[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ich mentalności. Jedynie wuja uważała za pokrewną duszę.
W uroczystym nastroju zasiadła Lunia przy stole, naprzeciw swego
męża. Zanim siedli do obiadu, Jan oprowadził żonę po całym domu,
zaznaczając, że to wszystko stało się od dziś dnia jej własnością.
Lunie ogarnęło dziwne wzruszenie. Powiedziała sobie, że byłaby
niewdzięczna, gdyby się nie cieszyła, że ta wspaniała, przepysznie
urządzona willa będzie odtąd jej domem rodzinnym.
Gdy chciała jednak powiedzieć mężowi kilka słów podziękowania,
Jan odrzekł z uśmiechem:
 Jeżeli się będziesz tylko dobrze czuła w moim domu, to starczy
mi
to za wszelkie nagrody. Innej wdzięczności nie pragnę, droga Luniu.
Teraz siedzieli naprzeciwko siebie. Służący wnosił jedno danie za
76
drugim i za każdym razem bezgłośnie znikał. Pani Haller, osoba bardzo
taktowna, prosiła aby mogła jadać w swoim pokoju. Dawniej dotrzymy-
wała Ritterowi towarzystwa podczas posiłków, lecz w przeciągu
ostatnich tygodni nie chciała przeszkadzać młodym małżonkom. Pod
koniec obiadu, Lunia rzekła z uśmiechem do męża.
 W twoim domu panuje godny podziwu porządek. Wszystko idzie
jak w zegarku.
 Tak, wymagam od służby dobrej, dokładnej roboty. A przy tym
pani Haller jest bardzo pracowita i sumienna.
Lunia cicho westchnęła.
 Nie wiem czy potrafię ją zastąpić, choć dołożę do tego
wszelkich
starań  rzekła z wahaniem w głosie.
Obrzucił zachwyconym spojrzeniem jej uroczą twarzyczkę. Była
teraz znowu taka świeża i rumiana, jak owego dnia, gdy ujrzał ją po raz
pierwszy jadącą konno.
 Jestem przekonany, że jeśli zechcesz, potrafisz wszystko.
Zresztą
służba moja zna dokładnie swoje obowiązki i potrzebny jej jest jedynie
nadzór. Pani Haller w przeciągu krótkiego czasu wtajemniczy cię we
wszystkie arkana gospodarstwa. Pragnę jednak, byś rządziła według
własnej woli i upodobania, żebyś wniosła wszędzie indywidualną nutę...
Uśmiechnęła się filuternie:
 Mam nadzieję, że nie zawiodę twego zaufania  powiedziała.
 Jestem tego pewien, przecież prowadziłaś dom twego ojca. A
poza tym uważam cię za osóbkę bardzo energiczną, która wszystko
co zechce potrafi wykonać.
 O, gdybym to rzeczywiście potrafiła!  wymknął się okrzyk z
ust Luni.
 Co byś wówczas uczyniła?  zagadnął Jan.
Spuściła oczy i potrząsnęła głową. Na policzki jej wystąpił lekki
rumieniec.
 Ach, rozmaite rzeczy, których nie potrafię dokonać, bo mi do
tego brak odwagi lub zdolności  odparła.
Nie mogła przecież powiedzieć mężowi:
 Gdybym mogła, to przełamałabym twój niewzruszony spokój
i dumę, obudziłabym twe serce, aby zabiło głośno i gorąco... Nauczyła-
77
bym cię kochać, pokazałabym ci, czym jest prawdziwe szczęście i
miłość, ty twardy, nieugięty zimny człowieku!
Gdy Lunia pochwyciła siebie samą na tym życzeniu, ogarnął ją
nagły lęk. Nie miała przy tym pojęcia, ile kosztuje męża ten pozorny
spokój i obojętność. Nie wiedziała przecież, że Jan ją kocha; uważała
jego powściągliwość za objaw chłodnego temperamentu, sądziła, iż Jan
nie jest wrażliwy na wdzięki kobiece.
Gdyby lepiej znała życie i ludzi, musiałaby dojść do wniosku, że
mężczyzna, okazujący kobiecie tak wiele starania i subtelności, musi ją
kochać, że niepodobna, aby nie zrobiła na mężu żadnego wrażenia.
Lunia zastanawiała się nieraz nad charakterem Jana, dziwiła ją
dwoistość jego usposobienia, nie potrafiła jednakże znalezć rozwiązania
zagadki, ponieważ nie przychodziło jej na myśl, że Jan ją kocha.
Do pokoju wszedł właśnie służący, toteż Lunia miała dość czasu, by
się opanować. Gdy małżonkowie pozostali sami, zapytała znowu:
 Czy odwiedzimy w najbliższych dniach twoją matkę?
Jan obrzucił żonę tak przenikliwym spojrzeniem, że speszona
spuściła oczy.
 Co do mnie, to nie będę miał czasu. Jestem teraz bardzo zajęty,
czeka mnie wiele ważnych spraw, które muszę załatwić. Może byś na
razie sama pojechała do matki i przekazała jej ode mnie pozdrowienia?
Twarz jej ożywiła się.
 Bardzo chętnie, jeżeli nie masz nic przeciwko temu.
 Możesz zawsze robić to, co ci sprawia przyjemność. Lunia spojrzała
z powagą na męża.
 Ach, Janku, wydaje mi się niekiedy, że najważniejszym celem
twego życia jest sprawianie mi przyjemności. Dajesz mi tyle dowodów
dobroci, obsypujesz mnie tak hojnie darami, a przy tym zachowujesz się
tak, jakby to było zupełnie naturalne. A ja  ja wciąż stoję przed tobą
z pustymi rękami. Tak mnie to boli, że nie mogę nic uczynić dla ciebie.
Czuję się taka uboga, wstydzę się, że wciąż mnie czymś obdarzasz, a ja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •