[ Pobierz całość w formacie PDF ]

które się nazywa skarbami narodowymi. Arystokrata bombarduje lokaja listami, że potrzebuje
pieniędzy, a ponieważ tych przedmiotów wywiezć nie sposób, więc lokaj pozbywa się ich w
kraju, a przemyca tylko pieniÄ…dze?
- Mnie chodzi o człowieka, który sprzedaje przez pośredników przedmioty
pochodzące z getta łódzkiego.
Wzruszył ramionami.
- Przecież to trudno stwierdzić, jakie jest pochodzenie każdego konkretnego
przedmiotu. Może on sprzedaje rodzinne pamiątki swego pana, a może przedmioty z getta?
- Więc tym bardziej niech pan powie - rzekł Henryk. I dodał: - Oświadczam panu, że
wiadomości otrzymanych od pana nie przekażę od razu milicji. Postaram się tę sprawę sam
zbadać i dopiero potem uczynię tak, jak będzie mi nakazywać sumienie.
Jeszcze długą chwilę Skarżyński namyślał się, rozważał w sobie czy udzielić
informacji.
- Proszę pana - powiedział w końcu - być może, postępuję bardzo niewłaściwie.
Wskażę jednak kogoś, kto niekiedy pozbywa się dość cennych starych przedmiotów. Czyni to
tylko przy pomocy pośredników, kiedyś nawet i mnie poprosił o sprzedaż, obiecując pewną
gratyfikację. Uczyniłem to zresztą, bo któż nie chce zarobić bez zbyt wielkiego wysiłku. Po
prostu zawiozłem ów przedmiot do warszawskiej Desy i oddałem w komis, a gdy znalazł się
nabywca, zainkasowałem pieniądze, zwróciłem część właścicielowi, a resztę zatrzymałem dla
siebie, zgodnie z naszÄ… umowÄ….
- Gdzie mieszka ten facet? Jak siÄ™ nazywa?
Skarżyński spojrzał na zegarek.
- Jest teraz akurat godzina czternasta i trzydzieści minut. O piętnastej odchodzi
autobus do Rawy Mazowieckiej. Musi pan dojechać autobusem aż do toru kolejowego
łączącego Koluszki ze Skierniewicami i wysiąść na przystanku tuż koło wielkiego nowego
magazynu zbożowego.
- Wiem, gdzie to jest.
- Potem należy przejść pieszo aż do rogowskiego lasu i tam skręcić w lewo. W lesie
napotka pan zrujnowane gospodarstwo.
Będzie to znak, że idzie pan we właściwym kierunku. Dalej już sama droga
zaprowadzi pana aż na skraj lasu, gdzie jest mała wioska. Nazywa się Szeroka Droga. W
wiosce zobaczy pan ładny murowany domek leśniczego. Otóż w sąsiedztwie leśniczego ma
gospodarstwo człowiek, o którym mówiłem. Nie wiem, jak się nazywa, ale przecież dowie się
pan tego już na miejscu. Ów czÅ‚owiek jest niskim, czterdziestoletnim mężczyznÄ…, brak mu z
przodu dwóch zębów. %7łałuję, że nie mogę pana odwiezć swoim samochodem.
- Sprzedał go pan? - zainteresował się Henryk.
- Jeszcze nie. Od kilku dni znajduje się w naprawie u nas w Brzezinach. Miał być
gotowy już dzisiaj, ale nasi mechanicy nie należą do ludzi, którzy cenią daną obietnicę.
- Pojadę autobusem - zdecydował Henryk.
- Ja jednak zajrzę do warsztatu i jeśli okaże się, że dotrzymali , słowa, wówczas
postaram się pana dopędzić.
Dotknął ręką laseczki Henryka.
- Bardzo ładna. Na pewno oglądają się za panem na ulicy. Młody człowiek ze
staroświecką laseczką.
Henryk uśmiechnął się.
- Ta laseczka ma tajemnicę - rzekł.
Jeszcze raz rozejrzał się po mieszkaniu Skarżyńskiego.
- Pan jest kawalerem? A może wdowcem?
- Mieszkałem tu z kobietą. Odeszła ode mnie. Henryk wyszedł na ulicę, minął
ryneczek i skręcił w boczną uliczkę prowadzącą do stacji PKS. Tu natknął się na Rosannę.
Z gniewu aż mu w oczach pociemniało.
- Zledzisz mnie? Zledzisz?
- Byłam ciekawa, czy przyjąłeś zaproszenie Julii. Przyznaj się. Julia tu przyjedzie po
ciebie?
- Głupia jesteś, Rosanno. Gdybym chciał przyjąć zaproszenie Julii, stałoby się to tam,
przed redakcjÄ….
- Więc po co tu przyjechałeś? Dlaczego nie chciałeś spędzić ze inną całego dnia?
- Szukam mordercy. Czy nie rozumiesz, że szukam mordercy?
W Brzezinach? - powątpiewała.
Oburzył się:
- Natychmiast wsiadaj w autobus i wracaj do Aodzi.
- Więc jednak Julia ma tutaj przyjechać?
Odwrócił się od Rosanny i pomaszerował w stronę stacji autobusowej.
Dogoniła go jednak i wsunęła mu rękę pod ramię.
- Henryku, jeśli nie umówiłeś się z Julią, to dlaczego znowu chcesz się mnie pozbyć?
Skoro szukasz mordercy, to ja mogą ci w tym pomóc.
Zatrzymał się. Postanowił być szczery choć ta szczerość miała być dla Rosanny
bardzo przykrÄ….
- Zbliżamy się do kulminacyjnego punktu w historii potrójnego, a może nawet
poczwórnego morderstwa. Zabójstwo Kobylińskiego przekonało mnie, że morderca jest
gotów na wszystko, nie cofnie się przed następną zbrodnią. Zmierć Kobylińskiego nakazuje
ostrożność. Jest przecież coś podejrzanego w fakcie, że giną ludzie, z którymi wchodzę w
kontakt.
- Lękasz się, że mnie zabiją? - spytała cicho.
- Morderca zdaje się wiedzieć o każdym mym kroku, o każdym mym posunięciu.
Jakby obok mnie był ktoś, kto go nieustannie informuje.
- Rozumiem... - zacisnęła usta.
- Wiesz dobrze, że od pewnego czasu nie wierzę już żadnemu twemu słowu. Nie
wiem, kim jesteś i nie wiem, czym jesteś. Wmawiasz mi, że nie miałaś pistoletu w torebce,
choć ja ten pistolet dokładnie widziałem. Mam więc prawo ci nie ufać i dlatego nie chcę cię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •