[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie lekceważyłabym...
- Ruszać dupy! - przerwał jej brutalnie. - Jak widzicie, nigdzie nie jesteśmy
bezpieczni!
Tym razem nie protestowali. W kilkanaście sekund dotarli do śluzy, ostrzeliwując boczny
korytarz. Ten, którym najprawdopodobniej uciekł polujący na nich kleszcz. Niestety, nie obyło
się bez ofiar. Andrzej niezbyt dokładnie wyliczył odległość i nie zdążył przeskoczyć nad
kołnierzem włazu. Potknął się i upadł, wypuszczając broń z ręki. Biegnący za nim wciągnęli go
do śluzy, nie zważając na potępieńcze jęki.
- Pierdolony krzyżacki statek - zaklął Rewolwer, ledwie rzucili go na kratownicę. Na
wprost nosa miał tabliczkę znamionową stoczni, która zbudowała orbiter. Neue Brunschwick,
Sigma Sigmus. Jedna z naj- solidniej szych stoczni znanego wszechświata stała się teraz
obiektem nienawiści rannego najemnika.
- Było patrzeć pod nogi - mruknął Dante.
- Było nie poganiać - odciął się Andrzej.
- Ostrzegałem cię już przed lądowaniem -przypomniał mu Pat. - Zawsze
wleziesz tam, gdzie nie trzeba.
- Sprzedajmy go na narządy - zaproponował Ragnar, otwierając swoja apteczkę. - Może
kupimy sobie trochę amunicji.
- Z taką wątrobą? Może dostałbyś jeden nabój...
- Dobre i to. - Ragnar rzucił bezużyteczny miotacz na podłogę. Czerwony wyświetlacz na
korpusie broni wskazywał, że do całkowitego wyczerpania magazynka zostało mu jeszcze
tylko kilka sekund.
***
- Czas minął - Andrzej wskazał na zegarek. Opatrzyli mu nogę po prostu
usztywniając skafander elementami rozebranego miotacza. Całość obwiązali pasem, na
którym nosił go Ragnar. Na szczęście materia wytrzymała i nie doszło do
rozhennetyzowania.
- Jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, Kaczory wchodzą już do orbitera! - Dante miotał
się po małym pomieszczeniu śluzy jak lew w klatce. - Musimy ich jakoś ostrzec.
- Może zastanowi ich to, że nie wyszliśmy na powitanie - powiedziała Kat.
- Może - Dante nie zatrzymał się nawet na moment -a może nie. Nie umawialiśmy się
na randkę z dupczeniem przy trzeciej dyszy. Nie sądzę, żeby oczekiwali komitetu
powitalnego.
- Kleszcze polują na nas -przerwał mu Ragnarok. -Może nawet nie zauważą drugiego
oddziału.
- Morze jest głębokie i szerokie - zbył go Pat. - Na gdybaniu jeszcze nikt nie zbudował
porządnej strategii.
- Ale zastanowić się nad tym warto.
- Ile mamy amunicji? - Dante nagle się zatrzymał.
- Osiem procent standardowego magazynka. -Andrzej nie musiał nawet spoglądać na
fosforyzujące cyfry. Znał ich wygląd bardzo dokładnie. - I pięć kul w rewolwerze.
Rozpryskowych.
- Ja mam w karabinie trzy procenty. - Ragnar podniósł z ziemi pojemnik z żelem z
rozmontowanego miotacza, płomyczek przy zaworze miał długość może dwóch centymetrów. -
Miotacz jest już pusty. Mogę ci jeszcze przypalić cygaro, gdyby co...
- Nie musisz, mam samozapalające. - Pat podrapał się po głowie. - Ja mam jeszcze prawie
dwanaście procent...
- Nie ma co kombinować. - Rewolwer odłożył swoją broń na kratownicę podłogi. - Nie
mamy wystarczającej siły ognia, żeby przedostać się na drugą stronę. -Wskazał głową na
ciemność rozciągającą się za okrągłym wizjerem. Ktoś albo coś zniszczyło fiuonowe lampy
i ładownia pogrążyła się w nieprzeniknionym mroku.
- Lepiej cofnijmy się do korytarza w sekcji pierwszej. Jakąkolwiek drogę wybiorą
Kaczory, muszą tamtędy przechodzić.
- Trupy nie chodzą. - Dante nie miał humoru ani ochoty na dyskusję.
- Nie zakładajmy od razu, że zginą- powiedział Ragnar. - Jeśli zostaną zaskoczeni, stracą,
góra, jednego człowieka, tak jak my...
- No właśnie. - Dante wskazał na niego palcem: - Co byś zrobił w takiej sytuacji. Załoga
milczy, a ciebie atakuje jakieś kurestwo w chitynce na czterech łapach? No? Lazłbyś dalej?
- Wycofałbym się... - Ragnar wyraznie stracił optymizm, który jeszcze przed
momentem rozjaśniał jego twarz.
- Kurwa... - Andrzej patrzył na nich otwartymi szeroko oczyma. - Nie pomyśleliśmy o
tym.
- Kto nie pomyślał, ten nie pomyślał - przyciął mu Dante. - W każdym razie musimy
przejść przez ładownię.
Ragnar usiadł na podłodze i gapił się w sufit. Andrzej zaczął nerwowo łomotać palcami o
kołnierz wizjera.
Odczekajmy jeszcze dziesięć minut zaproponowała nieśmiało Kat. - Jeśli nie
zobaczymy śladu ekipy ratunkowej, nie będziemy mieli wyjścia, ale...
- To jest jakiś pomysł - poparł ją Ragnar. -Powiedzmy: kwadrans i ruszamy.
Dante zmierzył go ponurym wzrokiem, przed którym wielu nawet odważnych i bitnych
facetów musiało skapitulować. Ale nie Ragnarok. Odwzajemnił spojrzenie, w jego niebieskich
oczach nie było widać strachu. Co najwyżej znużenie.
-Przeładujemy amunicję do jednego karabinu. Idziemy grupą, ja niosę Rewolwera, Kat
otwiera zamki i staje po mojej prawej, a ty, Ragnar, dymasz za nami i masz oczy w dupie. W
razie pojawienia się Obcego, na ziemię. To dotyczy ciebie, Rewolwer, i lali.
- Mam kilka naboi - zaprotestował Andrzej. - Mogę się przydać.
- Na leżąco też da się strzelać. Nie będzie czasu na gadanie, ten skurwysyn jest za szybki.
Padasz i już.
Teraz najemnik się zgodził.
- Strzelamy krótkimi seriami.
- Się wie.
- Kwadrans - powiedział po chwili przerwy Dante. Wszyscy podnieśli dłonie. Kat też.
- Ty, Rewolwer, obserwuj ładownię. - Pat, pomimo niedawnej niesubordynacji, nie
zamierzał pozwalać im na kolejne odstępstwa od rutynowej służby. - Ragnar, korytarz.
- Tak jest. - Obie odpowiedzi zlały się w niemal jeden dzwięk.
- A ja? - zapytała Kat, gdy usiadł obok niej.
- A ty? - Spojrzał jej w oczy: - Masz jeszcze trochę tego serum, którym cię
naszpikowaliśmy po rozcięciu kombinezonu?
Pokręciła przecząco głową i po raz pierwszy zobaczyła w jego oczach, blady jeszcze, cień
strachu. Był żołnierzem, wojownikiem, nie chciał przegrać bitwy z tak małym przeciwnikiem,
którego nawet nie był w stanie zobaczyć.
***
Czas płynął szybko, za szybko. Kwadrans to zbyt mało, żeby odpocząć, ale wystarczająco
dużo, by zakwaszone mięśnie zaczęły stawiać opór. Nie mieli stimpaków, by zregenerować
siły, nie mieli nawet środków przeciwbólowych. A stres i zmęczenie dały o sobie znać ze
zdwojoną siłą, gdy na chwilę wyłączyli się z akcji. To było widać tak na twarzach najemników,
jak i w ich ruchach.
Dante też przygasł. Widać było, że obawa przed zakażeniem pokonywała kolejne zapory,
jakie stawiał w umyśle. Wiele widział podczas kampanii o Ziemię 2, wiele przeżył w
Koloniach. To musiało pozostawić jakieś ślady, choćby nie wiem jak głęboko ukryte. A teraz,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona pocz±tkowa
- Cena mojego śźycia Okpara Tina
- Baxter Mary Lynn Idealna para
- 632. Field Sandra Milioner i tajemnicza nieznajoma
- Andro
- Gordon Dickson Time Storm
- D223. Rimmer Christine Musisz byc dzielna
- 1057. DUO Schield Cat Tylko nie miśÂośÂćÂ
- Sarbacker Samadhi The Numinous And Cessative in Indo tibetan Yoga
- Eames_Anne_Ukochany_z_Montany
- Complete Works of Edgar Allan Poe V5
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- rafalradomski.pev.pl