[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dotyk jego dłoni, gdy jeszcze w półśnie splotła palce z jego
palcami. To wspomnienie wzbudzało przyjemny dreszczyk i
dziwną tęsknotę. Za każdym razem, gdy na niego patrzyła,
przypominała sobie ciepło jego ciała i oblewała ją falą gorąca.
- Twój samochód został wstawiony do garażu - odezwał
się Wes zajęty krojeniem befsztyka. - W razie potrzeby wez
cadillaca. Kluczyki są w stacyjce. Chyba że wolisz jezdzić
dużym kombi.
Jego słowa wyrwały ją z zamyślenia, wbiła w niego
wzrok. Wes wcale tego nie zauważył, dopiero gdy nic nie
odpowiedziała, spojrzał na nią pytająco.
- Ja... wolałabym nie - odrzekła cicho. Wprawdzie jej
samochód nie rzuca na kolana, ale nie jest zły. Czyżby miał
zastrzeżenia i nie życzył sobie, by jego żona jezdziła mało
imponującym pojazdem? Wes popatrzył na nią badawczo.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego?
- Bo sama za siebie płacę - odparła wprost. Nałożyła na
talerz trochę jajecznicy.
- Nie popędziłem dziś skoro świt do miasta po nowe
samochody, one tu już były. Mieszkasz w moim domu, śpisz
w moim łóżku, dzielisz ze mną życie - powiedział spokojnie. -
Używanie moich samochodów jest czymś zupełnie
naturalnym.
Wspólne życie. Zakręciło się jej w głowie, przeszył ją lęk.
Przecież to tylko na niby. Mieszkają razem, ale każde z nich
ma swoje życie.
Jednak w tym stwierdzeniu było coś świętego, coś, od
czego topniało jej serce, i nie mogła się zmusić, by
zaprzeczyć.
- Ja mam bardzo niewiele - zaczęła cicho. - Nie chcę, by
ktokolwiek mógł mi zarzucić, że wyszłam za ciebie dla
pieniędzy albo że nie mogłam się powstrzymać, by jak
najszybciej zacząć ze wszystkiego korzystać.
- To dlatego uparłaś się, że sama zapłacisz za zakupy w
Las Vegas?
Znieruchomiała.
- Panna młoda sama kupuje sobie ślubną suknię.
- A żona ma prawo do wszystkiego, co posiada jej mąż -
zaakcentował dobitnie.
Miała nadzieję, że nie zacznie teraz wymieniać, czego
zwykle oczekuje się od żony. Zwłaszcza tego, czego nie
mogła spełnić. Na wszelki wypadek zmieniła temat.
- Mówisz o normalnym małżeństwie. Ale my
podpisaliśmy umowę przedślubną.
- Jesteśmy normalnym małżeństwem. Tak normalnym, że
jedyną drogą, by to zmienić, jest rozwód. Umowa przedślubna
określa tylko, co się komu należy, jeśli do czegoś takiego
dojdzie.
Jeśli do tego dojdzie. Te słowa poruszyły ją tak bardzo, że
widelec niemal wypadł jej z dłoni. Położyła rękę na stole.
- Dlaczego mówisz takie rzeczy? - wyszeptała, za pózno
zdając sobie sprawę z tego, co mówi.
Wes odchylił się do tyłu, popatrzył na jej zaróżowioną
twarz, jakby spodziewał się takiej reakcji.
- Jakie rzeczy? - zapytał wolno, zniżając głos. - %7łe jeśli
dojdzie do rozwodu?
Nie odpowiedziała, bo oboje dobrze wiedzieli, co miała na
myśli. Liczyła, że jeśli nie podejmie tematu, Wes przestanie
dociekać. Ale gdy popatrzyła na jego pociemniałe oczy,
wiedziała, że się przeliczyła.
- A jeśli ci powiem, że od ślubu w Las Vegas zmieniłem
pogląd na wiele spraw? - Jego szczerość zbiła ją z tropu.
- Zakładaliśmy, że wszystko powinno pójść jak po maśle,
że sprawa jest jasna. Ale czekała nas niespodzianka. Dlatego
muszę się dobrze zastanowić, nim zacznę myśleć o rozwodzie.
Poczuła, że brak jej powietrza.
- Tu nie ma się nad czym zastanawiać.
- A ja myślę, że jest - powiedział z takim przekonaniem,
że nie mogła tego tak zostawić.
- Nie myślisz tego naprawdę.
- Czego?
Nie zastanawiając się, co robi, wypaliła żarliwie:
- %7łe mógłbyś mnie po... - urwała gwałtownie, zmartwiała
z trwogi. - %7łe to małżeństwo mogłoby trwać.
- Już na samym początku powiedziałem ci, że zawsze
myślę to, co mówię.
Odrzuciła serwetkę z kolan, podniosła się. Była tak
wzburzona, że na nic nie zważała. Co z tego, że jest w połowie
śniadania! Wes odłożył serwetkę, też wstał. Przyglądał się jej
uważnie. Czuła, że jej nie zostawi, że pójdzie za nią.
- Halona, dlaczego ciągle czujesz się taka zagrożona?
Z trudem oddychała. Czuła się tak wyczerpana, jakby
właśnie skończyła bieg. Dlaczego on tak ją dręczy, czemu nie
ma dla niej choćby odrobiny litości? Wie, jak to by się
skończyło. Nawet jeśli chciałby z nią być, jeśli rzeczywiście
teraz wydaje mu się, że jest odpowiednią żoną, to jest to tylko
chwilowe przeświadczenie, coś, co szybko się zmieni. I wtedy
ją zostawi. Gdy pozna ją lepiej, przekona się, że jest w niej
coś, co sprawia, że nie da się jej pokochać. Wtedy porzuci ją
bez żalu, jak nieprzydatną już koszulę.
- Halona? - odezwał się cicho.
- Do tej pory jakoś udawało mi się żyć - odparła, hamując
wzbierającą w niej frustrację. - Nie pozwolę ci tego zmienić.
Nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej, niż ustaliliśmy, że
coś nas łączy. Oboje wiemy, że to niedługo się skończy.
- Skąd możemy to wiedzieć?
To zadane cichym głosem pytanie trafiło w najczulsze
miejsce.
- Nie jestem kimś, kogo chcesz. Wes uśmiechnął się
lekko.
- Ja sam jeszcze do końca nie wiem, czego naprawdę
chcę. Więc skąd ty możesz to wiedzieć? Patrzyłaś w szklaną
kulę?
Uczucia, jakie przepełniały ją dziś rano, rozwiały się. Dała
się zwieść, otumanić. Teraz to się obraca przeciwko niej. Wes
przestał się uśmiechać, spoważniał.
- Kiedy przedwczoraj przyszłaś do mnie z propozycją,
zdecydowałem się zaryzykować. Lecz zrobiłem to nie dla tego
kawałka ziemi, ale z powodu ciebie. - Popatrzył na pobladłą
twarz dziewczyny. - Zaintrygowałaś mnie i zafascynowałaś
jako kobieta. Tak mocno, jak jeszcze nikt dotąd. Dlatego się
zgodziłem. Inaczej od razu bym się z tobą pożegnał i po pięciu
minutach zapomniał, jak w ogóle wyglądasz.
- Przestań... - wydusiła łamiącym się głosem. Bała się, że
jeszcze chwila, a straci panowanie nad przepełniającą ją
tęsknotą i lękiem.
- Halona, proszę cię jedynie o trochę czasu i może jakąś
szansę. - W jego oczach malowała się szczerość i czułość.
To było ponad jej siły. Odwróciła wzrok, rozpaczliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •