[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w nieładzie. Mimo że spotykał się z modelkami, aktorka-
mi, dziedziczkami wielkich fortun, które bez mrugnięcia
okiem mogły sobie sprawić stroje od najlepszych projek-
tantów czy zafundować najdroższe zabiegi upiększające,
tylko ona jedna wprawiała jego serce w szalone bicie. Wy-
starczyło, by na nią spojrzał, a już miał ochotę odwołać
wszystkie zaplanowane na ten dzień spotkania. Zawsze
tak było, począwszy od dnia, w którym się poznali. Nie
była to jedynie fizyczna fascynacja, po prostu lubił z nią
przebywać, rozmawiać z nią, słuchać jej przemyśleń.
Podniosła się, zostawiając zaledwie nadgryziony tost
i nietkniętą herbatę.
- Na mnie już pora. Potrzebuję jeszcze tylko butów.
Domyślam się, że garderoba jest tam? - Ruchem głowy
wskazała na drzwi, sąsiadujące z wejściem do sypialni.
Gdy zniknęła mu z oczu, wpadł w panikę. Czuł, jak
gdyby coś najcenniejszego wymykało mu się z rąk, a on
nie wiedział, jak to zatrzymać. Jedyną propozycją, jaką
mógł jej złożyć, było małżeństwo, ale na takie rozmowy
było jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Poza tym musiał
dać jej czas na zorientowanie się, co się mieści w ramach
obowiązków monarchy i jego małżonki, powoli wprowa-
dzać ją w swoje życie, obserwować jednocześnie reakcję
opinii publicznej. Było to rozsądne, zrównoważone
podejście, niestety całkowicie pozbawione romantyzmu.
Nie mógł paść przed nią na kolana i oświadczyć się tu
i teraz, poczucie odpowiedzialności za kraj, a także za nią
samą, nie pozwalało mu tego uczynić, choć bardzo tego
pragnął.
114
S
R
118 Natasha Oakley
- Próbuję powiedzieć... - zaczął jeszcze raz, gdy po-
jawiła się ponowne w salonie, tym razem już w butach
i swetrze. - %7łe bardzo mi na tobie zależy.
- Rozumiem cię doskonale - przerwała oschle, co suge-
rowało, że jednak nie rozumiała nic.
-Marianne...
- Przestań! Po prostu przestań. Może to dla ciebie no-
wość, Wasza Książęca Wysokość, ale mnie nie da się ku-
pić i nie zamierzam tracić dla ciebie głowy tylko dlatego,
że jesteś księciem. Jestem pewna, że szybko znajdziesz
kobietę, która również nie będzie ci obojętna i nie będzie
jej przeszkadzało, że nie jest osobą odpowiednią, by się
z nią związać na dłużej.
- Zupełnie nie o to mi chodziło.
Minęła go, nawet nie patrząc w jego stronę. Jak mógł
ją tak potraktować? Jak mógł przypuszczać, że byłaby
w ogóle zainteresowana związkiem z nim na warunkach,
jakie mógł jej zaoferować?
- Czyżby? - prychnęła. - A o co, że tak spytam z cieka-
wości?
Położyła już dłoń na klamce, więc szybko podszedł do
niej i ujął ją za drugą rękę.
- Chcę dzielić z tobą życie.
- A ja ci mówię, że nie jestem zainteresowana.
- Nie słuchasz mnie. Chcę, żebyś znów miała okazję
mnie poznać, przekonać się, jak by to było zostać księżną
Andowarii.
Marianne zacisnęła na moment powieki. Nic z tego nie
rozumiała. Niby wiedziała, co znaczy każde słowo z osob-
na, ale nie miała pojęcia, co chciał przez to powiedzieć.
115
S
R
- Co o tym sądzisz? - zapytał, gdy długo milczała.
- Nie wiem - przyznała, wciąż oszołomiona. - Czy to
ma cokolwiek wspólnego z Jessicą?
- Nie. Tak. - Przeczesał palcami włosy. - Może w pew-
nym sensie.
- Tak myślałam.
- Przez całą noc siedziałem i myślałem o tobie. - Jego
głos był aż schrypnięty z emocji. - O Jessice. O tym, jak
wyglądałoby moje życie...
- Gdyby ona żyła?
-Tak...
- Wiesz co, nic z tego nie rozumiem - zniecierpliwiła
się. - Czy prosisz mnie, żebym została twoją żoną w ra-
mach rekompensaty za śmierć Jessiki? Jeśli tak, to możesz
sobie darować, naprawdę niezle sobie radzę.
Nie była to całkowita prawda, ale nie widziała potrze-
by wdawać się w szczegóły. Ostatecznie radziła sobie ja-
koś, raz lepiej, raz gorzej, miała udane życie zawodowe,
nie mogła narzekać.
- Nie powiedziałam ci o Jessice po to, żebyś się czuł
winny czy litował się nade mną, ale uznałam, że powinie-
neś o niej wiedzieć, skoro była także i twoim dzieckiem.
Poza tym chciałam, żebyś zrozumiał, czemu nie mogę mieć
kolejnego romansu z tobą. Nie jestem na to dość silna.
- Ależ ja zupełnie nie o to proszę. Chodz, usiądzmy.
Nie czekając na odpowiedz, ujął ją pod ramię i zapro-
wadził z powrotem do stołu. Przez chwilę siedzieli w mil-
czeniu, spoglądając na siebie raz po raz.
- Ożeniłem się z Amelie, ponieważ mój ojciec przy-
116
S
R
jaznił się z arcyksięciem Saxen-Broden, czyli jej ojcem.
Amelie była i jest niezwykle piękną i inteligentną kobietą,
doskonale posługuje się pięcioma językami, od zawsze
obracała się wśród arystokracji, a na dodatek nigdy nie
uczyniła nic, co wywołałoby skandal.
- Czyli istota doskonała.
- Moi rodzice też tak sądzili, podobnie zresztą jak mój
naród. Ludzie ją kochali, kibicowali nam obydwojgu, po-
pularność monarchii rosła. Ojciec dokładnie tego oczeki-
wał, aranżując nasze małżeństwo. A mnie było całkowicie
obojętne, z kim się żenię, skoro nie mogłem mieć ciebie.
Podniosła na niego lśniące od powstrzymywanych łez
oczy.
- Spędziliśmy razem zaledwie pięć tygodni, byłaś zwy-
kłą angielską dziewczyną spoza arystokratycznych kręgów,
dla moich rodziców moje ewentualne małżeństwo z tobą
było szaleństwem. Ojcu, który całe swe panowanie spędził
na budowaniu silnej monarchii, takie coś nie mieściło się w
ogóle w głowie. Tymczasem mnie nie było łatwo poślubić
Amelie. Przed oficjalnym ogłoszeniem zaręczyn spotkali-
śmy się zaledwie kilka razy i nie wiedziałem o niej prak-
tycznie nic, poza tym, że jest dobrą kandydatką na żonę
księcia. Teraz już wiem, że nie powinienem był się z nią
ożenić, skoro nadał kochałem ciebie.
Splotła mocno palce, tak bardzo była przejęta jego sło-
wami.
- Pamiętam, jak stałem w zakrystii w dniu mojego ślu-
bu, ubrany w galowy mundur, tuż przed przyjazdem panny
młodej do kościoła, i zastanawiałem się, co w tym momen-
cie robisz, czy jesteś szczęśliwa... Mimo to wziąłem
117
S
R
ślub z Amelie, ale szybko okazało się, że rola książęcej
małżonki zupełnie jej nie odpowiada, ponieważ wymaga
wygłaszania przemówień, rozmawiania z obcymi, życia na
widoku. Oficjalne kolacje stanowiły dla niej istną katorgę,
nie lubiła być fotografowana ani krytykowana za dobór
stroju. Poruszanie się w towarzystwie ochroniarzy szalenie
ją męczyło i irytowało. Teraz, z perspektywy lat wiem,
gdzie tkwił błąd. Ona mnie po prostu nie kochała, więc nie
umiała udzwignąć tego ciężaru, ponieważ nie miała dosta-
tecznej motywacji.
Podniósł się gwałtownie i przeszedł w kierunku okna.
Marianne przesunęła odrobinę krzesło, tak by móc go ob-
serwować, bo jego reakcja wydała jej się ciekawa. Twier-
dził, że nie kochał Amelie, a jednak rozpad małżeństwa
wyraznie go bolał.
- A co ona teraz porabia?
- Mieszka w Stanach, pisze doktorat, o którym zawsze
marzyła. Wydaje się szczęśliwa.
- Ale ty nie jesteś szczęśliwy, prawda?
- Mam poczucie porażki. Odsetek rozwodów jest w
Andowarii niezwykle niski, ludzie tutaj są bardzo przy-
wiązani do tradycji, a rodzina znajduje się na szczycie listy
priorytetów. Jeśli kiedykolwiek ożenię się po raz drugi, nie
będzie mowy o rozwodzie czy drugim unieważnieniu, dla- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •