[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tkwiącym na środku sali zawiniątkiem.
Cassidy chwyciła przedmiot. Rozerwała liście i tym, co znalazła wewnątrz
pakunku, rzuciła w kamienie.
- Jak mogłam być tak naiwna! Nabrałam się na jego sztuczki, choć dobrze je
znam! - wykrzykiwała.
Maks podniósł wyrzucony przedmiot.
- Wyjaśnisz to jakoś? - zapytał, kierując uwagę na mnie. Przełknęłam ślinę na
widok pantofla ze szkarłatnej satyny zdobionej połyskującymi kryształami.
Victoria, kobieta samodzielna i ambitna, zamiast opłakiwać porażkę, wzięła
się do działania. Przez telefon satelitarny, który jak się okazało przez cały czas nosiła
w plecaku, zadzwoniła do Davida Motolli i poczyniła pewne ustalenia. Następnie
poczęstowała nas batonami czekoladowymi. To było śniadanie. W tym czasie chłopcy
wynajęci przez informatora, umknęli niezauważeni.
- Dlaczego Falco uciekł? - wyjęczał Jacek. - Wracajmy do Polski.
- Za godzinę przyleci po nas śmigłowiec - oznajmiła Cassidy.
- Wspaniale! - ucieszył się Maks.
- Nie wiem, czy podtrzymasz swój optymizm, jeśli powiem ci, że nie wracamy
do Cuzco - tu zrobiła wymowną pauzę. - Polecimy wprost do serca dżungli. David był
przeciwny, powiedział, że potrzebuje jeszcze paru dni na przygotowanie wyprawy, ale
przecież nie możemy zwlekać.
- Po co mamy błądzić po buszu, skoro nie masz przedmiotu - klucza? - zapytał
Jacek. Był zniecierpliwiony, marzył o powrocie do domu.
- Pójdziemy w ślad za eskapadą Manuela.
- Jak?
- Do obudowy telefonu satelitarnego wkleiłam mu nadajnik.
- Jak? - powtórzył Jacek.
- Zrobiłam to jakiś czas temu, jak jeszcze... - zawahała się. - Najważniejsze, że
wiemy, dokąd się udali. Manuel niezle to sobie wykombinował. Myślał, że
zostawiając nas tu na pastwę losu, zyska nad nami przewagę. Ale ja nie dam się
zdezorientować!
- W jakim celu zaaranżował przedstawienie z butem? - zapytał Maks.
- Chciał zyskać na czasie, by mieć możliwość zbadania przedmiotu - klucza,
który od łowcy motyli przechwycił zapewne siłą - pacnęła się otwartą dłonią w czoło.
- Jak mogłam być tak głupia! Kiedy wieczorem nie chciał rozpakować zawiniątka,
miałam złe przeczucia. Uśpił je zręcznie, mówiąc o honorze. Manuel nie jest
człowiekiem honoru, ale byłam przekonana, że popisuje się przed Zośką i stąd to
afiszowanie się z nienagannymi manierami.
Jacek dzgnął mnie palcem pomiędzy żebrami.
- Siostrzyczko, co to za historia z tym butem, hę?
Nagle olśniło mnie.
- Wiem, co mogło być na przedmiocie z Vilcabamby! Pamiętacie, byliśmy
wczoraj z Manuelem w punkcie widokowym...
- I co z tego? - wtrącił Maks.
- Spędziliśmy razem sporo czasu. Manuel dużo opowiadał mi o legendach na
temat Eldorado. W pewnym momencie posunął się o krok za daleko i zdradził, że ma
zamiar szukać Złotego Miasta na południowy wschód od dwóch kondorów.
- Na południowy wschód od dwóch kondorów. A więc to tak! - Victoria
podskoczyła z radości.
- Wiesz, gdzie są dwa kondory? - dociekałam.
- Myślę, że Manuel oparł swe przypuszczenia na badaniach pewnego
naukowca noszącego nazwisko Sullivan.
- Poszukiwacza Eldorado? - zapytał Maks.
Cassidy odzyskała dobry humor, mówiła łagodniejszym głosem:
- Nie. Bill Sullivan jest historykiem, naukowcem. Wraz z Fernando Elorietą
dopatruje się znaczenia układu gwiazd dla inkaskiego świata. Twierdzi, że Zwięta
Dolina jest odbiciem Drogi Mlecznej. Oko człowieka zapoznanego z tą teorią może
rozpoznać na górskich zboczach ponad Zwiętą Doliną rzezby przedstawiające
gwiazdozbiory: kondora, lamy, ropuchy, węża i drzewa.
- Podróżowaliśmy przez Zwiętą Dolinę i nie zauważyłem tam żadnej z
wymienionych rzeczy - powiedział Maks.
- Nie wiedziałeś, w jaki sposób patrzeć. Inkowie mogli podziwiać Drogę
Mleczną z gwiazdozbiorami jawiącymi się na niej jako ciemne plamy. I przenieśli to,
co widzieli, na górskie zbocza. Postać kondora można obejrzeć w okolicach Pisac. Na
niezbyt stromym i rozłożystym zboczu widać głowę ptaka z mocno zarysowanym
dziobem i górną część tułowia.
- Czyli jeśli wiesz, skąd patrzeć, znajdziesz kondora, a z innych punktów go
nie widać, tak? - dociekałam. - W jaki sposób można wyrzezbić kondora, żeby był
widoczny tylko z określonej perspektywy?
- Rzezba składa się z czegoś, czego w Zwiętej Dolinie jest pod dostatkiem,
bowiem kondor jest uformowany w dużej mierze z tarasów uprawnych. Wyjaśniałoby
to, dlaczego Inkowie budowali tarasy w miejscach, gdzie na pierwszy rzut oka wydają
się bezużyteczne, ze względu na wysokość położenia, trudny dostęp i niewielkie
rozmiary. Patrzyli nie tylko na funkcję rolniczą tarasów, ale przede wszystkim na to,
jaki kształt nadadzą rzezbie. Warto wspomnieć, że u podnóża kondora leżą ruiny
inkaskiej świątyni. Drugi kondor znajduje się nad miastem Urubamba. Pokazany jest
od tyłu, z wygiętą szyją i olbrzymimi skrzydłami. Nad Ollantaytambo dostrzeżemy
zaś lamę.
- Czy kondory były w szczególny sposób ważne dla Inków? - zapytał Jacek.
- W mitach są kojarzone z przeniesieniem duszy po śmierci do lepszego
świata.
- Jaki związek mogą mieć z Eldorado? - drążył mój brat.
- Nie potrafię dopatrzyć się logicznego powiązania ptaków i Złotego Miasta.
- A gdyby wyjaśnić to w ten sposób, że rzezby kondorów, które były już w
Zwiętej Dolinie, kiedy Inkowie musieli się z niej ewakuować, posłużyły mieszkańcom
Eldorado jako punkt orientacyjny do skonstruowania mapy? - dedukowałam.
- Całkiem możliwe - odparła Cassidy. - Ale twoje tłumaczenie nie przekonuje
mnie do końca. Zamyśliła się, złożyła ręce w pięści. - Pilnowaliśmy zawiniątka,
tymczasem powinniśmy pilnować pana Falco! - powiedziała, ocknąwszy się.
Zabraliśmy najpotrzebniejsze rzeczy, resztę złożyliśmy w pawilonie. Po
południu do Cuzco mieli je zabrać pracownicy Angielki. Po dolinie rozniosło się echo
łomotu helikopterów. Czas na następną odsłonę przygody.
Teresa załatwiała przez telefon sprawy służbowe, Ola z Tolą siedziały w
salonie. Zajęły się doczepianiem do firanki kwiatków uformowanych z papierowych
serwetek. Wymknąłem się z domu niezauważony, wsiadłem do ferrari i odjechałem w
stronę pałacu w Krobielowicach. Po drodze postanowiłem, że najpierw przyjrzę się
monumentowi wystawionemu feldmarszałkowi wiele lat po jego śmierci.
Nie chciałem zostawiać samochodu przy grobowcu, ponieważ nietrudno było
zauważyć go z drogi, ale nie znalazłem lepszego miejsca. Zamknąłem auto i
poboczem poszedłem do pałacu. Musiałem zastanowić się nad sensownością dalszego
pobytu w Krobielowicach. Zośka z Jackiem i Maksem - jak mi się zdawało - dawno
zapomnieli o sprawie lamp, pochłonęła ich legenda o Eldorado. A jeśli chodzi o
lampy, no cóż... Może miały dla Manuela Falco wartość sentymentalną?
Faktem jest, że wyrób należący do Teresy był niegdyś ciekawym eksponatem,
ze znakomitej i sławnej huty. Ale kiedy karafince odcięto szyjkę, to z punktu
widzenia kolekcjonerskiego bezpowrotnie straciła wartość. Z racji tego, że karafinki
pochodziły z miejsca oddalonego od Krobielowic o kilkaset kilometrów, trudno było
przypuszczać, ażeby w jakikolwiek sposób łączyły się z pałacem. Stale frapowało
mnie jednak to, że karafinkami zainteresował się Falco, który był przecież wybitnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •