą powiewem nocnej bryzy.
Na piętrze było siedem sypialni, lecz tylko jedna łazienka.
Powinny być jeszcze przynajmniej dwie. Amanda zanotowała w pamięci,
że jutro rano musi wezwać hydraulika z firmy budowlanej, aby oszacował
koszt przebudowy.
W końcu wróciła do swojego pokoiku. Przylegał do kuchni i po długim,
męczącym dniu wydał się Amandzie wyjątkowo przytulny.
Zostawiła więc Gershwina, który zwiedzał wszystkie zakątki domu, a sama
poszła przynieść z samochodu pożyczone od ojczyma składane łóżko i śpiwór.
Potem przygotowała sobie posłanie, wzięła kąpiel i położyła się, zamierzając
przed snem poczytać jeszcze dzieło doktora Marshalla.
Właśnie kończyła pierwszą stronę czwartego rozdziału, gdy Gershwin z
głośnym miauknięciem wylądował na jej brzuchu.
Oparła otwartą książkę o brodę i delikatnie pogłaskała jedwabistą sierść
swojego ukochanego kiciusia.
- Czyżby przestraszyła cię jakaś mysz? Nie martw się, kocurku.
Na pewno spodoba się nam życie na wyspie. - Słysząc swoje słowa,
natychmiast przypomniała sobie, jak zareagowała na widok Jordana z córkami,
i zaczęło ją dławić w gardle. - Pewnie sądzisz, że do tej pory już powinnam
przeboleć rozstanie z Jordanem?
- powiedziała do kota, gdy już zdołała wydobyć z siebie głos. Patrzyła na
Gershwina i widziała go podwójnie, bo w oczach miała łzy.
- Miau - odpowiedział jej pupilek, po czym schylił łebek i polizał
łapkę.
- Miłość to przekleństwo - płaczliwie ciągnęła Amanda. - Ciesz się, że
jesteś wykastrowany.
Gershwin nie skomentował tego faktu. Amanda osuszyła oczy i znów
wsadziła nos w książkę.
Nazajutrz od samego rana szalała burza, którą wiatr przyniósł
znad Zatoki Puget. Deszcz łomotał o szyby, a wicher wył
wściekle przy narożnikach domu. Przerażony Gershwin, który nie znał
takich atrakcji, bo nigdy przedtem nie mieszkał na prowincji, nie odstępował
swojej pani. Musiała jednak zostawić go samego na godzinę, ponieważ miała
pustą lodówkę i musiała zrobić w supermarkecie zakupy.
Jadąc tam, przygotowała się psychicznie na ewentualność spotkania
Jordana. Kiedy nigdzie go nie zauważyła, poczuła zarówno ulgę, jak i
rozczarowanie. Napełniła wózek artykułami spożywczymi, pamiętając też o
kupnie kilku puszek ulubionej karmy Gershwina. Chciała mu wynagrodzić tę
krótką rozłąkę.
Szybko wypisała przy kasie czek i śliskimi ulicami wróciła do siebie.
Nawałnica srożyła się przez całe przedpołudnie, lecz Amanda była
bardziej zafascynowana niż przestraszona tą pogodą. Gdy Gershwin uciął
sobie drzemkę, włożyła nieprzemakalny płaszcz z kapturem oraz znalezione w
piwnicy kalosze i poszła na plażę.
Błyskawice raz po raz przecinały niebo, które chwilami wyglądało jak
upuszczone na podłogę lustro. Ciemne fale ze spienionymi białymi grzywami
gwałtownie uderzały o skalisty brzeg.
Amanda wepchnęła ręce do kieszeni i z nabożnym podziwem chłonęła
wzrokiem ten spektakl w wykonaniu natury.
Gdy po upływie kwadransa przybiegła do domu, jej dżinsy były do kolan
całkiem przemoczone, a z włosów kapała woda. Mimo to czuła się dziwnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona pocz±tkowa
- Linda Farstein AC 04 The Deadhouse (v0.9)
- Linda Joy Singleton Wymarzony rejs
- 0058.Cajio Linda AnioĹ ziemi
- Miller Linda Leal Harlequin Orch
- McLeod, Anitra Lynn [Twin Pines Grizzlies 01] Powerful Alpha
- Gauss Karl Markus W gć szczu metropolii
- Dailey Janet TćÂcza po burzy
- Diamond_Jacqueline_ _Powrot_ojca
- dss4
- Basztowa Ksenia Wampir z przypadku
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- 18plusnowosci.xlx.pl