[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sta³a ca³a potêga Delty, a on sam wspiera³ j¹ swoj¹ si³¹, zrêcznoSci¹,
uwag¹, znajomoSci¹ fachu i bezwzglêdn¹ uczciwoSci¹. Ubrany by³
w wodoodporn¹ ¿Ã³³t¹ kurtkê i takie same spodnie. Stoj¹c przed jar-
licem, odrzuci³ z g³owy ogromny kaptur i spokojnie pochyli³ g³owê
w g³êbokim uk³onie. W³osy mia³ tak jasne, ¿e prawie bia³e. Móg³
mieæ nie wiêcej ni¿ trzydzieSci lat.
 Wielki to dla nas honor, jarlicu. Czym biedna Delta mo¿e s³u-
¿yæ i pomóc poSrednikowi pomiêdzy Niebem, Ziemi¹ a Cz³owie-
kiem? Opat klasztoru Delty z radoSci¹ powita wasz¹ ekscelencjê.
 Dziêkujê, przyjacielu  przemówi³ ³agodnie Inomir.  Oto
sprawdzi³a siê pierwsza opowieSæ, przyjaciele  zwróci³ siê do swo-
ich towarzyszy.
Widz¹c zdziwienie na twarzy pilota, wyjaSni³ z dobrotliwym
uSmiechem:
 Opowiadano mi o niezwyk³ej goScinnoSci i serdecznoSci miesz-
kañców Delty. Twoje s³owa i twoje obycie potwierdzaj¹ tê opiniê,
Matrygu. Mo¿e wiêc i inne opowieSci bêd¹ równie prawdziwe&
 Jarlic zbiera od lat stare legendy i przekazy po ró¿nych czê-
Sciach Swiata  wyjaSni³ cichym g³osem Vado, pochylaj¹c pobo¿nie
g³owê.  O Delcie opowiadaj¹, ¿e przetrwa³y u was przekazy nie-
znane w innych czêSciach Swiata, a niezwykle fascynuj¹ce.
Pilot wyprostowa³ siê z dum¹, s³ysz¹c mi³e s³owa o swojej oj-
czyxnie.
 Mamy swoje baSnie, legendy i pieSni, Swi¹tobliwy. Ale czy
bêd¹ one ciekawe dla tak Swiatowych ludzi&
Inomir tylko uSmiechn¹³ siê na te s³owa.
 ChcielibySmy zatrzymaæ siê w waszym mieScie na kilka dni.
Jaki zajazd polecasz, zacny Matrygu?
 Panie jasny, popchnê pos³añca do klasztoru i z pewnoSci¹ nasz
opat&
 146 
 Z pewnoSci¹ skorzystamy z jego goScinnoSci w porze obiadu
i równie chêtnie z jego biblioteki, ale kwaterê wolelibySmy za³o¿yæ
w mieScie, bli¿ej ludzi  powiedzia³ Inomir obojêtnym tonem.
Vado chrz¹kn¹³ nieSmia³o i dorzuci³ kolejny argument:
 W tawernach chyba jednak czêSciej Spiewaj¹ ni¿ w klaszto-
rze, prawda, przyjacielu?  uSmiechn¹³ siê przepraszaj¹co.  Wy-
bacz, panie ale to typowy sposób postêpowania naszego jarlica. I sku-
teczny. Wierz mi, panie, zwiedziliSmy ju¿ razem kawa³ Swiata.
 OczywiScie, wasza Swi¹tobliwoSæ  zgodzi³ siê natychmiast
pilot.  Najlepszy zajazd w Delcie to  S³oneczny Kamieñ . Choæ
stamt¹d daleko i do centrum, i do opactwa.
 A idzi ty k czortu!  parskn¹³ Mirun.   S³onecznyj Kamieñ
to nie zajazd, a muzeum. Samyje stariki, bur¿uji, wielkopañce! Nudne
jak ich rachunki handlowe. Jedyne, co tam us³yszeæ mo¿esz, to szu-
ranie kapci. Do  Diavoliny pójdziem, jak zwyczajno!
Pilot a¿ siê wzdrygn¹³ na tê propozycjê.
  Diavolina mo¿e dobra dla ciebie, rzeczny zbóju, i twoich
kamratów, ale Swi¹tobliwych mê¿Ã³w do takiego miejsca grzech
wprowadzaæ. Nie s³uchaj tego, jarlicu. Nie pozwolê do spelunki ciê
skierowaæ. Jest porz¹dny zajazd, nieopodal Siódmej Kei. Zowi¹ go
 Pod Buciorem . Staj¹ tam uczciwi kupcy korzenni, a w g³Ã³wnej
sali jest i scena, na której artySci wystêpuj¹.
 Uczciwyj kupiec!  ucieszy³ siê Hwedczuk, który, jak wszy-
scy, przys³uchiwa³ siê ca³ej tej rozmowie.  Tylko w Delcie takie
dowcipy umiej¹ opowiadaæ!
 Ty, Hwedko, nagle ¿artownisiem siê sta³eS?  zainteresowa³
siê ch³odno pilot.
 Jak ciebia wi¿u, Matrygu, wsio u mnie smiejotsa od radoSci.
Da¿e i ruka nie bolit!
Pilot wzruszy³ ramionami i odwróci³ siê do Miruna.
 Keja Siódma.
 Dobraja keja. Jeszczo my u niej nie stawali  pochwali³ rete-
man.  A  Buciora ja z ulicy ogl¹da³. Pañskij zajazd, solidnyj. Jak
raz siê dla nas nada.
Pilot przechyli³ siê przez burtê i skin¹³ w kierunku swoich. Wio-
s³a drgnê³y i ³Ã³dka zbli¿y³a siê nieco.
 Keja Siódma!  krzykn¹³ Matryg.
 Jest, kierunek Keja Siódma!  potwierdzi³ okrzykiem sternik.
Mirun podszed³ do pilota z pe³nym kielichem.
 Pora na kroplê wina, druh! Talskie czerwone, poprobuj.
 147 
 Talskie wino dobre, ale po s³u¿bie  odpowiedzia³ spokojnie pilot.
 To wex anta³ z soboju, na  po s³u¿bie .
 Anta³ka nie wezmê, bo mi nie wolno. Wiesz o tym, Mirunie.
I na ³Ã³dx nie wrócê. Towarzystwa wam dotrzymam, choæ bez wina.
Skin¹³ na swoich, by ruszali. £Ã³dx zrobi³a zwrot i ustawi³a siê pod
wiatr. Jeden z ¿eglarzy zrzuci³ grot. £Ã³dx znów siê obróci³a i na samym
tylko niewielkim fok¿aglu ruszy³a, wychodz¹c przed dziób bajda³ki.
 Ka¿ swoim ruszaæ, Mirunie, bo wolnego miejsca przy kei za-
braknie  powiedzia³ weso³o Matryg.  A niech¿e któryS drzwi od
schowków i luki otworzy.
 A niech otwiera  zgodzi³ siê Mirun i zacz¹³ wykrzykiwaæ
rozkazy.
Kotwicê podniesiono, a dziesiêæ wiose³ jednym ruchem zanu-
rzy³o siê w wodê.
 A jak ju¿ wszystkie nasze dobra przeliczysz, zapraszamy do
siebie, druh!  powiedzia³ jeszcze Mirun, przechodz¹c obok pilota,
który metodycznie ogl¹da³ puste pomieszczenia na towary. Gdy do-
szed³ do koñca i nie znalaz³ nic podejrzanego ani nic do oclenia,
pokrêci³ g³ow¹. Prawdê powiedzia³ Bohowoj, a to znaczy, ¿e ten
starzec musi byæ nie byle kim. Trzeba wiadomoSæ do opactwa po-
s³aæ koniecznie.
Gospoda  Pod Buciorem mieSci³a siê przy szerokiej ulicy, któ-
ra odchodzi³a od wielkiego placu le¿¹cego tu¿ za portem. Sam plac
by³ swego rodzaju miastem w mieScie. Tu zbiega³y siê wszystkie
drogi ze wszystkich nabrze¿y i st¹d rozchodzi³y siê gwiaxdziScie du¿e
ulice i mniejsze uliczki, które krzy¿owa³y siê z nastêpnymi, coraz
mniejszymi, coraz ciemniejszymi. Tawerny przy placu by³y ostre od
barw na afiszach i przeraxliwie wrêcz drogie. Jedzenie by³o tam kiep-
skie, wino cienkie, a miejska stra¿ tak pilnowa³a wokó³ porz¹dku, ¿e
a¿ trudno by³o odetchn¹æ. Te miejsca nadawa³y siê dla naiwnych,
ostro¿nych i nieprzesadnie sk¹pych przybyszów. Mirun zazwyczaj
zatrzymywa³ siê w rzeczywiScie zakazanej spelunie zwanej  Diavo-
la , któr¹ odkry³ kiedyS w czasie w³Ã³czêgi po barach i knajpach.
Wprawdzie znalezienie drogi do niej za drugim razem zajê³o mu
wiêcej czasu ni¿ za pierwszym, ale upodoba³ sobie to miejsce. By³o
tam gwarno, przyjemnie ciemno, tanio i, o dziwo, dawano dobre ja-
d³o. Miejscowe i wêdrowne rzezimieszki szybko siê nauczy³y, ¿e
Bohowojom lepiej w drogê nie wchodziæ. W³aSciciel polubi³ Miru-
 148 
na i jego towarzyszy, gdy zauwa¿y³, ¿e w czasie ich pobytu bójki
wybuchaj¹ rzadziej, trwaj¹ krócej i, co najwa¿niejsze, nie przynosz¹
strat materialnych tak wielkich jak zazwyczaj. Tak¿e miejscowe
dziewczyny mia³y wyraxn¹ s³aboSæ do stepowych wojaków. Ale dziS
Mirun musia³ zapomnieæ o ulubionej  Diavoli .
Zaledwie kilkaset kroków od rynku, przy szerokiej, ruchliwej
ulicy sta³ solidny murowany dom. Na dole mieSci³y siê dwie sale
jadalne i spora kuchnia, na górze pokoje noclegowe. To by³a gospo-
da  Pod Buciorem . Od innych w mieScie ró¿ni³a siê kilkoma dro-
biazgami, przez niektórych podró¿nych uwa¿anymi za niezwykle
istotne. Po pierwsze by³a niezwykle czysta. Nie tylko nie widywano
tam szczurów ani robactwa, ale w ka¿dym pokoju sta³a balia, a od
podró¿nych oczekiwano, ¿e bêd¹ z niej korzystaæ. GoSci, których
nie podejrzewano, by zdo³ali siê domyæ, zniechêca³ do przekrocze-
nia progu potê¿ny portier: zamyka³ on równie¿ drzwi przed nosem
tych, którzy nie wygl¹dali na wyp³acalnych. Tak starannie dobrana
klientela obs³ugiwana by³a SciSle wed³ug cennika wisz¹cego w holu
nad olbrzymi¹ lad¹. Pomieszczenie za lad¹ pe³ni³o rozmaite funk-
cje: szatni, w której mo¿na by³o zostawiæ podró¿ny p³aszcz, a obo-
wi¹zkowo wszelkie miecze, szable, topory, widoczne sztylety i inne
niebezpieczne narzêdzia; recepcji hotelowej, punktu informacyjne-
go; lokalnej poczty i biura zleceñ. Ciekawostk¹ lokalu by³o, ¿e ra-
chunki wystawiano uczciwie, i zgodnie z cennikiem. Inna sprawa,
¿e nikt nie pyta³, jakim sposobem ceny widoczne w spisie dañ i us³ug
osi¹gnê³y swoj¹, niebagateln¹, wysokoSæ. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •