[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lekarza, ale mi nie pozwolił. Obiecał tylko, że nie będzie się
sprzeciwiał, jeśli ty dojdziesz do wniosku, że powinien
zasięgnąć porady. Tak mi przykro, że zepsuliśmy ci urodziny.
- Nie bądz niemądra. - Lindy otoczyła matkę ramieniem. -
Naprawdę cieszę się, że mogę się na coś przydać. Chodz,
spróbujemy przemówić mu do rozsądku.
Bernard leżał na kanapie w salonie. Miał zmienioną,
poszarzałą twarz. Na widok Lindy uśmiechnął się słabo.
- Angela pewnie nastraszyła cię, że wybieram się na
tamten świat - zażartował. - Ale nie jest jeszcze ze mną tak
zle. Po prostu trochę mnie dziś poddusza. Nie ma się czym
przejmować.
Lindy od razu zorientowała się, że Bernard nadrabia miną,
by jeszcze bardziej nie wystraszyć żony.
- Wiesz, o czym marzę? - zapytała, kierując spojrzenie na
matkę. - O filiżance mocnej, gorącej herbaty.
- Oczywiście, kochanie, zaraz ci przyniosę.
Kiedy Angela zniknęła za drzwiami, Lindy przyjrzała się
choremu badawczo.
- A teraz mów, co ci naprawdę dolega? Tylko nie próbuj
mnie oszukać.
- Rzeczywiście nie czuję się najlepiej. Mam takie dziwne
kłucie za mostkiem i w okolicach barku. Poza tym chwilami
nie mogę złapać tchu. Ale nie chciałem martwić Angeli, bo
tak się cieszyła, że będziemy dziś obchodzić twoje urodziny.
Wszystko wam zepsułem.
- Co też opowiadasz! - żachnęła się Lindy. - Ale możesz
rzeczywiście popsuć nam wszystkim wieczór, jeśli nie
przestaniesz się upierać, że nie życzysz sobie wizyty lekarza.
Bernard chwycił Lindy za rękę.
- Posłuchaj, moje dziecko. Ja po prostu okropnie nie lubię
tutejszego doktora. To taki nadęty facet. Już dawno miałem
przepisać się do kogoś innego, tylko jakoś nie miałem czasu.
Nie możesz sama postawić diagnozy? Obiecuję, że dostosuję
się do twoich zaleceń.
- Na pewno?
- Oczywiście.
- No więc sądzę, że koniecznie powinien obejrzeć cię
lekarz. Albo tutaj, albo zawieziemy cię do szpitala.
- Co to, to nie! Nie zgadzam się na żaden szpital -
zaprotestował Bernard - ale jeśli znasz jakiegoś porządnego
doktora, to pozwalam ci po niego zadzwonić.
Lindy zastanowiła się. Czy Mike nie powiedział jej
przypadkiem na odchodnym, żeby nie wahała się go prosić o
pomoc?
- Chyba mogę ci kogoś polecić. To mój kolega z pracy.
Jest naprawdę świetny.
Mimo złego samopoczucia Bernard musiał coś zauważyć,
bo popatrzył na Lindy badawczo.
- To twój chłopak? - zapytał.
- Nie - odrzekła, oblewając się rumieńcem. - I tylko sobie
mogę za to podziękować. Niestety, praca i miłość raczej nie
idą w parze.
- Niekoniecznie - mruknął chory. - Nie zapominaj, że
poznałem Angelę właśnie w pracy.
Mike wyprostował się i schował stetoskop do kieszeni.
- Moim zdaniem w tej chwili nic złego się nie dzieje -
poinformował z uśmiechem pacjenta. - Mimo to uważam, że
powinien pan koniecznie przebadać się w szpitalu. Podobnie
jak Lindy, twierdzę, że to był atak dusznicy.
- Doktorze, jak mam się panu odwdzięczyć? %7łe też
chciało się panu jechać taki kawał drogi, i to w dodatek tuż
przed weekendem - powiedziała Angela przez łzy.
- To naprawdę nic takiego, zwłaszcza że i tak nie miałem
innych planów. - Mike spojrzał na Lindy. - A poza tym proszę
zwracać się do mnie po imieniu.
- To proszę przynajmniej zostać na kolacji.
- Bardzo bym chciał, ale oboje z Lindy jesteśmy zdania,
że powinniśmy zabrać Bernarda na badania. Zaraz zadzwonię
do Zwiętego Aukasza i poproszę, żeby czekali na nas za pół
godziny. To raczej nic poważnego - dodał, spoglądając na
chorego - ale zawsze lepiej mieć pewność.
- Trudno, poddaję się - skapitulował Bernard,
najwyrazniej jedynie po to, by im wszystkim zrobić
przyjemność.
- Angelo, pojedziesz z Lindy jej samochodem, dobrze? A
ja zabiorę twojego męża - powiedział Mike.
W drodze do szpitala rozmawiały tak swobodnie, jakby się
znały od lat.
- Kiedy tylko Bernard poczuje się lepiej, urządzimy
prawdziwe przyjęcie - obiecała Angela. - Nawet nie
wyobrażasz sobie, jaką poczułam ulgę, kiedy przyjechał ten
lekarz. Bardzo sympatyczny człowiek. Jest żonaty?
Lindy zacisnęła dłonie na kierownicy.
- Nie. Podejrzewam, że jest zbyt zajęty pracą, żeby się
wdawać w romanse.
- Czyżby?
- Chcą zatrzymać Bernarda na parę dni, żeby mu zrobić
dokładne badania. EKG wykazało niewielką arytmię -
wyjaśnił Mike. - Ale nie ma powodu do obaw, mąż jest w
naprawdę świetnych rękach - dodał na widok zmartwionej
miny Angeli.
- Najlepiej będzie, jak sama się niedługo położysz.
Zapraszam cię do siebie. - Lindy serdecznie otoczyła matkę
ramieniem.
- To bardzo miłe z twojej strony, ale myślę, że najlepiej
wyśpię się we własnym łóżku. Poza tym muszę nakarmić psy.
Ale - spojrzała na Mike'a i córkę z niepokojem - chyba będę
musiała was prosić, żebyście odwiezli mnie do domu. Jestem
przecież bez samochodu.
- Oczywiście, skoro naprawdę nie możesz zostać... W
drodze do Apsley Grange Lindy nagle olśniła myśl, że będą
wracać do Manorfield tylko we dwoje. Czy zdoła wykorzystać
tę szansę, by wytłumaczyć Mike'owi, że jednak mogą być
razem? Postanowiła też przeprosić go za popełnione błędy.
Kiedy ruszyli w drogę powrotną, było jeszcze widno, a
czerwone o zachodzie słońce właśnie zaczynało chować się za
wzgórzami.
- Zapowiada się piękna pogoda - zauważyła Lindy,
przyglądając się Mike'owi dyskretnie. - Jestem ci naprawdę
wdzięczna za to, że zgodziłeś się przyjechać. Nie miałam do
kogo się zwrócić.
- To ja powinienem czuć się zobowiązany. Bardzo wiele
się dzisiaj dowiedziałem.
- Tak? - spytała z zaciekawieniem. Przecież nawet nie
powiedziała mu jeszcze, że jest córką Angeli. Po prostu jakoś
dotąd nie miała okazji.
- W drodze do szpitala Bernard nie przestawał o tobie
opowiadać. Nawet nie musiałem o nic pytać. Był tak
zdenerwowany, że prawie nie zamykał ust.
- Więc - Lindy utkwiła wzrok w szybie - czegóż to się
dowiedziałeś na mój temat?
- Przede wszystkim tego, jak wiele nas łączy.
- No wiesz? Myślałam, że powiesz, że nie wiedziałeś
dotąd, że Angela jest moją matką. Bernard wspomniał ci o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •