[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tegosamego jeszcze dnia o pół do czwartej z południa Helena Gillet została
zaprowadzona na szafot przy dzwięku dzwonów, a przed orsza
kiem jechali trębacze i dęli z taką mocą w surmy, iż mieszkańcy, słysząc po domach
swych owe wrzaski, padali na kolana i zanosili do Boga modły na duszę tej, która za chwilę
umrzyć miała. Za trębaczami jechał konno zastępca prokuratora królewskiego w otoczeniu
służby. Za nim jechała na czarnym wózku, skazana ze stryczkiem na szyi, jak chciał wyrok
parlamentu. wToarzyszyło jej dwu Ojców Jezuitów i dwu Ojców Kapucynów, pocieszając ją i
pokazując Chrystusa, umierającego na krzyżu. W pobliżu znajdywał się kat z toporem i jego
żona z nożyczkami. Oddział łuczników otaczał wózek skazanej, a z tyłu cisnął się kto mógł i
wielki hałas czynił ten tłum, złożony z drobnomieszczan, piekarzy, rzezników i mularzy, oraz
hord dzieci obojga płci.
Orszak zatrzymał się na placu, zwanym Morimont nie dlatego jednak, że tutaj
odbywały się egzekucje zbrodniarzy, ale z powodu że stał tu dawnymi czasy pałac dostojnika
Kościoła tegoż nazwiska, posiadającego brylantowy krzyż i mitrę książęcą. Szafot z belek
zbudowany był na kamiennych schodach, przytykających do małej kapliczki gdzie zazwyczaj
zakonnicy odprawiali modły za duszę skazańca.
Helena Gillet wstąpiła na szafot po schodach w towarzystwie czterech zakonników,
kata i jego żony, kacicy, która zdjąwszy ze szyi skazanej stryczek, obcięła jej włosy
nożyczkami na dwie stopy conajmniej długiemi, a potem jej zawiązała oczy. Zakonnicy
zaczęli odmawiać modlitwy. Kata jednak ogarnęła nagle drżączka i pobladł, jak ściana. Zwał
się Szymon Długijaś, a mimoto Wzrost miał niewielki i był o tyle trwożliwy i łagodny, oile
żona jego, kacica wydawała się dzika i zajadła. Tegoż ranka przyjął w kaplicy więziennej
komunię świętą, a mimoto był zmieszany i nie miał odwagi uśmiercić młodej dziewczyny.
- Przebaczcie mi wszyscy, - rzekł zwracając się do tłumu - jeśli zle dokonam tego, co
jest moim obowiązkiem. Od trzech miesięcy trzęsie mnie febra i trapi gorączka naprzemian!
Potem, słaniając się na nogach, załamując ręce i Wznosząc w niebo oczy, upadł na
kolana przed Heleną Gillet, błagając ją dwukrotnie o przebaczenie. Poprosił jeszcze o
błogosławieństwo zakonników i gdy kacica ulokowała głowę delikwentki na pniaku, podniósł
topór w górę.
- Jezus! Marja! - krzyknęli zakonnicy, a ciężkie westchnienie wyrwało się z piersi
tanu. Ale cios, mający przeciąć kark skazanej, zwinął
się w uderzeniu i rozciął jej głęboko lewe ramię, a nieszczęsna dziewczyna upadła na
prawy bok.
Szymon Długijaś zwrócił się do tłumu i powiedział:
- Zabijcie raczej mnie!
Podniosły się wrzaski i padło kilka kamieni na szafot, gdzie kacica umieszczała głowę
skazanej ponownie na pieńku.
Mąż podniósł znowu topór i za drugim ciosem nadrąbał dość głęboko kark skazanej,
ale puścił topór, a dziewczyna upadła nań z jękiem.
Ryk nieludzki podniósł się z piersi tłumu, grad kamieni posypał się na szafot a
Szymon, dwaj jezuici i dwaj kapucyni skoczyli na dół i coprędzej ukrywszy się w kapliczce,
zamknęli się w niej szczelnie. Kacica pozostała sama z ofiarą na szafocie, zaczęła szukać
topora. Nie znalazłszy go jednak, gdyż leżał pod Heleną, chwyciła stryczek, związała w pętlę,
zarzuciła go jej na szyję i zaczęła dusić co sił, opierając się stopami o jej piersi. Ale Helena
chwyciła również oburącz stryczek i zalana krwią, broniła się rozpacznie. Wówczas kacica
ściągnęła ją z szafotu głową na dół po schodach, porwała nożyce i jęła przecinać jej krtań.
Pracowała z Wysiłkiem, ale za chwilę rzeżnicy i mularze, poprzewracawszy na ziemię
policjantów
i łuczników, zajęli dostęp do szafotu i kapliczki. Kilkanaście silnych ramion podjęło
Helenę Gillet, i zaniesioną została do sklepu mistrza Jacquin, chirurga i bandażysty.
Tłum napierający na drzwi kapliczki, byłby je wyłamał napewne, ale zakonnicy bojąc
się skutków, otwarli je sami i trzymając przed sobą wzniesione w górę krzyże, utorowali
sobie z trudem drogę przez wzburzone fale ludu.
Kat i żona jego legli trupem pod kamieniami i pałkami, a ciała ich wleczono w
tryumfie po ulicach. Tymczasem Helena Gillet odzyskała przytomność w sklepie chirurga i
zażądała wody. Potem podczas bandażowania spytała:
- Jakto, tylko tyle mam ran?
Okazało się, że otrzymała jeszcze dwa pchnięcia szpodą w brzuch, sześć głębokich
sztychów nożyczkami w piersi, usta i gardło, że biodra pokaleczyło ostrze topora, z którym
kacica wlokła ją po ziemi, chcąc zadusić i że wreszcie całe ciało pokryte było tłuczonemi
ranami od kamieni, którymi tłum zasypał szafot.
Przyszła jednak do zdrowia i rany pogoiły się. Przez czas długi mieszkała u chirurga
pod strażą jednego z woznych i ciągle pytała:
- Czy to jeszcze nie koniec? Czy mam umierać drugi raz?
Chirurg i litościwe osoby, mające o niej staranie, pocieszali ją, jak mogli, ale sam jeno
król mógł jej darować życie. Adwokat Favret napisał prośbę, wyjednał podpisy notablów
dijońskich i złożył ją u stóp tronu. W tym właśnie czasie odbywały się huczne zabawy na
dworze z racji małżeństwa HenrykiMarji Francuskiej z królem Anglji. Z tego to powodu
Ludwik  Sprawiedliwy przychylił się do prośby i darował karę W zupełności, będąc, jak
powiada akt łaski, tego zdania, że odcierpiała ona już karę równą, a nawet przewyższającą
karę śmierci.
Helena Gillet odzyskawszy życie, ukryła się w klasztorze w la Bresse i pędziła do
śmierci żywot nabożny i bogobojny.
Taką jest - zakończył mały staruszek - historja Heleny Gillet, znana każdemu dotąd w
Dijon. Czyż nie jest ona zdaniem Waszej Wielebności, zajmująca i ucieszna?
ROZDZIAA XX
SPRAWIEDLIWOZ
- Niestety, - westchnął drogi mistrz mój - nie zdołam przełknąć jednego kąsa i całe
śniadanie się zmarnuje! Serce mi się ścisnęło wobec tych ohydnych scen, któreś nam kreślił,
szanowny panie wozny, w tak układnych wyrazach, a zarazem zejść mi z oczu nie może ta
nieszczęsna pokojówka pani radczyni Josse, którą powieszono, mogąc z nią uczynić coś
nierównie lepszego.
- Jakto? - zdziwił się Wozny - Wszakże Wspominałem Waszej Wielebności, że
dziewczyna ta okradła swą panią! Czyżby więc nie należało, zdaniem księdza dobrodzieja,
wieszać złodziei?
- Prawda, że taki już zwyczaj! - Westchnął mistrz - Ponieważ zaś siła nawyku jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •