[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jego uwagę. Wyraz jego twarzy zupełnie się zmienił. - Widzę, że ty nie miałaś podobnego problemu.
132
Jackie Braun
Sam podążyła oczami za jego wzrokiem. Na progu sali balowej stał jej ojciec.
- A on co tu robi? - syknęła.
Michael odwrócił się do niej gwałtownie.
- Nie wiedziałaś, że przyjdzie?
- Nie. Powiedział, że ma pózne spotkanie z... potencjalnym klientem - dokończyła, czując że ogarnia
ją furia.
Randolph w oficjalnym stroju przemierzał salę balową jak prawdziwy profesjonalista, ściskając ręce,
klepiąc po plecach i przedstawiając wszystkim Rogera Loutena, najnowszy nabytek swej agencji. Gdy
dostrzegł Sam, jego stu-watowy uśmiech przygasł. Czuł się winny, bo został przyłapany, czy był tylko
zirytowany? W tym momencie Sam nic a nic to nie obchodziło.
Zobaczyła, jak ojciec pochyla się, by powiedzieć coś do Rogera. Najwyrazniej się usprawiedliwiał.
Chwilę pózniej przyłączył się do niej i do Michaela.
- Witaj, Samantho.
Rozmyślnie zignorował Michaela, który cofnął się i powiedział:
- Poszukam nam miejsc.
- Co ty tu robisz? - zapytał ojciec przyciszonym głosem, gdy zostali sami.
- Chyba mogłabym powiedzieć, że mam pózne spotkanie z potencjalnym klientem - odparła,
parafrazując jego słowa. - Myślę, że oboje wiemy, kim jest ten potencjalny klient. Jak możesz cały
czas działać za moimi plecami, tato?
- Nie działam za twoimi plecami. Po prostu chcę ci zaoferować pomoc. Jesteśmy w tej samej drużynie,
nie pamiętasz? To Michaela Lewisa powinnaś się strzec.
Siedem lat marzeń
133
Ona nie do końca tak to widziała. Michael może i jest jej rywalem, ale ma znacznie więcej szacunku
dla jej umiejętności niż jej własny ojciec. Szczerze mówiąc, gdyby miała określić, kto jest jej
przeciwnikiem, szybciej wskazałaby Rogera.
- Dlaczego Roger tu jest, tato? Stwierdziłeś, że potrzebuję pomocy i dlatego przyprowadziłeś kogoś,
kto pracuje w naszej agencji niecały rok?
- To nie tak. - Mówiąc to, Randolph uciekł wzrokiem w bok i szarpnął wąsy, udowadniając Sam, że
jest tak, jak ona myśli. - To bystry młody człowiek, tylko jeszcze trochę zielony. Myślałem, że oboje
odniesiecie korzyści ze wspólnej pracy nad tym projektem.
- A kiedy zamierzałeś mi o tym wspomnieć? - Potrząsnęła głową. - Nie, właściwie chcę tylko
wiedzieć, kiedy podjąłeś tę decyzję.
- Roger pracuje nad projektem od dwóch tygodni. Ty zmierzałaś donikąd, Sam.
Z trudem zachowała spokój. Podniosła głos tylko o jeden ton.
- Wypraszam sobie! Godzinami badałam rynek i opracowywałam strategię.
- To twój mocny punkt - zgodził się Randolph na zachętę. - Roger jest jednak znacznie bardziej
agresywny niż ty. Zdążył już nawiązać kilka kontaktów z ludzmi Sidney.
Sam ze świstem wypuściła powietrze.
- Mimo tego jesteśmy tu dzisiaj oboje, próbując wyżebrać u niej kilka minut - zauważyła zimno. -
Wygląda mi na to, że ten twój cudowny chłopiec wcale nie jest taki cudowny, a ja nie zamierzam
dzielić się z nim moim klientem. I nie dbam o to, czy jesteśmy w tej samej drużynie.
134
Jackie Braun
- Decyzja nie należy do ciebie. 1 Sam skrzyżowała ramiona.
- Powinna należeć do mnie, i ty doskonale o tym wiesz. To ja pierwsza usłyszałam tę pogłoskę i
zaczęłam ślęczeć nad tym projektem. O tym też wiesz, bo z uporem maniaka śledziłeś każdy mój krok.
- Przykro mi, Sam. Nie możemy pozwolić, żeby tak duży klient wybrał usługi konkurencji.
-1 po siedmiu latach mojej pracy w Bradford nadal masz tak mało wiary w moje umiejętności, że
twoim zdaniem bym do tego dopuściła?
- To nic osobistego.
Czy wykpiłby się tą samą wymówką, gdyby zdecydował się przekazać w ręce kogoś innego zarząd
nad agencją?
- Bzdura, tato. To jest w całości sprawa osobista. Nigdy we mnie nie wierzyłeś. Nie wtedy, kiedy
miałam dwanaście lat, dwadzieścia, czy nawet teraz, po trzydziestce. Twoim zdaniem Sonya nigdy nie
popełniała błędów, a ja nie potrafiłam niczego zrobić dobrze.
- Sam, proszę cię. - Przewrócił oczami. - To nie czas na kobiece histerie i sprzeczki rodzinne.
Zignorowała komentarz o histerii, ale nie potrafiła przejść do porządku nad tym drugim.
- A kiedy jest czas na sprzeczki rodzinne? Rzadko spotykamy się po pracy, tato. Skoro już poruszasz
ten temat, to ci powiem, że nasza relacja jest zdecydowanie bardziej zawodowa niż osobista.
- Ten Lewis znów zaczyna cię buntować - rzucił. - Zawsze chciał zwrócić cię przeciwko mnie.
- Naprawdę myślisz, że musiał się tak bardzo starać? Sam już dawno temu tego dokonałeś.
Siedem lat marzeń
135
- Nie przeciągaj struny.
- Bo co? Wydziedziczysz mnie? Zwolnisz z pracy? -Westchnęła głęboko. - Czy to nie jedno i to samo,
jeśli chodzi o nas?
Randolph zacisnął szczęki. Spodziewała się wybuchu.
- Zostawmy to teraz, wrócimy do rozmowy w bardziej odpowiedniej chwili - powiedział tylko. -
Widzę, że Roger już zdołał nawiązać rozmowę z panią Dumont.
Wyglądał tak triumfująco, że Sam musiała się odezwać.
- Ja też rozmawiałam dzisiaj z Sidney. Przedstawiono nas sobie, zanim przyjechałeś.
Randolph zmrużył oczy, ale przynajmniej znów przykuła jego uwagę. -I?
- Obiecała mi pózniej poświęcić chwilę - nagięła prawdę Sam. Wskazała palcem na Rogera, który
najwyrazniej spotkał się z równie chłodnym przyjęciem, jak wcześniej ona. - Chyba nieszczególnie
podoba się jej nagabywanie przez kolejnego pracownika agencji Bradford.
Ojciec pokiwał zazdrośnie głową.
- Roger i ja wyjdziemy po kolacji. Lepiej, żebyś po dzisiejszym wieczorze miała dla mnie coś
konkretnego, bo inaczej będę musiał pomyśleć o dokonaniu pewnych zmian.
Poczuła się urażona zawoalowanym ostrzeżeniem. Co gorsza, jej żołądek zacisnął się ze strachu w
węzeł. Doskonale pamiętała to uczucie z dzieciństwa.
- Oczywiście - zdążyła dodać, zanim wrócił Michael. -Pamiętasz Michaela? - zwróciła się do ojca
niezręcznie.
- Aż za dobrze - mruknął Randolph, odwracając wzrok. Nie podał mu ręki na powitanie.
Michael zignorował tę nieuprzejmość.
136
Jackie Braun
- Jak się masz, Randolph? Dawno 'się nie widzieliśmy.
- Nie dość dawno. I wolałbym zostać dla ciebie panem Bradford.
- Ojej, i pomyśleć, że gdyby w przeszłości wszystko potoczyło się inaczej, mówiłbym do ciebie tato.
Wargi Sam wygięły się w uśmiechu, a twarz jej ojca przybrała kolor purpury. Panowie nigdy się nie
dogadywali, a Randolpha niewymownie drażniło to, że nie jest w stanie onieśmielić tego młodego
człowieka.
Odwrócił się do Sam.
- Jeśli poważnie się zastanowisz nad tym, o czym właśnie rozmawialiśmy, Samantho, może pomyślisz
dwa razy, zanim następnym razem zdecydujesz się na jego towarzystwo.
Jej rozbawienie wyparowało w jednej chwili.
- Dobrze.
- Zwietnie. - Randolph błysnął uśmiechem w kierunku Michaela. - Zajmiemy ci z Rogerem miejsce
przy naszym stoliku.
- To nie będzie konieczne. - Sam ujęła Michaela pod ramię. - Mam inne plany. Do zobaczenia w
poniedziałek rano.
ROZDZIAA DZIESITY
Michael w milczeniu prowadził Sam do krzeseł, które dla nich zarezerwował przy stoliku blisko
sceny. Był zadowolony i nieco zaskoczony tym, że Sam postawiła się ojcu, ale nie sądził, aby doceniła
w tym momencie jego uznanie. Wyglądała, jakby miała zamiar za chwilę eksplodować.
Dosiedli się do dwóch osób. Przedstawili się sobie nawzajem i wymienili z towarzyszami kolacji kilka
uprzejmych uwag. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •