[ Pobierz całość w formacie PDF ]

11
KLUCZ DO MIASTA
Strona 54
Carter Lin - Conan wyzwoliciel
Armia powstańcza bez przeszkód maszerowała przez środkową Aquilonię, gdzie stada rasowych koni i
bydła pasły się na bujnej trawie, a zamki dumnie wznosiły ku niebu swe baszty o karmazynowych,
purpurowych i złotych dachach. Droga kluczyła wśród wzgórz okrągłych jak poduchy i porośniętych bujną
roślinnością.
Jednak wzrok Conana, gdy z wysokości końskiego grzbietu patrzył na idących \ołnierzy, był śmiertelnie
powa\ny. Królewskie Wojska Pograniczne rozproszyły się jak liście na jesiennej wichurze, ale za to nowy
wróg, przed którym nie było \adnej obrony, począł nękać szeregi powstańców. Była to zaraza. Choroba
powalała ludzi dreszczami i gorączką, a potem pokrywała ich ciała szkarłatnymi plamami. Niewidzialny
demon przerzedzał oddziały Conana, zabierając więcej \ołnierzy ni\ nieustępliwy przeciwnik. Wielu
powstańców zostało w wioskach po drodze, wielu lękając się strasznej choroby uciekło, wielu zmarło.
 Ilu nas teraz jest?  zapytał Conan Publiusa wieczorem, gdy armia dotarła do wsi Elymia.
Skarbnik przejrzał swoje papiery.
 Około ośmiu tysięcy ludzi, generale, wliczając w to chorych, którzy jeszcze trzymają się na nogach.
 Na Croma! Było nas ponad dziesięć tysięcy, kiedy przekraczaliśmy Alimane. Potem doszło jeszcze
kilkanaście setek. Co się z nimi stało?
Trocero uniósł głowę.
 Niektórzy przyłączyli się do nas jak pan młody do oblubienicy, ale zmienili zdanie, kiedy przejście kilku
mil od rodzinnych stron wycisnęło z nich trochę potu. Zaczęli zamartwiać się o swoje rodziny i powrót do
domu na \niwa.
 Ta plamiasta zaraza powaliła prawie dwa tysiące  dodał Dexitheus.  Wypróbowałem ju\ wszystkie
zioła i proszki, by ją przepędzić. Bez skutku. Wydaje się, \e są w tym jakieś czary albo okrutne przeznaczenie
kieruje nasz los ku złemu końcowi.
Conan powstrzymał cisnące mu się na usta szydercze słowa. Po trzęsieniu ziemi nie mógł pozwolić sobie
na niedocenianie potę\nej magii swego przeciwnika.
 Gdyby udało się nam przekonać satyrów, \eby poszli z nami, zabierając swoje piszczałki  powiedział
Prospero  niewiele by znaczyło, \e jest nas tak mało.
 Ale postanowili nie opuszczać swych domostw w Puszczy Broceliańskiej  uciął Conan.
 Mogłeś pochwycić starego Zudika jako zakładnika, \eby ich zmusić  odrzekł Prospero.
 Ja tak nie postępuję  mruknął Conan.  Zudik okazał się przyjacielem w potrzebie. Nie
wykorzystałbym go wbrew jego woli.
Trocero uśmiechnął się łagodnie.
 Czy\ nie ty sam szydziłeś z księcia Numidora za honorowe postępowanie.
Conan chrząknął.
 U prymitywnych istot wódz ma niewiele władzy. Poza tym wątpię, czy gdyby nawet poprzysięgli Zudikowi
wierność w doli i niedoli, to pokonaliby swój lęk przed otwartą przestrzenią. Zamiast zajmować się duchami
martwej przeszłości, stańmy twarzą w twarz z przyszłością! Czy zwiadowcy nie donieśli czegoś nowego o
armii Ulrica?
 Nie meldowali o tym  powiedział Trocero  z wyjątkiem tego, \e dzisiaj z daleka ujrzeli kilku jezdzców,
którzy szybko zniknęli z pola widzenia. Nie wiemy, kim byli, ale zało\yłbym się, \e baronowie z Północy wcią\
opózniają marsz hrabiego Ulrica.
 Jutro  rzekł Conan  wezmę oddział i sam pójdę na zwiad. Reszta niech podą\a jak dotąd.
 Generale  sprzeciwił się Prospero  nie powinieneś się tak nara\ać! Dowódca powinien pozostawać
za liniami obronnymi, skąd mo\e nadzorować \ołnierzy, a nie ryzykować \ycie jak jakiś bezdomny
awanturnik.
Conan zmarszczył brwi.
 Je\eli ja tu dowodzę, to będę dowodzić tak, jak uwa\am za najlepsze!  Widząc zaś zmartwione oblicze
Prospera, dodał z uśmiechem:  Nie bój się, nie zrobię nic nierozwa\nego, ale nawet generał musi czasami
dzielić niebezpieczeństwa swoich ludzi. Poza tym, czy\ nie jestem bezdomnym awanturnikiem?
 Wydaje mi się  burknął Prospero  \e po prostu dajesz upust swej barbarzyńskiej \ądzy
bezpośredniego starcia.
Cymmerianin nie odpowiedział, ale uśmiech na jego twarzy nabrał nagle wilczych cech.
Droga ciągnęła się jak złota wstęga przed zwiadowcami rozglądającymi się uwa\nie na wszystkie strony.
Na czele jechał Conan, mając u boku kapitana Gyrto. Jezdzcy sunęli wśród falistych pagórków z lancami
opartymi o strzemiona. Kilku pojedynczych zwiadowców kluczyło po bokach zataczając szerokie koła po
płowych polach i sprawdzając pobliskie zagrody.
Wieśniacy pracujący na roli przerywali robotę i opierając się na grabiach lub motykach przyglądali się
przeje\d\ającym zbrojnym. Kilku zdobyło się na powitalne okrzyki, większość jednak zachowywała ponure
milczenie. Co jakiś czas Conan spostrzegał kobiety spieszące, by ukryć się przed wojskiem.
 Czekają, kto zwycię\y  stwierdził Gyrto.
 I bardzo dobrze  rzekł Conan  bo jeśli przegramy, wszyscy, którzy nam pomogli, drogo za to
Strona 55
Carter Lin - Conan wyzwoliciel
zapłacą.
Za następnym wzniesieniem w płytkiej dolinie znajdowała się większa wieś. Niewielki strumień wił się za
chałupami z cegieł z suszonej na słońcu gliny, zdą\ając na wschód ku Khorotasowi. W wolno płynącej wodzie
odbijały się pochylone wierzby.
Wieś, która dawała schronienie kilku setkom dusz, nie miała jakiejkolwiek ochrony. Dziesięciolecia pokoju
rozleniwiły mieszkańców tak bardzo, \e pozwolili, by stare wały obronne zostały rozmyte przez deszcze i
porosło je zielsko. Wieśniaków nie było nigdzie widać.
 Tutaj jest za spokojnie  mruknął Conan.  W taki pogodny dzień jak dziś powinno być widać
krzątających się ludzi.
 Być mo\e odsypiają południowy posiłek  zasugerował Gyrto.  Albo wszyscy z wyjątkiem starców [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •