[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zastanawiałem się, jak najlepiej opowiedzieć o tym panu Ralfowi. Ale widocznie
Elżbietka nie mogła się tego doczekać — kobiety zawsze mają długie języki.
Jan Sund skinął głową, nie rozumiejąc nic, ale z miną człowieka, który potrafi
widzieć nawet przez żelazne drzwi.
— Tak jest, kobiety są o wiele gadatliwsze od mężczyzn, ale nie umieją
mówić dokładnie. Wszystko, co mówią, nie trzyma się kupy. I dlatego będzie
najlepiej, jeżeli wy, Józefie, jeszcze raz opowiecie nam szczegółowo, jasno i
dokładnie, co się stało.
Józefowi słowa te widocznie pochlebiły.
— Od razu powiedziałem Elżbietce, żeby to mnie pozostawiła, ale nie, kobie-
ty zawsze chcą być najmądrzejsze. Więc stało się to tak, proszę pana: Elżbietka i
ja jesteśmy już od pół roku po słowie i chcemy się pobrać, gdy tylko uda nam się
zaoszczędzić dosyć grosza i dostać jakieś dobre miejsce portiera lub coś podob-
nego. Ale ponieważ pan radca handlowy nie znosi w swoim domu miłostek i
ponieważ widujemy się bardzo rzadko, gdyż Elżbietka jest zawsze zajęta u pa-
nienki w głównym budynku, ja zaś u pana Ralfa i pana Franciszka w budynku
bocznym, więc — naprawdę, za pozwoleniem — spotykamy się od czasu do cza-
su wieczorem, gdy wszyscy w domu już śpią, w salonie państwa.
Oczy obu młodzieńców zabłysły, gdyż zrozumieli nagle.
— Mówcie dalej, Józefie, opowiadacie bardzo jasno i zrozumiale —
powiedział teraz Jan Sund znacznie mniej surowo, niż przedtem, powrócił bo-
wiem znowu do swego pierwszego podejrzenia.
Józef nie domyślał się wcale, że wpadł w pułapkę, ale gdyby to nawet
wiedział, byłby nie mniej szczery.
— Tak też stało się znowu przedwczoraj wieczór. Elżbietka i ja siedzieliśmy
jak zwykle po ciemku w salonie, przy kominku. Siadaliśmy zwykle za ciężkimi
portierami aksamitnymi, odgradzającymi kominek, bo zawsze przecież byliśmy
niespokojni, że ktoś mógłby zajrzeć do salonu. Siedzieliśmy tak i siedzieli,
budując zamki na lodzie na temat naszej przyszłości i wyliczaliśmy, jak długo
jeszcze musimy oszczędzać, zanim się będziemy mogli pobrać. Zrobiło się przy
tym bardzo późno, bo pan Ralf, odchodząc z panem Franciszkiem do klubu,
pozwolił mi przecież iść już spać. Wiedziałem więc, że nie będę już potrzebny,
zagadaliśmy się też z Elżbietka dłużej niż zwykle. Właśnie chcieliśmy się już
rozejść, gdy nagle otworzyły się drzwi salonu cichutko, tak cichutko, że wcale
nie spostrzeglibyśmy tego, gdyby nie jasna smuga światła, która wpadła
jednocześnie do pokoju. No, mogą sobie panowie wyobrazić nasze przerażenie!
Siedzieliśmy jak skamieniali i nie śmieliśmy poruszyć się z miejsca. Gdybyśmy
zostali odkryci, mogliśmy stracić swoje dobre miejsca, a dla Elżbietki byłoby to
też kompromitujące, chociaż jesteśmy rzeczywiście zaręczeni i po słowie. Nie
ruszaliśmy się więc i z zapartym oddechem wyglądaliśmy przez szparkę w por-
tierze. I oto zobaczyliśmy pana Franciszka, który cichutko, w skarpetkach,
wślizgnął się do pokoju, świecąc sobie dokoła swoją kieszonkową latarką
elektryczną. Wyglądało to bardzo niesamowicie, kiedy się tak skradał, za pozwo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •