[ Pobierz całość w formacie PDF ]

potwierdzić, \e były wykonywane podczas lądowań na badanym terenie?
90
Pan Samochodzik zawahał się na chwilę.
- No có\ - powiedział. - Niestety, tego nie mogę zrobić. Nie było mnie podczas
wykonywania tych fotografii. Sądzę, \e ich autentyczność mogą potwierdzić moi
współpracownicy: Michaił Derekowicz Tomatow i Paweł Daniec.
- Z pewnością ich o to zapytamy, choć na dobrą sprawę to tylko formalność...
Zmarszczył na chwilę brwi. Widocznie układał w myślach kolejne pytanie. Słońce
powoli zapadało za horyzont. Cela napełniła się kojącym, purpurowym blaskiem.
- Po zakończeniu badań w stanie Mato Grosso przenieśli panowie bazę ekspedycji do
stanu Bahia?
- Tak - potwierdził Pan Samochodzik.
- Rejonem panów nowych badań było pasmo gór Chapada dos Mangabeiras?
- Tak. Zciślej rzecz biorąc, tak\e lasy u ich podnó\a.
- Tak w kwestii formalnej: badania panów nadal miały na celu odszukanie zaginionego
miasta pułkownika Fawcetta?
- Nie tylko. Zamierzaliśmy odszukać tak\e miasto, wspomniane w dokumencie
Raposo.
- I jeszcze jedna kwestia. Szukali panowie tak\e kopalni kruszcu, nale\ących do
legendarnego Muribeki?
- Owszem. Mogę ja teraz zadać pytanie?
- Proszę bardzo.
- O co właściwie będziemy oskar\eni? Nie zrobiliśmy nic złego...
- Panów nieświadomość i otwarte potwierdzenie zarzutów będzie tu niewątpliwie
okolicznością łagodzącą... Jak ju\ wspominałem, chcemy zakończyć całą sprawę
deportacją i kilkuletnim zakazem przebywania w Brazylii. Co do zarzutów, no có\...
Mamy tu po kolei. Zorganizowanie ekspedycji naukowej bez zezwolenia ministerstwa
kultury. Naruszenie przestrzeni powietrznej rezerwatów indiańskich w dorzeczu rzeki
Xingu, w dodatku kilkakrotne... Tym samym, bardzo kruchy rozejm, który zawarł rząd
federalny z Indianami, uległ powa\nemu zagro\eniu. Po drugie, te wszystkie
lądowania... Pańscy współpracownicy penetrowali obszar rezerwatu, co jest surowo
zakazane. Potyczka z Indianami przy przystani, u\ycie broni palnej i świec dymnych...
Plemię Szawantów wysłało w tej sprawie protest do samego prezydenta. Wykonywanie
fotografii na terenie rezerwatu bez stosownego pozwolenia. Nawiasem mówiąc, na
fotografowanie tej okolicy potrzebna jest zgoda ministerstwa ochrony zasobów
przyrodniczych, rządowej agencji do spraw Indian, zarządu rezerwatu i starszyzny
plemiennej...
- Sekundę - wychrypiał Pan Samochodzik i dla uspokojenia napił się kilka łyków wody
z dzbanka.
- Nielegalne poszukiwania archeologiczne - zastępca prokuratora pokazał zdjęcie,
przedstawiające Pawła Dańca z wykrywaczem metalu w ręce, wykopaną przez niego
monetę i Michaiła nad wykopem, pokazującego do obiektywu kawałki spalonego
kauczuku - prowadzone przez ludzi nie mających uprawnień, i tak\e na terenie
rezerwatu. Zresztą, nawet gdyby mieli uprawnienia, to musieliby uzyskać zgodę
ministerstwa dziedzictwa narodowego i powinien im towarzyszyć nasz inspektor
archeologiczny... Swoją drogą, to Indianie \ądają miliona dolarów odszkodowania za
wtargnięcie na ich teren.
Pan Tomasz zgarbił się.
91
- Miliona nie dostaną, ale pięć, sześć tysięcy z was wycisną - uspokoił go zastępca
prokuratora. - Swoją działalność planowali panowie kontynuować na terenie stanu
Bahia... a ściślej rzecz biorąc, badania były prowadzone od przedwczoraj... Do tego
wszystkiego dorzucimy jeszcze analizę map satelitarnych. U nas mogą się tym zajmować
tylko agendy rządowe. Mapy, wykonane przez amerykańskie satelity, zwłaszcza tak
szczegółowe jak te, których panowie u\ywali, są u nas w ogóle zakazane. Mo\na by to
teoretycznie podciągnąć pod szpiegostwo, ale przecie\ wiemy, \e nie są panowie
szpiegami... Wreszcie, niestety, najpowa\niejszy zarzut, te nieszczęsne kopalnie
Muribeki.
- Co z tymi kopalniami? - jęknął aresztant.
- No có\... Prokurator stanu Mato Grosso upierał się, \e poszukiwania kopalni mo\na
podciągnąć pod prowadzenie nielegalnych poszukiwań geologicznych. Wobec faktu, \e
bez przerwy wyłapuje się w d\ungli bandy garimperos, szukających tam złota, uranu i
diamentów, mamy bardzo surowe prawa, regulujące taką działalność... Bez większej
przesady mogę powiedzieć, \e to najsurowsze prawa na świecie...
- No, to koniec - jęknął Pan Samochodzik.
- Ale\ nie - uśmiechnął się zastępca prokuratora. - Wyperswadowaliśmy mu, \e
poszukiwania kopalni nale\y podciągnąć pod nielegalne badania archeologiczne, a nie
geologiczne. Poza tym, na waszą korzyść przemawia wykrycie tych odwiertów w górach
Roncador. To mo\e być powa\na okoliczność łagodząca. Ostatecznie dzięki wam
wykryto naprawdę powa\ne przestępstwo... Proszę się nie martwić. Mój szef osobiście
zadba o to, \eby skreślić maksymalną ilość tych zarzutów. Konsul będzie rano.
Po\egnał się i wyszedł. Pan Samochodzik, zgnębiony, podszedł do okna. Słońce ju\
zaszło. Delikatnie objął dłonią stalowy pręt kraty. Solidnie wpuszczony w mur, ale
niezbyt gruby. Przeszedł się po celi. W podeszwie lewego buta miał \ydowski włos.
Wycięcie kraty zajęłoby mu nie więcej ni\ dziesięć minut. Tylko co dalej? Opuścić się
na linie, uplecionej z pościeli? Przymknął oczy. Od strony bramy więzienie otaczała fosa
wykuta w skale... A z tej strony?
Wyjął z walizki lusterko. Ujął je w dłoń i wysunął pomiędzy prętami. Ustawił je tak,
by jak w peryskopie zobaczyć ewentualną drogę ucieczki. W tym miejscu twierdza stała
na krawędzi urwiska. Pionowa, gładka jak stół, granitowa skała opadała w
trzydziestometrową przepaść. U podnó\a skarpy znajdowały się jakieś budynki,
otoczone wysokim murem. Na dziedzińcu parkowało kilka wozów, w tym nissan patrol,
którym go przywieziono. A więc komisariat policji albo coś podobnego. Zresztą
pokonanie takiego urwiska za pomocą liny z prześcieradła nie wchodziło w grę.
Pan Samochodzik popatrzył na zegarek, a potem doszedł do wniosku, \e trzeba się
wyspać. Umył się szarym mydłem i poło\ył na pryczy. Długo nie mógł zasnąć.
Rozwa\ał w pamięci swoją rozmowę z zastępcą prokuratora. Raz jeszcze powtarzał w
myśli jego pytania i swoje odpowiedzi.
- Nie popełniłem \adnego błędu - mruknął. - Zresztą jak mógłbym się wyprzeć, skoro
to wszystko mają opisane w artykułach?
Wyobraznia podsunęła mu szereg wyjść z sytuacji. Obcią\yć współpracowników,
zełgać, \e zdjęcia były mistyfikacją i w rzeczywistości robiono je w lasach wokół
Cuiaby... Uśmiechnął się zasypiając.
92
Po całodziennym przedzieraniu się przez lasy byliśmy zupełnie wykończeni. Półmrok
zalegający pomiędzy drzewami pogłębił się.
- Trzeba przygotować sobie jakiś nocleg - powiedział Michaił. - Hamaków, niestety,
nie mamy...
Znalezliśmy za to skupisko kilkudziesięciu głazów. Pośrodku powstała sympatyczna
kotlinka, otoczona sporymi blokami nieco zwietrzałego granitu.
- Jeśli tu rozpalimy ognisko, kamienie się nagrzeją i nie zmarzniemy w nocy -
stwierdził Michaił.
- Widzisz tu gdzieś suche drewno? - zapytałem zrezygnowanym tonem.
Nigdzie wokoło nie było ani kawałka czegokolwiek, co nadawałoby się do spalenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •