[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uważyła, że budynek został wyremontowany.
S
R
- Grant, już możesz zerwać zasłonę - zarządził Michael.
Kiedy płachta spadła, dzieciaki ze śmiechem rozbiegły się
na wszystkie strony.
- Czytelnia imienia Granta Bakera - przeczytał jej sio-
strzeniec i zaśmiał się ze szczęścia. - Mam swój budynek! -
wołał, kręcąc bączki wózkiem po ulicy.
- Chcesz wejść do środka? - zapytał Michael, widząc jej
niedowierzanie.
Kirsten dała radę tylko skinąć głową.
Wewnątrz było tak, jak sobie wymarzyła. Półki uginały się
od książek, podłogi lśniły, na kanapach piętrzyły się poduchy.
Dzieciaki mijały ją jak rzeka, sięgały po książki i szukały so-
bie wygodnych miejsc.
Zerknęła na ściany i jęknęła z zachwytu. Jedną w całości zaj-
mowały tańczące hipopotamy w różowych spódniczkach balet-
nic. Na drugiej mała myszka w szlafmycy spała pod księżycem
zrobionym z sera. Kolejna przedstawiała bajkowy zamek. Ale
najlepszy ze wszystkiego był ogromny Smedley w zbroi, siedzą-
cy na białym koniu i schylający się, by ucałować dłoń Hariett.
Tylko że Smedley wcale nie przypominał siebie. Miał twarz Mi-
chaela, a Hariett przypominała raczej Kirsten.
- Tylko tyle mogłem zrobić, żeby zostać twoim rycerzem -
mruknął jej do ucha.
Kirsten uśmiechnęła się. To nie jest tylko tyle. To jest aż
tyle.
- A teraz ja ci coś dam - powiedziała cicho. - Wracajmy
do domu, Michael.
S
R
W kompletnym osłupieniu patrzył na swój dom.
- Mam nadzieję, że nie sprawiłam ci tym bólu? - szepnę-
ła Kirsten.
- Nie. To jest wspaniałe - odpowiedział i mocno ją przy-
tulił.
Siedząc na podłodze przy choince, razem otworzyli pre-
zenty i zjedli świąteczne smakołyki. Kiedy Michael rozpako-
wał paczkę z bokserkami, nie powiedział nic, tylko wpatrzył
się w jej oczy, aż pokraśniała. Wtedy się roześmiał.
- Właśnie to chciałem dostać. Rumieniec Kirsten - oznaj-
mił, wziął MP3, wstał i wyciągnął do niej ręce. - Chcesz za-
tańczyć?
- Oczywiście - przytaknęła i przytuliła się mocno, żeby
razem mogli słyszeć muzykę.
W końcu nadszedł czas na zdjęcie spod choinki.
- To od pana Theodorea - powiedziała, patrząc, jak Mi-
chael delikatnie gładzi twarze z fotografii.
Czule patrzyła na swego rycerza, który zdjął dla niej zbroję
i odsłonił serce. Był tak silny, że potrafił przyjąć najgorszy cios
i sprawić, żeby to doświadczenie go wzmocniło i uczyniło lep-
szym. Michael westchnął i postawił zdjęcie na kominku.
- Witaj w domu - powiedziała.
- To jeszcze nie jest prawdziwy dom.
Rozejrzała się, starając się pojąć, co przeoczyła.
- Mogłabyś mi dać coś, o czym marzę - poprosił, ujmując
jej dłonie. - Chcę, żebyś została moją żoną, Kirstie. Chcę cię
kochać do końca moich dni i przekazać ci ten sam dar, który
otrzymałem od swojej rodziny.
S
R
Choć marzyła o tej chwili, teraz zabrakło jej słów. Skinę-
ła tylko głową, a kiedy Michaei porwał ją w ramiona i zaczął
całować do utraty tchu, jej policzki pokryły się szkarłatem.
- To jest to - roześmiał się szczęśliwy. - Chcę już zawsze
móc oglądać, jak się czerwienisz!
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •