[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cichu zaczęła Austin.  Tu, przy tym stole.
 I je rozwiązujemy  podjął ojciec.  Razem. Jesteś dzisiaj moim
drugim klientem. Dallas siedział już dziś na tym krześle, podobny do
ciebie, z oczami smutnymi jak u basseta.
 Dallas stoi wobec wielkiej decyzji.
 Ano, stoi  kiwając głową, przytaknął Teddy.  Podejmie z
pewnością słuszną. Moje dzieci zawsze to robią.
 Tatusiu, czy zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym, że zawsze ty
jesteś przy tym stole, a nie mama?
 Nigdy i wiedz, że nie chciałbym zmienić jej ani na jotę. Kocham tę
kobietę taką, jaka jest. Wiem, że jedynie poklepywała was po łepetynach,
mawiając, byście nie martwili się tym, co was trapi. Serduszko moje, ona
jest cudowna. Jednak ty, Dallas i Houston wiecie, że nie zawsze można w
ten sposób traktować życiowe problemy. Toteż, moja kochana
dziewczyno, powiedz staremu ojcu, jak on ma na imię?
 Kto?
 Gość, przez którego masz spojrzenie basseta.
 Nie mówiłam nic, że chcę mówić o jakimś gościu.
 Austin, rozmawiasz ze swoim ojcem.
 Sam  westchnęła.  Ma na imię Sam. Samuel Carter z Carter,
Carter and Carter, Biura Prawniczego. Wspaniały Sam.
Teddy zaśmiał się.
 Wspaniały, naprawdę? Podoba mi się to słowo.  Spoważniał. 
Dobrze, niech zgadnę. Doszłaś do wniosku, że nie ma szans, byście
mogli być razem, ty i twój Wspaniały Sam, ponieważ ty jesteś inna.
RS
45
 Tak. Miałam parę potknięć i nabrał ciekawości. Jestem zazwyczaj
ostrożna, ale z nim czuję się taka zrelaksowana, że się zapominam.
 Och, Austin, nigdy sobie nie wybaczę, że pozwoliłem ci pójść do
tego instytutu. Byłem pewien, że tak będzie lepiej dla ciebie, ale się
pomyliłem.
 To nie twoja wina, że jestem taka, jaka jestem.
 Kochanie, wyczerpałem już wszystkie sposoby, by cię przekonać,
iż jesteś cudowną i dobrą dziewczyną. Nie możesz się tego ciągle
wypierać. Jesteś...
 Nie  przerwała Austin.  Nie mów. Nie chcę słyszeć tego
słowa.
Teddy chwycił ją za ręce.
 Owszem, powiem. Zbyt długo już milczymy, jako że cię to
porusza. Ganię ludzi z instytutu, że nie potraktowali cię jak człowieka.
Ale to stare sprawy. Jesteś geniuszem! Jesteś jednym z
najinteligentniejszych ludzi w tym kraju!
 Nie!  zaprzeczyła ze łzami napływającymi do oczu, próbując
wyswobodzić swe dłonie.
 Tak!  potwierdził, nie wypuszczając jej. Podniósł się, obejmując
jej drobną figurę potężnym ramieniem. 
Tak, moja kochana. Jak chcesz, to sobie płacz. Ale Austin, czy nie
pora przestać się chować? Nie mogę już na to patrzeć. Mieszkasz z nami
już prawie czwarty rok, a ciągle jeszcze się chowasz. Przestali. Słyszysz?
Skończ z tym.
 Och, tatku  chlipała mu na piersi.  Nie wiem, co z sobą zrobić.
Nie wiem, kim jestem. I teraz jeszcze ten Sam. I taki jest cudowny, ale
tak się boję, że jeśli się dowie, to będzie tak jak zawsze. Jestem
potworkiem! Nigdy nie chciałby mnie więcej zobaczyć, nie wiedząc, co
przy mnie robić i co mówić.  Zachłysnęła się szlochem. 
Rozgadałam się na temat słowa  burdel". Tatku, on wie. Domyśla się, że
coś ze mną jest nie tak.
 Cicho już powiedział, pocierając ją po plecach  bo dostaniesz
czkawki.
 A instytut przysłał mi list i...
 Co?  zesztywniał nagle Teddy.
 Nie przeczytałam go, bo wiem, czego oni chcą. Nie chcę do nich
wrócić. Nigdy.
RS
46
 Pewnie, że nie wrócisz, do diabła. Zostaw ich mnie i Houstonowi.
Dallas ma za dużo na głowie. Instytut nie będzie cię już więcej niepokoił.
Usiądz teraz przy stole.
Wyciągnąwszy z kieszeni chustkę, podał ją Austin.
 Wytrzyj nos.
Zrobiła, jak kazał, czując całe czteroletnie brzemię. Wydmuchała nos,
drżąc głęboko odetchnęła i popatrzyła na ojca.
 Tak lepiej  powiedział.  A teraz opowiedz mi o Samie.
 Odnawiamy mu dom. Och, tatku, on jest taki cudowny. Spotkałam
go, kiedy przeleciałam przez sufit. On był ubrany w samą bieliznę i był
po prostu wspaniały. Kiedy on mnie... nigdy nie czułam... A kiedy
mnie... och, byłam jak w niebie.
 Mogę pominąć chyba sufit i przebudowę. Jeśli remontujecie jego
dom, to Dallas i Houston musieli go też spotkać, tak?
 Oczywiście  przytaknęła pospiesznie  i naprawdę im się
podobał.
 Zwietnie. To by było na tyle. Kochanie moje, posłuchaj. Twoje
oczy nabierają specjalnego blasku, kiedy mówisz o Samie. Nigdy cię
takiej nie widziałem. Warto by sprawdzić, czy może być to coś
poważnego.
 Ale...
 Nie. Opowiedz mu, Austin. Opowiedz mu, że jesteś geniuszem.
 Nie rozumiesz. Mężczyzna nie potrafi zaakceptować...
 Ech  ponownie przerwał jej Teddy  tu mamy sedno...
Mężczyzna. Prawdziwy mężczyzna, mężczyzna, który jest wart mojej
kochanej Austin, nie będzie się ani trochę przejmował jej nietypowym
zachowaniem. Jeśli Sam Carter jest niezadowolony z twojej inteligencji,
to nie jest nic wart. Nie obchodzi mnie, jak on się prezentuje w bieliznie.
Czy Houston wie o tej bieliznianej scenie?
 Tak.
 To nie mogło być tak zle, jak zabrzmiało, bo Sam miałby złamany
nos. Austin, opowiedz Samowi...
 Ja... pomyślę nad tym.
 Zawsze to jakiś początek. I pamiętaj, że im pózniej, tym będzie ci
trudniej. Zrób to, Austia Dla siebie. Dla Sama.
Austin wstała i przeszła na drugą stronę stołu, żeby zarzucić ojcu ręce
na szyję.
 Dzięki, tatku. Jesteś taki kochany.
RS
47
 Ty też, moja szczebiotko. Zrobisz to, co słuszne, tak samo jak i
Dallas.
 Wkrótce z tobą porozmawiam  zawołała, wychodząc tylnym
wyjściem.
Teddy popatrzył w ślad za nią, po czym podszedł do telefonu na
ścianie i wykręcił numer.
 Houston? Wiem, że jutro pracujesz, ale w niedzielę musimy się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •