[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się także Spiderman i oczywiście Power Rangersi.
- Aowienie ryb pomaga mi się zrelaksować - powtórzył Alex, unosząc wzrok znad kolumny sportowej.
- Aha.
Sue zapakowała mu lunch i napełniła kawą termos.
- Tatusiu? - Dziewczynka znów zmarkotniała. Przez chwilę wpatrywała się w łyżkę, którą w końcu
zatopiła w miseczce.
- Co, Jessie-Bessie?
- Biłeś się kiedyś?
- Czy się biłem? Dobry Boże, nie. - Roześmiał się, dodając: - No, może w szkole średniej. Ale potem już
nigdy.
- Pobiłeś tego drugiego chłopaka?
- W szkole? Na kwaśne jabłko. To był Patrick Briscoe. Ukradł mi pieniądze na lunch. Nie puściłem mu
tego płazem. Lewy prosty, prawy sierpowy i techniczny nokaut w trzeciej rundzie.
Pokiwała głową, przełykając hordę czy raczej ławicę żółwi ninja, po czym znów odłożyła łyżkę.
- A teraz mógłbyś kogoś pobić?
- Nie wierzę w takie metody. Dorośli nie muszą się bić. Mogą porozmawiać i spokojnie wyjaśnić sobie
nieporozumienia.
- Ale jakby cię napad! jakiś bandyta? Mógłbyś go znokautować?
- Popatrz na te mięśnie. Powiedz, czy nie Schwarzenegger? - Podciągnął rękawy myśliwskiej koszuli
firmy Abercrombie w kratę. Dziewczynka z uznaniem uniosła brwi.
Podobnie jak Sue.
Alex płacił prawie dwa tysiące dolarów rocznie za korzystanie z klubu fitness w centrum.
- Kochanie... - Pochylił się, kładąc dłoń na ramieniu córeczki. -Wiesz, że rzeczy, które pokazują w
telewizji, tak jak ten film wczoraj, są zmyślone. Nie możesz uważać, że prawdziwe życie tak wygląda.
Ludzie w zasadzie są dobrzy.
- Chciałabym tylko, żebyś nie jechał dzisiaj.
- Dlaczego nie dzisiaj? Wyjrzała przez okno.
- Nie ma słońca.
- Ach. to właśnie najlepsza pogoda na łowienie. Ryba mnie nie zauwa
ży. Wiesz co, kotku... a gdybym obiecał, że coś ci przyniosę?
160
Rozpromieniła się.
- Naprawdę?
- Pewnie. Co byś chciała?
- Nie wiem... Nie, już wiem. Coś do naszej kolekcji. Tak jak ostatnio, pamiętasz?
- Oczywiście, skarbie. Na pewno przyniosę.
W zeszłym roku Alex chodził na terapię. Był bliski załamania, usiłując łączyć role przepracowanego
dyrektora, męża studentki prawa, ojca i wykorzystywanego syna (jego ojciec, często zaglądający do
kieliszka i zawsze zachowujący się niesfornie, został umieszczony w drogim szpitalu psychiatrycznym,
na którego opłacenie Aleksa ledwie było stać). Terapeuta poradził mu, by zaczął robić coś wyłącznie
dla siebie - zajął się jakimś hobby czy uprawianiem sportu. Z początku Alex opierał się temu
pomysłowi, nie mając ochoty marnować czasu na głupstwa, ale lekarz ostrzegł go bez ogródek, że
nieustannie towarzyszące mu napięcie w ciągu kilku lat go zabije, jeżeli nie znajdzie sposobu, aby się
odprężyć.
Po długim namyśle Alex zdecydował się na wędkarstwo słodkowodne (dzięki któremu mógł uciec z
miasta), a potem kolekcjonerstwo (które mógł uprawiać w domu). Jessica, nie wykazując żadnego
zainteresowania "obrzydliwym" wędkowaniem, z radością została wspólniczką kolekcjonera. Alex
przynosił do domu "okazy", a dziewczynka wprowadzała ich opis do komputera, a potem je
wystawiała. Ostatnio specjalizowali się w zegarkach.
Tego ranka zapytał córki:
- No więc, młoda damo, czy wolno mi wyjść z domu i złapać nam kolację?
- Chyba tak - odrzekła dziewczynka, choć na myśl o perspektywie jedzenia ryby zmarszczyła nosek. W
jej niebieskich oczach Alex dostrzegł jednak ulgę.
Kiedy poszła zagrać w grę komputerową, Alex pomógł Sue w zmywaniu.
- Nic jej nie będzie - powiedział. - Trzeba po prostu bardziej uważać
na to, co ogląda. Cały kłopot polega na mieszaniu fikcji z rzeczywisto
ścią... Hej, co jest?
Jego żona z pochmurną miną wycierała zupełnie suchy talerz.
- Och, nic. Po prostu... nigdy dotąd się nie przejmowałam, że sa
motnie jezdzisz na pustkowie. Zawsze się wydaje, że częściej może się
zdarzyć napad w mieście, ale przynajmniej w pobliżu są ludzie i mogą po
móc. Policja zjawia się w ciągu paru minut.
Alex przytulił ją.
161
- Przecież me jadę na australijską pustynię. To tylko parę godzin drogi na północ od domu.
- Wiem. Ale nigdy się nie martwiłam, dopóki Jessie nie zaczęła o tym mówić.
Odsunął się od Sue i surowo pogroził jej palcem.
- W porządku, młoda damo. W takim razie też masz szlaban na te
lewizję.
Roześmiała się i klepnęła go w pośladek.
- Wracaj szybko. I bardzo cię proszę, oczyść ryby przed przyjazdem. Pamiętasz, jak napaskudziliśmy
ostatnim razem?
- Pamiętam.
- Kochanie? - spytała. - Naprawdę biłeś się w szkole średniej?
Zerknął w stronę pokoju Jessiki i szepnął:
- Prawdę mówiąc, te trzy rundy trwały trzy sekundy. Popchnąłem Pata, on popchnął mnie, a potem
dyrektor wysłał nas do domu z listami do rodziców.
- Nie sądziłam, żebyś miał cokolwiek wspólnego z Johnem Way-ne'em. - Jej uśmiech przybladł. -
Wracaj bezpiecznie - Było to tradycyjne w jej rodzinie pożegnanie. I jeszcze raz go pocałowała.
Alex zjechał z autostrady, przełączył napęd nissana pathfindera na wszystkie koła i gruntową drogą
ruszył w kierunku Wolf Lakę, dużego, głębokiego jeziora w górach Adirondack. Zapuszczając się coraz
dalej w gęsty las, pomyślał, że jego córka miała rację. Monotonnemu wiejskiemu krajobrazowi
przydałoby się słońce. Marcowe niebo było szare, wiał wiatr, a bezlistne drzewa po porannym
deszczu lśniły czernią. W zdziczałym lesie poniewierały się odłamane gałęzie i powalone pnie,
przypominające skamieniałe kości.
Alex poczuł w żołądku znajomy skurcz lęku. Stres i napięcie - zmory jego życia. Zwolnił oddech,
starając się poprawić sobie nastrój myślami o żonie i córeczce.
Daj spokój, chłopie, powiedział sobie. Jedziesz się zrelaksować. Tylko o to chodzi. Relaks, nic więcej.
Przejechał kolejny kilometr w głąb gęstniejącego lasu.
Pusto.
Nie było zimno, ale zapowiedz deszczu odstraszyła weekendowych wędkarzy. Jedynym pojazdem,
jaki zobaczył na odcinku dobrych kilku kilometrów, by stary pikap, powgniatany i pochlapany błotem.
Alex pojechał pięćdziesiąt metrów dalej i zaparkował w miejscu, gdzie kończyła się droga.
162
AM
Wabiony ledwie wyczuwalnym zapachem wody, ruszył przed siebie, niosąc w jednej ręce spinning i
skrzynkę z przynętą, a w drugiej lunch i termos. Szedł wśród białych sosen, jałowców i choin,
pokonując niewielkie, pokryte mchem pagórki. Minął drzewo, na którym siedziało siedem dużych
czarnych wron. Miał wrażenie, że bacznie mu się przyglądają, kiedy przechodził pod ich stanowiskiem
obserwacyjnym wśród wątłych gałęzi. Po chwili oddalił się od drzew, skręcając na kamieniste zbocze,
prowadzące nad jezioro.
Stojąc na brzegu wąskiej zatoczki, Alex spojrzał na taflę wody. Jezioro miało co najmniej półtora
kilometra szerokości, jego szara, opalizująca powierzchnia była lekko wzburzona pośrodku, lecz przy
brzegach wygładzała się, przypominając fakturę płótna. Smętny widok nie podziałał na niego
szczególnie przygnębiająco, ale nie rozproszył też lęku. Alex zamknął oczy, wciągając w płuca czyste
powietrze. Zamiast się jednak uspokoić, poczuł dziwny strach - ostry i przenikliwy dreszcz, jak wstrząs
elektryczny - i błyskawicznie się odwrócił, pewien, że ktoś go obserwuje. Nie dostrzegł żywej duszy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •