[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A jednak zastanawia mnie sposób, w jaki to powiedział - ciągnął Jupe. - Wyraznie
chciał zwrócić na to naszą uwagę. Lecz nadal nie rozumiem, czemu podawał się za ojca
Constance, chyba że...
Jupe rozmyślał nad czymś przez chwilę. Przypomniał sobie sposoby w jaki
mężczyzna opuszczał biuro i zamykał drzwi za sobą oraz jego zaskoczenie na widok
chłopców.
- Chyba że szukał czegoś w biurze kapitana Carmela. Może nawet przeszukiwał cały
dom.
- Ale po co? - zapytał Bob. - Facet nie wyglądał mi na złodzieja. Czego mógł tam
szukać?
- Informacji - odparł Jupe. - Może przyjechał do San Pedro z tego samego powodu, co
my. Zobaczyć, czego się można dowiedzieć o Constance Carmel i kapitanie. I kiedy po
wyjściu natknął się na nas, musiał jakoś wytłumaczyć swoją obecność w biurze. Pierwsze, co
mu przyszło do głowy, to udawać kapitana Carmela.
Pierwszy Detektyw wstał z fotela.
- OK. Na siodełka i w drogę.
Pete zdjął nogi z szafki na dokumenty i również wstał.
- Chyba nie pojedziemy na rowerach do domu Slatera? Bo jeśli tak, to głosuję za
zabraniem wałówki - kilku kanapek ciotki Matyldy. Jestem za żytnim chlebem z szynką i
żółtym serem...
- Nie - przerwał mu Jupe, podnosząc właz do Tunelu Drugiego. - Nie jedziemy do
Slatera. Wrócimy do  Zwiata Oceanu porozmawiać z Constance Carmel.
Przed zejściem do Tunelu zatrzymał się i dodał:
- Pora na odsłonięcie kart.
Do zamknięcia  Zwiata Oceanu zostało jeszcze sporo czasu, więc Trzej Detektywi
nie musieli się spieszyć. Przyjechali na parking i czekali przy białym pikapie, aż Constance
Carmel skończy pracę.
Wieczór był chłodny. Constance Carmel ukazała się w bramie wyjściowej. Pod pachą
niosła zwiniętą aksamitną sukienkę. Wydawało się, że - jak pingwiny - nie odczuwa wcale
chłodu. Jak zwykle miała na sobie kostium i sandały.
- Cześć - odezwała się na widok chłopców. - Szukacie mnie?
- Panno Carmel - Jupiter wystąpił do przodu. - Wiem, że już dość pózno i jest pani
pewnie zmęczona. Ale czy nie mogłaby pani poświęcić kilku minut?
- Nie jestem zmęczona - odparła, patrząc na Jupitera z góry. Była od niego wyższa o
jakieś sześć cali. - Ale mam coś do załatwienia. Czy możecie wrócić tu jutro?
- Lepiej pomówmy już dziś - Pierwszy Detektyw starał się być jak najwyższy -
Chodzi o...
- Jutro - powtórzyła Constance. - Powiedzmy w południe.  Ruszyła przed siebie,
sądząc, że Jupe ustąpi jej z drogi.
Lecz Pierwszy Detektyw nie ruszył się z miejsca. Odetchnął głęboko i wymówił jedno
słowo, głośno i wyraznie:
- Fluke.
Constance Carmel zatrzymała się. Oparła ręce na biodrach i spojrzała na Jupe a nieco
podejrzliwie.
- Czego chcecie od Fluke'a?
- Niczego - odparł Jupe z uśmiechem. - Bardzo się cieszymy, że jest cały i zdrowy w
basenie pana Slatera. I wiemy, że pani się nim dobrze opiekuje. Chcielibyśmy jednak
pomówić z panią o kilku sprawach.
- Chcemy pani pomóc, panno Carmel - wtrącił Bob łagodnie. - Naprawdę.
- W czym pomóc? - Constance Carmel odwróciła się do niego z wyzywającym
spojrzeniem. - W jaki sposób?
- Chyba ktoś panią śledzi - powiedział Pete. - Przed biurem kapitana Carmela w San
Pedro spotkaliśmy dziś człowieka, który udawał przed nami pani ojca.
- A przecież nie mógł nim być, prawda? - zauważył Jupe. - Ponieważ pani ojciec
stracił podczas sztormu łódz i teraz leży w szpitalu.
Constance Carmel zawahała się. Wreszcie z uśmiechem powiedziała:
- A więc rzeczywiście jesteście detektywami.
- Owszem, zgodnie z tym, co mówi nasza wizytówka - odwzajemnił jej uśmiech Pete.
- OK. - Constance Carmel sięgnęła do kieszeni sukienki i wyjęła z niej kluczyki
samochodowe. - W takim razie może się przejedziemy i porozmawiamy w drodze?
- Dziękujemy, to bardzo miło z pani strony - zgodził się Jupe.
- Constance - powiedziała dziewczyna, otwierając drzwi samochodu. - Mów do mnie
po prostu Constance, a ja będę do ciebie mówiła Jupiter.
- Jupe. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •