[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kÄ™. PoczuÅ‚a do siebie wstrÄ™t. UderzyÅ‚a nieprzytom­
zaczęła poważnie wątpić, czy Chandos wyzdrowieje.
nego!
Sama padała z nóg. Nie wiedziała, co jeszcze zrobić, by
- Chandos, przepraszam! - zawołała, rozcierając
ratować mu życie. Rana wyglądała równie paskudnie
mu plecy. - Proszę, nie umieraj. Przyrzekam, że bez
jak wieczorem, a opuchlizna, mimo zimnych okładów,
względu na to, jak będziesz nieznośny, nigdy już się na
nie chciała zejść. Chorego wciąż trawiła gorączka,
ciebie nie rozzÅ‚oszczÄ™. I... jeÅ›li wyzdrowiejesz, obiecu­
drÄ™czyÅ‚ okropny ból, a jego niemrawe ruchy wskazy­
ję, że nie będę cię więcej pożądać.
wały, że całkowicie już opadł z sił.
- KÅ‚amczucha.
- Na Boga, połamał jej ręce, by nie mogła się
Courtney zatkało. Chandos ciągle miał zamknięte
bronić... Cholerny skurwysyn... tylko dziecko. Mar­
twi, wszyscy są już martwi. - Jego mamrotania oczy.
przeszły w szept, jakby nie miał sił mówić głośniej. -
- Jesteś odrażający! - syknęła, zrywając się na
Zerwij zwiÄ…zek... kociooka.
równe nogi.
Powoli przekrÄ™ciÅ‚ siÄ™ na bok i popatrzyÅ‚ na dziew­
Courtney usiadÅ‚a wyprostowana i w napiÄ™ciu pa­
trzyła na Chandosa. Po raz pierwszy w majakach czynę.
wspomniał o niej.
- Dlaczego? - zapytał cicho.
- Chandos?
- Dlaczego? Już ty sam najlepiej wiesz dlaczego! -
Umilkła i po chwili dodała bez związku: - I nie jestem
- Nie zapomnij... nie moja kobieta.
żadną cholerną dziewicą. Już nie, prawda?
Najbardziej trwożyÅ‚y jÄ… trudnoÅ›ci, jakie miaÅ‚ z od­
- A czy mówiłem, że jesteś?
dychaniem. Kiedy nie obudził się, gdy go mocno
szarpnęła, wybuchnęła płaczem. - Pięć minut temu:
- Do licha, czy gadałem przez sen?
- Chandos, proszÄ™!
169
168
 I to dużo - odparła szyderczo, odwróciła się na tyle okropnych rzeczy, kiedy był słaby i tak bardzo
pięcie i odeszła. cierpiał! Co w nią wstąpiło?
- Kociooka, on ciÄ™ nie ugryzie.
 Kociooka, nie możesz traktować serio wszyst­
- Kto? - zapytała, zbliżając się do posłania.
kiego, co mężczyzna wygaduje przez sen! - zawołał. -
- Woreczek. Trzymasz go tak daleko od siebie. To
I żeby wyjaśnić sprawę, ani przez chwilę nie uważałem
zbyteczna ostrożność.
ciÄ™ za cholernÄ… dziewicÄ™.
- Masz - powiedziała, rzucając mu go na piersi. - Ja
 Niech cię piekło pochłonie! - wrzasnęła przez
go nie otworzę. Leżał przy martwym wężu.
ramiÄ™, nie zwalniajÄ…c kroku.
- Nie wspominaj mi o nim - odparł ze złością. -
Ale doszła tylko do rozciągniętego na ścieżce
Najchętniej jeszcze raz bym go zabił.
martwego węża. Obok leżał ściągnięty rzemykiem
- W to nie wątpię - odparła ze współczuciem, po
skórzany woreczek, którego wieczorem z caÅ‚Ä… pew­
czym spuściła wzrok. - Przepraszam... przepraszam
nością tam jeszcze nie było.
ciÄ™ za ten wybuch. Nie mam nic na swoje usprawied­
Po plecach dziewczyny przebiegł zimny dreszcz.
liwienie. Przykro mi, że tak na ciebie nakrzyczałam.
Przerażona rozejrzała się ostrożnie, ale wszędzie rosły
- Zapomnij o tym - odparł, rozwiązując rzemyk. -
gęsto zielska, krzaki i drzewa, wśród których łatwo
Boże, pobłogosław go! - wykrzyknął, wyciągając ze
było się ukryć.
środka przywiędłą roślinę, jeszcze z korzeniami.
Znów przeniosła wzrok na woreczek. Bała się go
- Co to jest?
dotknąć. Miał wielkość dwóch jej pięści. W środku coś
- Wężymord. Gdybym miaÅ‚ go wczoraj wieczo­
było.
rem! Ale lepiej pózno niż wcale.
Jeśli ktoś zbliżył się do ich obozowiska, kiedy ona
- Wężymord? - zapytaÅ‚a z powÄ…tpiewaniem Court­
zajmowała się Chandosem, dlaczego nic nie słyszała ani
ney.
nie wyczuła? I dlaczego się nie pokazał? Może ktoś
- Rozgnieć go, sok wymieszaj z solą i przyłóż mi to
zawędrował tu przypadkowo. Jeśli tak, na widok
do rany. To najlepszy lek na ukąszenie węża. - Podał
ogniska powinien podejść... chyba że nie chciał, by go
jej roślinę. - Zrobisz to?
widziano.
Courtney ostrożnie wzięła ją w palce.
Courtney ścierpła skóra na myśl, że nocą ktoś kręcił
- Czy wiesz, kto go tu zostawił?
się w okolicy, podglądał ich, a ona o tym nie wiedziała.
- Wiem.
Kto? I dlaczego zostawił woreczek?
- Kto?
Tak długo spoglądał jej w milczeniu w oczy, że
Ostrożnie ujęła go za rzemyk i trzymajÄ…c w wyciÄ…g­
Courtney sądziła już, iż nie doczeka się odpowiedzi.
niętym ręku, wróciła do Chandosa. Wciąż spoczywał
- Mój przyjaciel - wyjaśnił w końcu.
na boku, lecz Courtney wiedziała, że choć już nie śpi,
jego stan nie uległ poprawie. Po co mu nawygadywała Oczy Courtney rozszerzyły się.
t
170
to akurat nie przyszło mu do głowy. I z najwyższą
 Dlaczego więc ten  przyjaciel" nie przyszedł i nie
wręczył mi tego zielska osobiście? Mógł sam wyjaśnić, niechęcią przyjmował jej pomoc.
co należy z nim zrobić.
 Chandos, czy ten twój przyjaciel wciąż kręci się
Chandos westchnÄ…Å‚.
w pobliżu?
 Chcesz go zobaczyć? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •