[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Gdybym tylko mógł nazywać cię żoną, każdego dnia dziękowałbym Bogu za tak wielkie
szczęście. Niełatwo obdarzam kogoś miłością. Kocham cię.
Objęła go za szyję i przytuliła, pragnąc zapamiętać dotyk jego ciała, zapach skóry, bicie serca.
- Nie wiem, czy potrafię bez ciebie żyć - wyszeptała.
- Chciałabym, by zatrzymał się czas, byś potrafił powstrzymać jego upływ.
- Nadal mamy czas, by stąd uciec. Wyjedziesz ze mną?
- Nie mogę. - Potrząsnęła głową.
Wiedziała, że to nie jest odpowiedz, której oczekiwał.
Wyglądał tak, jakby miał ochotę coś jeszcze powiedzieć, w końcu jednak zrezygnował. Wstał cicho
z łóżka i zaczął się ubierać. Zwinęła się w kłębek w pościeli na brzegu łóżka. Czuła jeszcze jego
ciepło.
Już nie będą ze sobą sam na sam w ten sposób. Nagle zobaczyła przed sobą czekające ją długie,
puste dni. Ale. nie żałowała. Nie żałowała, że pokochała Jamesa Ferringtona.
Chwilę pózniej materac ugiął się pod jego ciężarem. Usiadła przytrzymując na piersiach
prześcieradło zakrywające nagie ciało.
Uśmiechnął się. Wzruszona dotknęła opuszkami palców jego ust.
- Kocham twój uśmiech.
- Uściśnij mnie jeszcze raz, kochana.
Zarzuciła mu ręce na szyję i uścisnęła tak, jakby nie chciała, by wyszedł, a potem puściła go i
popchnęła lekko do wyjścia, bojąc się, że straci nad sobą kontrolę.
Westchnął głęboko.
- Jeśli kiedykolwiek będziesz mnie potrzebowała, daj mi znać. Zjawię się tak szybko, jak to będzie
w. mojej mocy. Przyrzeknij, że będziesz o tym pamiętała.
Nie mogła tego obiecać. Połykając łzy, nie była w stanie odpowiedzieć. Kiwnęła tylko głową.
- Dobranoc, moja kochana - wyszeptał. Pocałował ją szybko. Przez ułamek sekundy jego dłoń
spoczęła na jej głowie, potem szybko ruszył do okna. Zsunął się po gałęziach. Po chwili usłyszała,
jak skacze na ziemię. Jego kroki rozległy się na podwórku, szczęknęły zawiasy furtki, a potem ...
zapadła cisza.
Położyła się z powrotem na łóżku i przykryła prześcieradłem.
- Niczego nie żałuję - wyszeptała.
Nadeszły wreszcie łzy.
W sąsiednim pokoju na krześle stojącym przyoknie siedziała Minerva. Usłyszała szepczących
kochanków. Ta rozmowa przypomniała jej inną, tę, która wiele lat temu odbyła się pomiędzy nią i
Robertem, mężczyzną bardzo podobnym do Jamesa Ferringtona. Mężczyzną, którego kochała.
Teraz dochodził do niej cichy przytłumiony płacz. Wiedziała jednak, że za kilka godzin Caroline
zejdzie na śniadanie zimna i zrównoważona jak zawsze. Nie przyzna, choćby nie wiem co, że ma
złamane serce.
Trzeba coś zrobić, by nie dopuścić do ślubu Jamesa Ferringtona i córki Lavenhamów. Minerva nie
miała już wątpliwości, że James kocha Caroline. %7ładen mężczyzna nie potrafiłby tak mówić o
miłości i nie zrozumiałby, co znaczy jej utrata.
Właśnie to powiedziała przyjaciółkom, kiedy rozmawiały o tym, co stało się w nocy.
- Caroline ma rację. Ucieczka nie jest najlepszym pomysłem - przyznała Violetta, przykładając
chusteczkę do zapłakanych policzków.
- Ale co my możemy na to poradzić? - spytała lady Mary.
- Nie my - poprawiła ją Minerva. - Tylko ja tu mogę pomóc. Charlotte, czy możesz pożyczyć mi
swój powóz?
- Oczywiście, cherie, ale powiedz najpierw, jaki masz plan.
- Mam zamiar, moje przyjaciółki, złożyć wizytę jedynej osobie, która jest w stanie położyć kres tej
farsie.
- A kto to taki? - spytała Violetta.
- Hrabina Lavenham - odparła Minerva naciągając rękawiczki.
17
Hrabina i hrabia Lavenham mieszkali we 'wspaniałym pałacu w jednej z najstarszych i najbardziej
elitarnych dzielnic Londynu.
Minerva obrzuciła wzrokiem wdzięczne linie klatki schodowej, spojrzała na sufit ozdobiony
obowiązkowym malowidłem przedstawiającym cherubiny w lesie. Wyglądało, że owo "dzieło
sztuki" wykonano całkiem niedawno. Uśmiechnęła się. Najwyrazniej gust Very Forbes Stanbury
nie poprawił się z wiekiem.
Ubrany w różową liberię lokaj zszedł ze schodów.
- Lady Lavenham przyjmie panią. Proszę iść za mną.
Nie zaproponował, że wezmie od niej kapelusz lub szal, i zachowywał się lodowato. Jego
nieuprzejmość nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Nie miała ochoty się spoufalać ze zle
wychowanymi służącymi Very.
Podążając za nim labiryntem korytarzy, zau;vażyła, że gdy tylko minęli oficjalną część domu i
znalezli się w części rodzinnej, pojawiły się wytarte dywany i zniszczone ściany. Ciemne
prostokątne ślady ukazywały miejsca, gdzie kiedyś wisiały obrazy.
Lokaj skręcił w następny korytarz, prowadzący do innego skrzydła domu. Znów zmienił się
wystrój. W tej części chodnik był gruby, a obrazy na ścianach nowe i bardzo kiczowate. To pewno
było skrzydło zajmowane przez Verę.
Służący zatrzymał się przed podwójnymi białymi drzwiami ze złoceniami, przed którymi stał inny
lokaj, ubrany w identyczną różową liberię.
Gdy zapukali, drzwi otworzyła pokojówka w jeszcze bardziej jaskrawej różowej sukni.
- Lady Minerva ... - zaczął głośno lokaj.
- Panna Minerva Pearson - poprawiła go.
- Panna Minerva Pearson - zaanonsował.
- Panna? - W pokoju rozległ się zrzędliwy głos. - Jak można tak nisko upaść.
Minerva potraktowała tę złośliwość jako zaproszenie do wejścia. Nie przejęła się ani zachowaniem
służących, ani całą tą ceremonialnością. Niedługo Vera dowie się, że jej również się nie boi.
W przymglonym świetle przegrzanego pokoju Vera Forbes, obecnie hrabina Lavenham, leżała w
wystudiowanej pozie na otomanie, która miała ten sam kolor, co liberia służby. Nawet kotary,
zasłaniające popołudniowe słońce, miały tę samą barwę, tak że cały pokój był. skąpany w różu. Na
kolanach hrabiny siedziały dwa spaniele, których uszy przyozdobiono różowymi wstążkami, takimi
samymi jak wstążki przy czepku ich właścicielki. Wielki perski kocur z różową kokardą na szyi
rozparł się na stojącym opodal krześle.
- Minerva, co za niespodzianka. - Vera wzięła z tacy cukierek i przełamawszy go na pół nakarmiła
psy. - Czy zawsze składasz wizyty tak wcześnie?
- To nie jest wizyta towarzyska, Vero.
Gospodyni odprawiła służących nonszalanckim ruchem ręki. -
Wiem o tym. - Zaczekała, aż zostaną same. - Czy masz
ochotę usiąść? Och, jak mi przykro. Mój kot zajął jedyne wolne miejsce. Jaka szkoda. - Wepchnęła
sobie do ust cukierka.
- W ogóle się nie zmieniłaś - stwierdziła bez emocji Minerva. - Minęło ponad trzydzieści lat i
proszę, nie zmieniłaś się nawet trochę.
Vera wyprostowała się, spychając psy z kolan.
- Ależ oczywiście, że zmieniłam się od naszego ostatniego spotkania. Mam męża i cieszę się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona pocz±tkowa
- DUO_ Williams Cathy PamiÄtny koncert
- Williams Cathy Dom na Karaibach
- Cathy McCarthy The Hollow
- Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Bractwa rycerskie
- Trading Places Shannon West
- Iding Laura Powrót do śźycia
- Barker Clive Ksiega Krwi III
- 489. Fox Susan Uwiedzenie zlosnicy
- Tunel
- Linda Farstein AC 04 The Deadhouse (v0.9)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- atanvarne633.opx.pl