[ Pobierz całość w formacie PDF ]

taksówek i pukając w szybę samochodu, budziłem drzemiącego szofera.
- Park na... - zacząłem, zaraz jednak ze wstydem ugryzłem się w
język i poprawiłem szybko: - Proszę na róg Koszarowej i Obserwatoryjnej.
Nie pamiętam numeru.
Taksówkarz nie należał do tych rozmownych. Helsinki były
zupełnie wyludnione. Przejaśniało się. Na wilgotnych brukach
dostrzegłem tylko jednego roznosiciela prasy, starego już człowieka,
pchającego dziecięcy wózek z paczkami świeżych gazet.
Zapłaciwszy za kurs, wysiadłem z taksówki i stwierdziłem, że
chmury zdążyły zrzednąć, odsłaniając jaśniejący błękit. Ruszyłem żwawo
przed siebie i po chwili skręciłem w parkową alejkę. Pod butami zgrzytał
mi żwir. Trawnik był usłany żółtymi liśćmi. W oddali dostrzegłem małego
czarnego pieska, który z nieskrępowaną swobodą biegał między
drzewami. Bez smyczy. Może uciekł? Pierwsza myśl. I wtem nagłe
olśnienie.
Zawsze lubiłem psy. My też mieliśmy jamnika. Tylko że przyszło mi
go uśpić, gdy cała reszta mojego życia legła w gruzach. Sam nie utrzymam
w domu psa. Zbyt długo byłby zdany wyłącznie na siebie, psy nie mogą
tak żyć. A ja nie mogłem siedzieć za biurkiem i rozwiązywać spraw
kryminalnych z jamnikiem pod krzesłem. To niemożliwe. Choć może
gdybym był wystarczająco sławny? Wtedy kto wie.
Było, minęło. Lubię też większe psy. Policyjne. Aobuzy panicznie się
ich boją, ale mamy przecież w naszej policyjnej sforze również łagodnego
wilczura, który łapie swojego pana za rękaw, gdy tylko ten uniesie pałkę.
Wiadomo, suka. Gwizdnąłem cicho. Zaskoczony czarny terier zatrzymał
się i nastawił czujnie uszy. Bardzo ładny pies, elegancko przycięty. Było to
zresztą widać na zdjęciu w  Kurierze . Piesek już chciał przybiec do mnie
i się przywitać, gdy zza zakrętu alejki wyszła jego pani. Ją również
widziałem już w gazecie. Moja nieoczekiwana obecność w parku wyraznie
ją przestraszyła. Stanęła jak wryta, przycisnęła do piersi torebkę i
zaćwierkała cicho:
- Dobry Druhu, do nogi!
Terier natychmiast do niej pobiegł i zawrócił przy jej nodze, gotowy
bronić swej pani. Postawił uszy i wbił we mnie wzrok, chyba nawet
warknął. Uchyliłem grzecznie kapelusza i odezwałem się:
- Zgaduję, że panna Peltonen. Moje uszanowanie. Pochyliła się i
przyczepiła smycz do obroży psa, po czym sprostowała nieśmiało:
- Nazywam się Pelkonen... Dzień dobry.
- Proszę się nie bać - uspokoiłem ją. - Nie mam złych zamiarów.
Jestem kierownikiem grupy dochodzeniowej helsińskiej policji
kryminalnej. - Przedstawiłem się, nie zapominając chyba też o swoim
sędziowskim tytule.
Panna Pelkonen wyprostowała się, wspięła na palce, uniosła
wysoko brodę i odrzekła cierpko:
- Kto by przypuszczał, że gdy tylko samotna kobieta ośmieli się na
chwileczkę spuścić ze smyczy swojego psa w parku, na miejsce zaraz
pofatyguje się aż sam pan sędzia z policji kryminalnej. Niechże pan
posłucha, łaskawy panie, to już chyba jednak gruba przesada.
Co tu więcej opowiadać? Nieporozumienie zostało rychło
wyjaśnione. Dobry Druh ochoczo zaliczył mnie w poczet swoich
przyjaciół, wszystko się ułożyło i spuściliśmy go ze smyczy, aby sobie
pobiegał. My zaś spacerowaliśmy po parku na Wzgórzu Obserwatorium i
żywo dyskutowaliśmy. Słońce już wstało i niebo nabrało owej jasnej
barwy, jaką zobaczyć można w Helsinkach jedynie w pogodną niedzielę
pazdziernika. Pannie Pelkonen kamień spadł z serca, bez ceregieli
opowiedziała mi więc wszystko od początku. Nie pominęła nawet
dżentelmena w zielonym kapeluszu z czerwonym piórkiem, choć wydaje
mi się, że zrazu nie miała zamiaru o nim wspominać, jako że pan ów nie
chciał być w tę sprawę zamieszany.
- Czy to rzeczywiście tak jest, panie sędzio? - spytała w końcu z
błyskiem w oku. - Naprawdę mogłabym się na pana powołać, gdyby
strażnik parkowy znów zaczął mnie besztać?
- Ależ oczywiście - zapewniłem ją. - Sprawa załatwiona. Proszę
wówczas powołać się na mnie, a w razie wątpliwości kazać telefonować do
mnie bezpośrednio, bez względu na porę dnia. Nie sądzę, by któryś
spróbował.
- Czyli że w ciągu dnia też mogę spuszczać Dobrego Druha ze
smyczy? - W głosie panny Pelkonen brzmiało niedowierzanie. - Jak nie
będzie bardzo dużo ludzi? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •