[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przebrała. Miała na sobie białe, bawełniane spodnie i ró\ową
bluzkę.
- Gotowa do kolacji?
- Kiedy tylko zechcesz. - Zatrzepotała zalotnie rzęsami.
- Nie musisz być taka uprzejma!
- A jak inaczej mamy dać sobie z tym radę?
- Spaliśmy ze sobą, Katrin. Zapomniałaś?
- Ja spałam. Ty wyszedłeś. Wzdrygnął się.
- Dobrze, dobrze. Chodzmy do kuchni.
- Wolałabym, \ebyś najpierw wło\ył coś na siebie -
rzuciła z irytacją.
- Przecie\ jestem ubrany.
- Dlaczego odszedłeś w środku nocy, Luke? - spytała
cicho.
- Dlaczego powiedziałaś przez telefon, \e nie będziemy
kochać się ju\ nigdy więcej?
- Nie wiem, dlaczego miałabym odpowiadać na to
pytanie.
- W porządku. Tak będzie lepiej dla nas obojga
Popatrzyła nań przeciągle.
- W całym domu nie widziałam ani jednej fotografii. Nic
osobistego. Ten dom wygląda jak z \urnala. Doskonały i
bezduszny. Masz jakieś zdjęcia rodziców?
- Jak widać, nie mam - warknął. I przeszedł do ataku. -
Jesteś w cią\y, Katrin? Za drugim razem nie u\yliśmy
niczego.
- Nie. Nie jestem.
Odetchnął. I ruszył do kuchni. Równie doskonałej i
bezdusznej jak reszta domu.
- Jedzmy. Pomyślałem, \e przeniesiemy się na taras.
Otwarł lodówkę.
- W szafce nad zlewem są talerzyki do sałatek. Ja
podgrzeję kurczaka i chleb czosnkowy.
Kuchnia była wielka. Lecz gdy wyjmował półmisek na
kurczaka, zderzył się z Katrin, która właśnie odwróciła się, by
zapytać go o coś. Półmisek wylądował na stole, a Luke
chwycił ją w objęcia i pocałował. Po krótkim wahaniu,
odpowiedziała tym samym. On płonął cały po\ądaniem.
Niecierpliwie wcisnął dłonie pod ró\ową bluzeczkę.
- Nie, Luke! - Odepchnęła go. - Nie powinniśmy.
- Dlaczego? Oboje tego chcemy.
- Ustaliliśmy się, \e nie powinniśmy tego robić.
- Umowy mo\na renegocjować.
- Nie zniosę tego po raz kolejny - powiedziała. - To dla
mnie zbyt wiele!
Przecie\ jednak nie zapomniał, dlaczego przyjechała.
- Jesteś u kresu wytrzymałości, prawda? - powiedział
powoli.
- Właśnie! Nie rozumiesz? Popełniłam największy błąd
mego \ycia, wychodząc za Donalda. Za bardzo bogatego
człowieka. I oto znów jestem w tym mieście, związana z
innym bogatym mę\czyzną.
- Nie prowadzę ciemnych interesów - zauwa\ył cierpko. -
I nie proszę cię o rękę.
- To prawda. Przecie\ nie prosisz? - Zabrzmiało to bardzo
dziwnie. - Zostanę tutaj przez trzy dni. Chcesz zatem
powiedzieć, \e mamy przed sobą trzy doby na seks? Trzy noce
powinny nam wystarczyć? To sugerujesz?
- Jesteś cholernie okrutna!
- Mówię, co czuję.
- Posłuchaj - zaczął Luke ostro\nie - przed tobą bardzo
cię\ki dzień. Zawrzyjmy rozejm. Przynajmniej do chwili,
kiedy skończysz z policjantami i fantastycznymi prawnikami.
- A potem co? Wrócimy do punktu wyjścia?
- A czemu by nie? - Uśmiechnął się. - To był bardzo
ładny pocałunek.
- Przychodzi mi do głowy kilka słów, na opisanie tego
pocałunku. Ale nie ma tam słowa  ładny".
- O? A jakie są? Wsparła się pod boki.
- Jesteś okropnie denerwującym człowiekiem, Luke'u
MacRae. A tak przy okazji spytam, czy masz jakieś drugie
imię?
- Tam, skąd pochodzę, nikt nie zawracał sobie głowy
drugimi imionami - mruknął i ugryzł się w język.
- Gdybym teraz spytała, skąd pochodzisz, zamknąłbyś się
jeszcze szczelniej ni\ mał\ w skorupie.
Przeczesał palcami mokre od potu włosy.
- Kolacja. Na tarasie. Czy nie po to tu przyszliśmy?
Zdjęła z wieszaka białą ściereczkę do naczyń i zamachała mu
przed nosem.
- I rozejm. Nie zapomnij o rozejmie - zawołała.
Niespodziewanie wybuchnął śmiechem.
- Nie pozwolisz mi zapomnieć - powiedział.
- W lot to pojąłeś. Jakiego kurczaka kupiłeś? Kwadrans
pózniej siedzieli na tekowych krzesłach przy suto
zastawionym stole. W wieczornej szarówce nikły szczyty
wzgórz. Luke napełnił winem kieliszki.
- Za lepsze dni - powiedział.
- Wypiję za to. - Ułamała kawałek gorącego chleba
czosnkowego, oblizała palce i westchnęła. - Czuję się
znacznie lepiej. Porozmawiajmy o filmach albo o Pary\u.
Albo o tym, \e boisz się wę\y.
- Pająków bardziej - powiedział powa\nie. I posłusznie
zapytał, jaki film oglądała ostatnio, zagrzebana w miejscu
takim, jak Askja. Rozmowa rozkręcała się powoli. I w pewnej
chwili Luke zorientował się, \e opowiada jej o swoich
podró\ach do kopalni w Arktyce. Była bystra, inteligenta i
ciekawa nowości.
- Jesteś dobrą słuchaczką - powiedział, podając jej obraną
brzoskwinię.
- Przez tę godzinę dowiedziałam się o tobie więcej ni\ od
początku naszej znajomości. - Zlizała brzoskwiniowy sok z
palców. - Oprócz mo\e chwil spędzonych w łó\ku.
Ostrze no\a znalazło się nagle niebezpiecznie blisko jego
palców.
- Czego wtedy dowiedziałaś się o mnie?
- Jak bardzo starannie strze\esz siebie i swoich tajemnic. I
jak namiętny potrafisz być, gdy pozwolisz sobie na skruszenie
tych barier.
- A czy miałem wybór? - rzucił. - Myślałem, \e
ogłosiliśmy rozejm - dodał po chwili.
- Dlaczego wyjechałeś w środku nocy? - Spytała
ponownie. Jej oczy zalśniły groznie.
- Jesteś jeszcze gorsza ni\ ci dziennikarze!
- Nie, nie jestem, poniewa\ wielkie znaczenie przykładam
do odpowiedzi. Nie widzisz tego? Pokazałeś mi skrawek
prawdziwego człowieka i uciekłeś jak szalony... Dlaczego,
Luke?
Gwałtownie odsunął krzesło.
- Podawać kawę? Czy nalać ci jeszcze wina?
- Znowu to robisz!
- Masz wybór, Katrin - powiedział lodowatym głosem. -
Mo\esz przyjąć mnie takim, jakim jestem. Albo dać sobie
spokój.
- To nie jest wybór. To ultimatum. Wiesz o tym dobrze.
- Tylko to mogę ci zaoferować.
- Dziękuję za kawę. Dziękuję za wino - powiedziała. - Idę
do łó\ka. Do zobaczenia rano. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •